Reklama

Biznes

Abp Ryś i Szymon Hołownia w Rzeszowie: Zacznijmy od “przepraszam”

Alina Bosak
Dodano: 22.01.2019
43833_spotkanie
Share
Udostępnij
– Najbardziej brakuje mi listu Episkopatu, w którym my pierwsi powiemy „przepraszam”. Ale to musi być poważne „przepraszam”, to znaczy, musimy także nazwać swoje winy – powiedział abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, członek Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski w poniedziałek, 21 stycznia br., w Rzeszowie. Odniósł się w ten sposób nie tylko do zabójstwa prezydenta Gdańska i mowy nienawiści, ale i do problemów współczesnego chrześcijaństwa. – Nam chrześcijaństwo pomyliło się z ideologią. Z Ewangelii robimy soczek. Żyjemy w katolickiej bańce i podniecamy się, że 40 proc. Polaków chodzi do kościoła. Czy w nas jako chrześcijanach widać tę miłość? – pytał Szymon Hołownia. Spotkanie ze znanym dziennikarzem i abp. Rysiem przyciągnęło do Filharmonii Podkarpackiej niemal tysiąc osób
 
Otwarte wykłady i debaty organizowane od trzech lat przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem. Spotkanie z abp. Grzegorzem Rysiem i dziennikarzem Szymonem Hołownią będzie jednak należało do rekordowych pod względem frekwencji. Publiczność zajęła nie tylko dużą salę koncertową Filharmonii Podkarpackiej, ale również kameralną, w której transmitowano to, co działo się na głównej scenie. Tematem były problemy współczesnego chrześcijaństwa, a spotkanie otwarło nowy cykl debat pn. „W labiryncie świata”, których organizacji wraz z rzeszowską uczelnią podjął się Klasztor Ojców Dominikanów w Rzeszowie, we współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym”. Rozmowę poprowadził publicysta tygodnika – Wojciech Bonowicz.
 
 – Jednym poważnym problemem chrześcijaństwa jest ewangelizacja, czyli to jak przekazywać wiarę – stwierdził już na początku spotkania abp Grzegorz Ryś. – Problemy mogą wynikać z treści Ewangelii, rodzić się po stronie tego, kto przekazuje Ewangelię albo po stronie odbiorcy. Pytanie zasadnicze brzmi: Czy to, co głosimy jest rzeczywiście Ewangelią?
 
 
Arcybiskup wskazał, że możemy ją pomylić z prawem, z promocją i dbałością o instytucję Kościoła, uczynić formą ideologii, formacją nawet polityczną. Mówić o wierze jako religii obywatelskiej. – To bardzo pogańskie podejście – mówił abp Ryś. – W Ewangelii chodzi o osobę Jezusa Chrystusa. Za dużo mówimy o Kościele, za mało o Jezusie. Dziś możliwa jest postawa: Kościół – tak, Chrystus – nie. Oznacza, że jestem w Kościele, w tej instytucji, bo jest to dla mnie w taki, czy inny sposób opłacalne, ale to nie znaczy, że chcę się w życiu kierować nauką Jezusa. Na Jezusa mogę patrzeć, jak na marzyciela, uważając, że tak jak on żyć się nie da. W ewangelizacji istotne jest spotkanie osobiste człowieka z Jezusem. Kościół jest na służbie tej relacji. Kiedy tę relację zgubimy z oczu, wiara bardzo łatwo staje się ideologią, formacja polityczną i wtedy w imię wiary można dokonywać rzeczy strasznych. 
 
Abp Ryś nie ukrywał, że Kościół mający zadanie ewangelizacji, jest także odpowiedzialny za antyświadectwo. – Na ostatnim synodzie biskupów, na którym reprezentowałem polski Kościół, mówiono, że potrzeba wypracować takie sformułowanie nauczania na temat miłości, ciała, seksu, życia erotycznego, aby młodzi ludzie chcieli się w tym odnaleźć; że musimy to wszystko na nowo opisać. A we mnie brzmiało, że jest zupełnie inaczej. Mamy już dawno sformułowany ten przekaz. To, czego nauczał Jan Paweł II na temat teologii ciała jest niesłychanie piękną i spójną propozycją. Tylko, że dzisiaj nie za bardzo mamy tytuł moralny, żeby te propozycje przedstawiać młodym ludziom. Kiedy mówię do nich, że życie erotyczne jest niesłychaną wartością, bo jest znakiem oddania osoby drugiej osobie, to młodzi mogą zapytać: „A wy coście zrobili? A te wszystkie krzywdy, które są przestępstwami przeciwko małoletnim? Co wyście zrobili z życiem erotycznym?”. To jest właśnie antyświadectwo, które zatrzymuje nas w punkcie wyjścia. Nie możemy mówić o Ewangelii, bo staliśmy się antyświadkami.
 
Szymon Hołownia uważa, że Polacy żyją w katolickiej bańce. Co roku liczymy wiernych i komunikanty. Cieszymy się, że 40 proc. Polaków chodzi do kościoła. – Przestańmy się tym podniecać. Zapytajmy, czy w nas  jako w chrześcijanach widać miłość do człowieka, ciekawość ludzi, ciekawość Boga – uprzytomnił na spotkaniu dziennikarz. – Mówili mi przed chwilą, że na Podkarpaciu najwięcej ludzi chodzi do kościoła. Świetnie, ale to o niczym nie świadczy. Pozwólcie, że wejdę na wasze fora internetowe, na facebooki, poczytam, jak się do siebie odnosicie. Czy na Podkarpaciu jest wyraźnie mniej hejtu w Internecie niż w całej Polsce? Czy Podkarpacie przoduje w Polsce, jeśli chodzi o przywracanie sprawiedliwości? Czy Podkarpacie jest bliżej raju niż łódzkie, szczecińskie lub podlaskie? Czy jak się wysiada na lotnisku w Jasionce, widać, że ludzie jakoś inaczej się do siebie odnoszą? Są ewangeliczni, chętni do służby? Jeżeli tak, to uwierzę, że jesteście najbardziej religijnym obszarem Polski.   
 
 
Szymon Hołownia stwierdził, że chrześcijaństwo to religia, która poprzeczkę stawia wysoko. Jest radykalna. Tymczasem, czytając u Mateusza 5, „Byłeś obcy, a przyjęliście mnie”, zaraz dodajemy wyjątek – „Nie dotyczy muzułmanów”. – Kiedy mowa o aborcji, wiemy, czego wymagać od innych, ale kiedy Jezus mnie przychodzi urządzać życie, to się zaczyna szukanie wymówek: „Przecież On, czyli Jezus, nie mógł mieć tego na myśli” – stwierdził Hołownia. – Przestańmy robić z Ewangelii ten kotlet, który ma nam zabezpieczyć granice, sprawić, że wszyscy będą zdrowi. To jest poważna rzecz, z którą trzeba się zmierzyć. Podróżując po Polsce, spotykam dobrych ludzi i w nich widzę wiosnę w Kościele. 
 
Dziennikarz przywołał także doświadczenia z Demokratycznej Republiki Konga, gdzie założona przez niego Fundacja Dobra Fabryka finansuje wiejski szpital i ośrodek leczenia głodu. Mówił o wstrząsie, gdy pokazano mu nagranie, na którym kameruńscy żołnierze rozstrzeliwują dwie kobiety i dwoje dzieci – siedmiolatka i niemowlę. – Świat, który robi takie rzeczy dzieciom, nie zasługuje, by istnieć. Widocznie Bóg jeszcze w człowieka wierzy. Przestańmy gadać i zacznijmy robić – zaapelował Hołownia.    
 
Spotkanie w Rzeszowie wypadło niedługo po dramatycznych wydarzeniach w Gdańsku i zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza, więc padło też pytanie o źródła zła i przeciwdziałanie mowie nienawiści. – Z tym też musimy się zmierzyć – stwierdził Wojciech Bonowicz. – Ciężkie rzeczy mówiłeś nam Szymon. Także w tych dniach nie brakowało w Internecie złych emocji, ale uderzające było to, jak wiele było dobrych. Najbliższy numer "Tygodnika Powszechnego" na okładce będzie miał hasztag: „Ludzi dobrej woli jest więcej”. Może musimy to sobie powtarzać, by w to uwierzyć? Ale co jako wspólnota chrześcijan w Polsce możemy zrobić, aby ten język publiczny i prywatny był lepszy? 
 
– Pilnować siebie i pilnować innych – odpowiedział Szymon Hołownia. – To program negatywny. W końcu komuś puszczą nerwy – ripostował abp Ryś, przypominając scenę z książki „Paragraf 22”, w której główny bohater idzie zameldować się pułkownikowi i całą drogę powtarza: „Żebym go tylko nie strzelił w gębę”. I gdy tylko do niego dotarł, od razu mu przyłożył. – Powstrzymywać się od hejtu – to nie wystarczy – stwierdził abp Grzegorz Ryś. – Zamiast nawoływać się nawzajem do zaprzestania wyzwisk i powstrzymania agresji, może ktoś pierwszy z nas powiedziałby „przepraszam”. To bardzo pozytywne i otwierające słowo. Żeby powiedzieć przepraszam i żeby to było uczciwe, muszę wiedzieć, że zrobiłem coś złego. To się mocno wiąże z wizją Kościoła, chrześcijaństwa i zrozumienia, czym ono jest – mówił abp Ryś, dając następujący przykład: – Kiedyś jako biskup pomocniczy krakowski, wizytowałem ogromną parafię. Wizytacja trwała cztery dni. W jej trakcie spotykałem się z działającymi w niej wspólnotami. W dekrecie powizytacyjnym napisałem proboszczowi: Macie bardzo wiele małych wspólnot i jedną, która myśli rzeczywiście ewangelicznie – to jest wspólnota Anonimowych Alkoholików. To nie żart. Przewaga, którą mieli Anonimowi Alkoholicy nad całą resztą ludzi z tych innych pobożnych wspólnot, brała się stąd, że wiedzieli, iż sięgnęli w życiu dna i to im nakazywało mocno się powstrzymać przed krytyką drugiego człowieka. Przeciwnie, mieli niesłychaną zdolność słuchania się nawzajem – bez osądu, bez oceny, bez jadu. To się bierze z uznania swojego grzechu. Więc, by nie uciekać od trudnych odpowiedzi, powiem, że różnych rzeczy brakuje mi w listach Episkopatu, ale to, czego mi najpierw brakuje to list, w którym pierwsi powiemy „przepraszam”. Mam głębokie przekonanie, że napiszemy kiedyś taki list. Niezależnie od tego, jak to będzie przyjęte w publicznej debacie. Ale to musi być poważne przepraszam, to znaczy, musimy także nazwać swoje winy. 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy