Latem 1944 roku na murach Zamku w Łańcucie i parkanie otaczającym park zawisł napis w języku rosyjskim: „Muzeum Narodu Polskiego”. Taką „zaporę” przed sowieckimi sołdatami umieścił pełnomocnik ordynata Alfreda Potockiego – Juliusz Wierciński. Rezydencja Potockich ocalała dzięki temu, że już w pierwszych powojennych miesiącach przeznaczona została na muzeum. Wprawdzie były zakusy, by w parku wybudować skansen, a w pokojach „odtworzyć” wnętrza chłopskich chat, ale ostatecznie zamek zachował pierwotną formę i otoczenie. Nie został splądrowany, ani spalony. Dziś przyciąga tysiące turystów rocznie i przez najbliższe miesiące będzie świętować 75. rocznicę utworzenia muzeum. W poniedziałek, 4 listopada, Łańcut odwiedzili goście z całej Polski. Wręczono Medale „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i otwarto wystawę odzyskanej niedawno w Peru części kolekcji Potockich, w tym pierwszy portret królowej Marysieńki, ukochanej żony Jana III Sobieskiego oraz obraz Św. Rodziny przestrzelony turecką kulą.
Najprawdopodobniej najstarszy portret królowej Marysieńki z czasów, kiedy była jeszcze żoną Jana Zamoyskiego, a także podobizna Jana III Sobieskiego oraz obraz „Św. Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem”, który był w rękach rycerza walczącego pod Wiedniem w 1683 roku – to najciekawsze eksponaty wystawy „Łańcuciana w zbiorach Fundacji Trzy Trąby i Fundacji im. Feliksa hr. Sobańskiego”, jaką otwarto w poniedziałek, 4 listopada, w Jadalni nad Bramą, w Muzeum-Zamku w Łańcucie. Należą do kolekcji, którą hrabia Alfred Potocki wywiózł w lipcu 1944 roku tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. To część zbioru, który udało się niedawno odkupić i sprowadzić do Polski Fundacji Trzy Trąby i Fundacji im. Feliksa hr. Sobańskiego. Odnaleziony zostały w Limie, w Peru. Właścicielka – Włoszka – otrzymała je jako zapłatę za dług od Stanisława Potockiego. 20 eksponatów zgodziła się sprzedać za 180 tys. zł, co jest ceną niewielką za tak cenne zabytki.
Cenne obrazy odzyskane w Peru. Fot. Tadeusz Poźniak
Obrazy wymienione na początku były już prezentowane w Nieborowie. Teraz wraz z pozostałymi obiektami, które musiały być poddane renowacji, trafiły na wystawę do Łańcuta. Otwarcie wystawy zapoczątkowało obchody 75. rocznicy utworzenia muzeum w Zamku łańcuckim. Z tej okazji do dawnej rezydencji Potockich przyjechali goście z kraju i zagranicy. Byli przedstawiciele władz samorządowych i rządowych, marszałek podkarpacki Władysław Ortyl i wojewoda dr Ewa Leniart, delegat z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz dyrektorzy muzeów z różnych zakątków Polski. Nie zabrakło przedstawicieli fundacji, które odzyskały prezentowane na wystawie skarby – Macieja Radziwiłła i Michała Sobańskiego – oraz przedstawiciela rodziny Potockich – Jana Romana Potockiego (jego ojciec po śmierci Stanisława, bratanka ostatniego ordynata, został głową rodziny Potockich). Dyrektor Wit Karol Wojtowicz, który kieruje już łańcuckim muzeum od 30 lat, otrzymał Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Złoty Medal otrzymało także Muzeum-Zamek w Łańcucie, zaś Brązowy Medal – wicedyrektor Muzeum Grażyna Ulma. To najwyższe odznaczenia, jakie przyznaje Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" dla Wita K. Wojtowicza. Fot. Tadeusz Poźniak
Jubileuszowe spotkanie stało się świetnym pretekstem do wspomnień o początkach Muzeum-Zamku w Łańcucie. Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński w liście do uczestników poniedziałkowego jubileuszu napisał, że to, iż Zamek mimo wojennej zawieruchy ocalał, można uznać za cud. „Ślady po beczkach z piwem na historycznych posadzkach zamkowych pozostawione po zaledwie jednej dobie stacjonowania w Łańcucie sowieckiej Armii Czerwonej można by właściwie wpisać do inwentarza muzealnego jako widomy znak Opatrzności, której zawdzięczamy zachowanie dla nas tego jednego z najpiękniejszych wnętrz pałacowych w Polsce”, zauważył wicepremier, wspominając o ogromnej dziś wartości zabytku, jak i ważnych wydarzeniach kulturalnych, jakie z tym miejscem się wiążą: o organizowanym od 1961 roku Muzycznym Festiwalu w Łańcucie i od 1975 roku Kursach Interpretacji Muzycznej. Dodał, że to Muzeum-Zamek w Łańcucie było inwestorem odpowiedzialnym za budowę Muzeum Polaków Ratujących Żydów w czasie II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.
Znaczenie dla ocalenia Zamku z pewnością miała zapobiegliwość ostatniego ordynata Alfreda hrabiego Potockiego, który wyjeżdżając z kraju powierzył pieczę nad rezydencją Juliuszowi Wiercińskiemu, zastępcy dyrektora dóbr ordynacji. Sam wyjechał 23 lipca 1944 roku. Wcześniej na Zachód wysłał także najcenniejsze dzieła sztuki, meble i przedmioty. Otrzymanym od Niemców pociągiem pod eskorta żołnierzy wywiózł około 700 skrzyń. Skarb najpierw trafił do Wiednia, potem Liechtensteinu, a po wojnie do Szwajcarii i Francji. Część wraz z jednym ze spadkobierców – do Ameryki Południowej. W Zamku została jednak nadal ogromna ilość cennych przedmiotów, które stałyby się zapewne łupem Sowietów i wojennych szabrowników, gdyby nie szybkie utworzenie w Zamku muzeum. Już 31 lipca 1944 roku Juliusz Wierciński na bramach parku zawiesił kartki z napisem w języku rosyjskim „Muzeum Narodu Polskiego”, czym uratował zamek łańcucki przed dewastacją.
Fot. Tadeusz Poźniak
– Różnie je początkowo nazywano – Muzeum Narodu Polskiego, Muzeum Państwowe w Łańcucie, Państwowy Ośrodek Muzealny – wymienia dyrektor Wojtowicz. – Pierwszy statut muzeum otrzymało w 1960 roku, a od 1966 roku używamy nazwy Muzeum-Zamek w Łańcucie. Początki były trudne. 3 listopada 1944 roku odbyła się w Zamku ludowa zabawa, która trwała aż do rana, a jej punktem kulminacyjnym było zdjęcie herbów arystokratycznych właścicieli zamku. Kartusz z herbem Szreniawa (herb Lubomirskich) osobiście rozbijał premier utworzonego w Lublinie fasadowego rządu PKWN – Edward Osóbka-Morawski, mówiąc: „Wszystko, co złe w proch się rozsypie. Wszystko, co dobre na wieki pozostanie”. Na miejscu umieścił piastowskiego Orła Białego. Zaraz po wojnie wojewoda rzeszowski wpadł na pomysł, by w parku utworzyć skansen budownictwa ludowego, a wnętrza chałup chłopskich odtworzyć w pokojach. Był także pomysł, by we wnętrzach utworzyć muzeum ruchów chłopskich. Bardziej rewolucyjnym pomysłem wydawało się jednak przekształcenie całości na bursę. Pierwsze wystawy rzeczywiście poświęcono sztuce ludowej. Zaczęto tworzyć w muzeum dział etnograficzny i nawet zakupiono na okolicznych bazarach 2 tysiące eksponatów. Potem brakło funduszy i może dobrze, bo muzeum skoncentrowało się na pierwotnych eksponatach.
W pierwszych latach powojennych zbiory z Łańcuta wędrowały m.in. do Muzeum Narodowego w Warszawie, do Ossolineum, a budynki były w ruinie. Nieogrzewany budynek i zaniedbywany niszczał. W znacznej części zamku znajdował się dom wypoczynkowy, a goście wyprawiali różne rzeczy – wypalali dziury papierosami w tapetach, niszczyli pokrycia mebli.
– Pierwszą profesjonalną inwentaryzację zbiorów, w latach 1948-1950 przeprowadził kustosz Stanisław Gepner, pracownik Pałacu w Wilanowie, współtwórca Muzeum Wojska Polskiego – mówi Wit K. Wojtowicz. – W 1952 roku dyrektorem muzeum został Antoni Duda-Dziewierz, który dzięki gospodarskiemu podejściu sprawił, że Zamek zaczął dźwigać się z ruiny. Pokryto nową blachą dach, osuszono mury, uzupełniono wybite okna, przeprowadzono odgrzybianie. Kolejny dyrektor Władysław Czajewski sprawił, że cały kompleks – Zameczek Romantyczny i przede wszystkim Julin – tętniły życiem. Czajewski codziennie rano objeżdżał meleksem park, zaglądał w każdy kąt.
Michał Sobański, Aldona Cholewianka-Kruszyńska, Maciej Radziwiłł. Fot. Tadeusz Poźniak
W 1964 roku przy bramie głównej Zamku posadowiono tablicę z napisem, który informował, że ta rezydencja przez całe stulecia była symbolem nierówności społecznej. Usunięto ją i schowano do magazynów w 1989 roku. W 1990 roku Władysława Czajewskiego zastąpił Wita Karol Wojtowicz. Za jego rządów, z pomocą unijny funduszy, samorządu województwa podkarpackiego i ministerstwa kultury przeprowadzono gruntowne remonty i zabezpieczenia. Rezydencja po każdym z nich wyglądała piękniej, a zwiedzającym udostępniano kolejne pomieszczenia i budynki (np. maneż). Teraz kończy się kolejna potężna inwestycja, obejmująca konserwację zamkowych fundamentów, remont łaźni oraz oranżerii.
Rezydencja zawdzięczająca swą świetność wpierw Lubomirskim, a później Potockim, dziś jest najcenniejszym zabytkiem województwa podkarpackiego.
– Dom historyczny to miejsce pamięci – pod względem topograficznym, ale także w sensie symbolicznym. Zakotwiczonym w pamięci, skłania do myślenia o wydarzeniach historycznych, związanych z nim ludzi, zwyczajów, artefaktów, symboli – podkreślił podczas jubileuszu dyrektor Wojtowicz.
– W imieniu rodziny byłych właścicieli pragnę przekazać, ze jesteśmy wzruszeni tym, jak ten zamek wygląda dzisiaj – mówił Jan Roman Potocki. – Te momenty, które świętujemy dzisiaj inaczej wyglądają dla rodziny niż dla państwa polskiego. 75-lecie utworzenie Muzeum-Zamku w Łańcucie łączy się z opuszczeniem domu rodzinnego przez czwartego ordynata Alfreda Potockiego. Przekazując Zamek symbolicznie Narodowi Polskiemu Wierciński uratował go od zniszczeń. Ten symboliczny akt został sformalizowany propagandowym rozbiciem herbu znad bramy przez Osóbkę-Morawskiego. Tamte wydarzenia ani dla mnie, ani dla moich przodków nie są okazją do świętowania. To bardziej upamiętnienie tych licznych pokoleń, które mają trwałe miejsce w historii Polski. Dziękuję za tę minutę ciszy, którą dziś uhonorowano dawnych mieszkańców Zamku – powiedział Jan Roman Potocki podczas jubileuszowej uroczystości.
Jan Roman Potocki. Fot. Tadeusz Poźniak