– Nadwornym lekarzem króla Stefana Batorego był Andrzej Oko, który zwykł mawiać: „Wasza Wysokość, nie ma takiego lekarstwa, którego by ruch nie zastąpił. I nie ma takiej choroby, na którą ruch by nie pomógł”. Recepta na szczęście – śmiech i ruch. Uśmiechnij się, wyjdź z domu, pobiegaj, a endorfiny ruszą. Zacznij postępować tak, aby chciało Ci się śmiać, a nie płakać – przekonywała dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, w środę, 27 lutego br. w Rzeszowie. Znana psycholog, wspólnie z teologiem i etykiem, ks. prof. Alfredem Wierzbickim podczas spotkania w Filharmonii Podkarpackiej próbowała odpowiedzieć na pytanie: Czy szczęścia można się nauczyć?
Na pytanie „Czy szczęścia można się nauczyć?” starali się odpowiedzieć kolejni goście tegorocznej edycji cyklu „Wielkie Pytania w Nauce”, organizowanego przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, we współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym”. Spotkanie z dr Ewą Woydyłło-Osiatyńską i ks. prof. Alfredem Wierzbickim. Rozmowę poprowadził poeta i publicysta tygodnika – Wojciech Bonowicz.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest doktorem psychologii i terapeutą uzależnień. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Ks. prof. Alfred Wierzbicki, teolog i etyk, jest wykładowcą wielu prestiżowych uczelni m.in.: Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie, Uniwersytetu w Parmie St. Thomas University w St. Paul (USA). Tym razem oboje próbowali odpowiedzieć, czym ono właściwie jest i czy istnieje recepta, jak je osiągnąć?
– Są dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że powinniśmy skupić się na tym, co mamy, a nie na naszych brakach. Druga kwestia to myślenie o rzeczach, które sprawiają nam radość – wyjaśniała Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Według psycholog każdy może czuć się szczęśliwy, wystarczy nauka i praca nad sobą, czyli dogłębne poznanie siebie. – Nie chodzi mi tu o 7-letnią freudowską psychoanalizę. Wystarczy usiąść z kartką papieru oraz długopisem w ręku i odpowiedzieć sobie na następujące pytania: w jakich sytuacjach czuję się najlepiej, co lubię robić, kiedy czuję radość itd. To będzie początek spektakularnych zmian.
Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Fot. Archiwum Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Terapeutka przekonywała, że aby osiągnąć szczęście, nie warto zajmować się problemami, trzeba je rozwiązywać. – Życie potrafi być brutalne, borykamy się ze zmartwieniami i kłopotami. Najgorsze, co możemy zrobić, to roztrząsać nieszczęścia. Problemem trzeba się zająć głównie po to, by go rozwiązać. Nic więcej. Jeżeli potrafię przebaczyć złą pogodę, gdy planowałam wycieczkę, albo darować osobie, która mnie zawiodła, to jestem na dobrej drodze do odnalezienie spokoju, który przełoży się na moje poczucie szczęścia – mówiła psycholog.
Szczęście ma zapewnić człowiekowi jeszcze jedna, nieoceniona umiejętność – akceptacja, która jest niezbędna do utrzymania i pielęgnowania pogody ducha. – Jest taka modlitwa, której autorstwo przypisuje się Markowi Aureliuszowi. Rozpropagowali ją Anonimowi Alkoholicy. To modlitwa o pogodę ducha: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić. I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego” – tłumaczyła psycholog.
Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska podkreślała, że każdą, nawet najboleśniejszą sprawę, taką jak chociażby strata najbliższej osoby, trzeba zaakceptować. Dlatego, że w człowieku z natury drzemie zdolność do podnoszenia się z kryzysowych sytuacji. Jak się to ma do szczęścia?
– Nasze życie składa się ze strat. Tracimy dzieciństwo, bliskich, dalekich, wartości, a nawet złudzenia. Akceptacja i zgoda z tym, co niesie nam czas, pozwala przetrwać i być wdzięcznym za każdy dzień – dodaje terapeutka.
– Szczęście przychodzi wtedy, gdy nie rezygnuję z bycia sobą, buduję oraz pracuję nad własną osobą – kontynuował ks. prof. Alfred Wierzbicki, teolog i etyk. – Szczęście rozgrywa się w profilu „być”, a nie „mieć”.
Do istoty szczęścia według teologa należy zgoda z samym sobą, która w dzisiejszych czasach stanowi ważny problem kulturowy, a nawet cywilizacyjny. – Żyjemy w kulturze, która opiera się na złudnym poczuciu szczęścia. Świetnie obrazuje to spektakl Antona Czechowa, który jest galerią odmiennych osobowości na różnych etapach życia. To historia postaci, z których każda legitymuje się innym światopoglądem i wyznaje inne zasady. Spektakl pokazuje nostalgię za wyimaginowanym szczęściem i jednocześnie utratę tego rzeczywistego, które przydarza się nam każdego dnia w prostych rzeczach, słowach czy spojrzeniach – dodaje ks. Prof. Alfred Wierzbicki.
Fot. Archiwum Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska jako psycholog zajmuje się od 1987 roku leczeniem uzależnień w Ośrodku Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
– Jak człowiek może odzyskać coś, co uzależnienie zniszczyło, czyli wolną wolę? Właśnie na tym polega istota transcendencji, czyli tego, co nazywamy przekraczaniem własnych granic. Człowiek, aby wyjść z nałogu, musi dokonać zmiany siebie. To prawie nieosiągalne, a jednak okazuje się możliwe. Od 40 lat w tym zawodzie byłam świadkiem tysięcy osób, które po terapii zrywały z uzależnieniem, rozkwitały i zmieniały swoje życie, czyniąc je pięknym. Skoro one potrafią, to czemu my nie możemy spróbować? Czemu nauczyciele, matki czy ojcowie nie mogą zachęcać do szczęścia? – pytała psycholog.
Zdaniem psycholożki, w pogoni za szczęściem nie można przeoczyć także dwóch ważnych i z natury prostych elementów. – Gdy się uśmiechamy, wydzielają się hormony szczęścia, czyli nasze własne środki uśmierzające ból fizyczny i egzystencjalny. Podobnie jest z aktywnością fizyczną. Jej dobroczynny wpływ na nasze samopoczucie zauważono setki lat wstecz. Nadwornym lekarzem króla Stefana Batorego był Andrzej Oko, który zwykł mawiać: „Wasza Wysokość, nie ma takiego lekarstwa, którego by ruch nie zastąpił. I nie ma takiej choroby, na którą ruch by nie pomógł”. Uśmiechnij się, wyjdź z domu, pobiegaj, a endorfiny ruszą. Zacznij postępować tak, aby ci się chciało śmiać, a nie płakać – przekonywała dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.