Reklama

Biznes

Poseł jest od konkretnej pracy, a nie od pokazywania się

Z Maciejem Masłowskim, posłem Kukiz'15 z Podkarpacia, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 04.05.2016
26755_0K3A1130
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Ta kadencja to poselski debiut nie tylko Pana, ale i większości posłów z Waszego klubu, co kontrastuje z klubami PiS, PO czy PSL, gdzie wielu posłów to sejmowi „starzy wyjadacze”, obecni w parlamencie od kilku kadencji. Łatwo było odnaleźć się w tym sejmowym tyglu?
 
Maciej Masłowski: O dziwo, dość łatwo. Natomiast, jak Pan zapewne pamięta, od początku działania w tej kadencji parlamentu zostaliśmy wrzuceni na głęboką wodę, bo zaraz zaczęło się szybkie procedowanie, nocne obrady, konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, ustawy medialnej itd. 
 
To dobrze czy źle, że pracowaliście tak szybko?
 
Wydaje mi się, że dobrze. Nie było czasu na powolne wdrażanie się, tylko trzeba było szybko czytać regulamin, uczyć się, jak działa machina sejmowa. Niektórzy mi mówili: „przez pierwszy rok będziesz się wdrażał”. A tu ten rok skrócił się do 3 miesięcy: co tydzień posiedzenie, w Sejmie bywałem więcej niż w domu. Cały czas jeszcze patrzę na to wszystko nie z punktu widzenia polityka, tylko zwykłego obywatela. Ciężko mi zrozumieć to, że najpierw obserwuję te wszystkie spory na sali, a później widzę te same osoby, które w kuluarach, gdy kamery nie widzą, rozmawiają, dowcipkują, bawią się razem. Dosyć szybko jednak zrozumiałem, że gdyby ten poziom emocji, który dominuje na sali plenarnej, przenieść np. do pracy w komisjach, to nic by się nie dało zrobić. Choć, oczywiście, w komisjach też nie jest łatwo. 
 
Na początku klub Kukiz’15 wydawał mi się luźną zbieraniną osób, które nic nie łączy poza osobą lidera. Okazało się, że są tam ciekawe postacie, nie tylko marszałek Kornel Morawiecki, bohater podziemia „Solidarności”, ale także np. przedsiębiorca Marek Jakubiak, Piotr "Liroy" Marzec, czy Rafał Wójcikowski, który ze swadą przedstawił sensowną alternatywę dla programu 500+.
 
Tyle, że na razie zderzamy się z sejmową rzeczywistością. Nie jestem ani zwolennikiem PiS, ani Platformy, ale muszę przyznać, że w każdym z tych klubów są mądrzy ludzie. Rozmawiam z nimi, mają wiele świetnych pomysłów. Lecz kiedy mówię, by zgłosili taki projekt, odpowiadają, że nie mogą, bo mają dyscyplinę partyjną. Za głosowanie inaczej niż klub płacą kary pieniężne i wiadomo, że w następnych wyborach nie będzie ich na listach.
 
Jak ten problem wygląda w Waszym klubie?
 
Mamy rekomendacje, ale nie mamy dyscypliny, co można zobaczyć w wynikach każdego głosowania. 
 
Według jakich zasad układacie stosunki wewnątrz klubu?
 
Spotykamy się w te 40 osób ze świadomością, że nikt z nas nie jest specjalistą od wszystkiego. Gdyby mnie Pan zapytał o rolnictwo, to bym nie udawał, że się na tym znam. Moją specjalnością są nowe technologie, informatyzacja, cyfryzacja. W tych sprawach się wypowiadam. W kwestiach rolnictwa wypowiada się inny poseł, socjalnych – jeszcze inny itd. Pozostali słuchają, potem dyskutujemy. Czasem  szybko uznajemy, że coś jest dobre, a czasem po długiej dyskusji pół sali uważa, że rację ma ten poseł, a drugie pół – że inny. Często w głosowaniach np. 12 osób głosuje „za”, 20 – „przeciw”, kilka się wstrzymuje. W kwestiach światopoglądowych staramy się pytać wyborców. 
 
W obecnym sporze PiS z PO, KOD-em i Nowoczesną m.in. o Trybunał Konstytucyjny, Kukiz’15 – jak widzę – dystansuje się od obu stron. To dobra strategia?
 
Staramy się znaleźć rozwiązanie dobre dla Polski i Polaków. Nie podobało nam się to, co w czerwcu ub. roku zrobiła Platforma, więc byliśmy za wyborem nowych sędziów. Natomiast kiedy przyszło do wyborów i ich sylwetki pojawiły się wieczorem, a następnego dnia miało być głosowanie, nie wzięliśmy w nim udziału, tłumacząc, że nie znamy tych ludzi, których PiS chce „przepchnąć” w kilka godzin. Później Nowoczesna, Platforma i PiS spierali się, a my szukaliśmy rozwiązania. I znaleźliśmy: żeby sędziowie byli wybierani przez 2/3 Sejmu. Uważamy to za rewelacyjne rozwiązanie, bo jeszcze długo nie będzie opcji politycznej, która będzie miała w Sejmie 2/3 posłów. Proponowaliśmy też, by tymczasowo było 18 sędziów oraz żeby o Trybunale Konstytucyjnym decydował Sąd Najwyższy. Przyjechała Komisja Wenecka i co zaproponowała? Żeby 2/3 posłów wybierało sędziów TK. To by przynajmniej na jakiś czas zażegnało spór. Zastanawiam się, co by wtedy mówiły Platforma czy Nowoczesna. Pewnie wymyśliłyby jakiś inny sporny temat. Bo chodzi nie o konkretną pracę, lecz o to, by być cały czas obecnym w mediach.
 
Nie wiem, jak inni koledzy, ale ja bardzo nie lubię się kłócić. Dla mnie ciężką rzeczą jest chodzenie na panele polityczne do Radia Rzeszów, gdzie jedni zakrzykują drugich. Ja tam siedzę, lecz mogłoby mnie tam wcale nie być. Dlaczego debatujemy w Sejmie do nocy? Mechanizm jest prosty: zaczyna się posiedzenie, zgłaszają się posłowie ze wszystkich opcji z pytaniami. Kilkudziesięciu posłów, po 2 minuty każdy plus dojście na mównicę, to daje już kilka godzin. Do tego posłowie często nie słuchają, że kolega, który siedzi dwa miejsca dalej, zadał już to samo pytanie, i je po raz kolejny powtarzają. Chodzi o to, że później będzie można wrzucić to wystąpienie na Facebooka czy Twittera. 
 
Po tych kilku miesiącach, jaki ma Pan pomysł na swoje funkcjonowanie w Sejmie?
 
Mam pomysł na siebie, natomiast jest tu zderzenie dwóch rzeczy. Z jednej strony chciałbym robić swoje: przychodzą ludzie, ja ich wysłuchuję, przygotowuję interpelacje itd. Najgorsze są jednak – i to jest ta druga strona medalu – kwestie wizerunkowe: muszę pojawiać się na różnych spotkaniach czy uroczystościach. Choćby na chwilę, by się pokazać. Nie lubię tego. Jeżeli mam tam jechać, to po to, by porozmawiać, zintegrować się z tymi ludźmi, a nie – by wpaść na 15 minut, powiedzieć parę słów do mikrofonu, zrobić sobie trzy zdjęcia… i już mnie nie ma. Wcześniej zawsze się śmiałem, gdy politycy tak robili, bo wydawało mi się to nieszczere. Lecz to wszystko sprowadza się do tego, że jeżeli nie będę jeździł i się pokazywał, jeżeli nie będę wrzucał tych fotek na Facebooka, to wszystko inne nie będzie miało znaczenia. Często ludzie nie patrzą, jaką interpelację złożył poseł, tylko czy się pokazywał na różnych imprezach. To mnie bardzo boli. Zazdroszczę zwłaszcza posłom PiS, których jest wielu – mogą się świetnie podzielić: ty pojedziesz do radia, ty na spotkanie w powiecie. Ja muszę pojawiać się wszędzie, bo powiedzą, że ich zlekceważyłem. Też jestem człowiekiem, życia prywatnego właściwie już nie mam, w weekendy staram się wręcz nie odbierać telefonów, ale mówi się, że poseł pracuje całą dobę. Gdyby ludzie przyszli do biura i zechcieli mnie rozliczyć, co zrobiłem np. w ostatnim miesiącu – proszę bardzo. Byłoby mi wstyd, gdybym mógł powiedzieć tylko to, że byłem tu i tam pokazać się. Mogę cały miesiąc spędzić w ten sposób, a de facto nie zrobić nic konkretnego. Mam nadzieję, że jak nas kiedyś będzie więcej, to się będziemy dzielić tymi obowiązkami. Staram się być dostępny w biurze przez cały tydzień, a nie np. tylko przez dwie godziny trzy razy w tygodniu. Moi znajomi pytają, czy teraz mieszkam w Warszawie. Odpowiadam: nie, jak mógłbym być posłem z Rzeszowa i mieszkać w Warszawie? Jak miałbym poznać lokalne problemy? Jeżeli nie ma tego „pokazywania się”, to siedzę w biurze poselskim. Samego czytania jest tyle, że – z ręką na sercu – nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego, co dostaję z Sejmu. Jeżeli czegoś w projekcie ustawy nie rozumiem, to sobie ten fragment zaznaczam, dzwonię do specjalisty w danej dziedzinie i pytam. Tylko ile osób przed wyborami zada sobie trud i popatrzy na stronę sejmową albo na stronę akcji „Sprawdzam polityka”, by przekonać się, co zrobił dany poseł? 
 
Maciej Masłowski, poseł na Sejm VIII kadencji. 31 lat; urodził się i mieszka w Rzeszowie. Ukończył informatykę i ekonometrię w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W ramach stypendium międzynarodowego kontynuował naukę w Finlandii.  Swoją wiedzę i doświadczenie doskonalił m.in. na uczelniach w USA, we Włoszech i na Cyprze. Został pracownikiem naukowo-dydaktycznym na Uniwersytecie Rzeszowskim. Zajął się również prowadzeniem własnej działalności gospodarczej w branży IT. Został uczestnikiem projektu Polska Cyfrowa Równych Szans, którego celem jest przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu osób powyżej 50. roku życia. Współpracował z Pawłem Kukizem w ramach inicjatywy Zmieleni.pl, a w 2015 r. został koordynatorem organizowanego przez muzyka ruchu w województwie podkarpackim. W ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych kandydował do Sejmu w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim z pierwszego miejsca listy Kukiz’15. Uzyskał mandat posła, otrzymując 15 303 głosy.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy