Podkarpacie, w którym na PiS głosowała ponad połowa wyborców, niewątpliwie zasługuje na „pełnego” konstytucyjnego ministra. Ma też człowieka, który niewątpliwie kompetencje ministerialne posiada – obecnego marszałka, Władysława Ortyla. Na razie jednak Ortyla nie ma na politycznych „radarach” wyszukujących kandydatów na ministrów.
Różne gazety i portale publikują spekulacje dotyczące przyszłego składu rządu. Nawet biorąc pod uwagę, że nie muszą one odzwierciedlać rzeczywistości, trudno nie zauważyć, że w żadnej z tych przymiarek nie uwzględniono Władysława Ortyla czy innej osoby z Podkarpacia.
– Podkarpacki PiS powinien walczyć o konstytucyjnego ministra, ponieważ politycznie – przy tak dużym poparciu dla tej partii w tym regionie – to mu się po prostu należy – uważa dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego. I dodaje: – O składzie rządu decydują nie tylko kompetencje poszczególnych kandydatów na ministrów, ale także jest to wypadkowa politycznych ustaleń.
Paweł Kuca zwraca uwagę, że koalicja PO-PSL, mimo tego, że Podkarpacie nie było dla niej łatwym terenem, miała wiceministrów (skarbu – Zdzisław Gawlik, a wcześniej Jan Bury, i sportu – Bogusław Ulijasz), szefową prestiżowej Komisji Finansów Publicznych (Krystyna Skowrońska) i szefa Klubu Parlamentarnego (Jan Bury). Na razie PiS wygląda pod tym względem skromniej, bo funkcja wicemarszałka Sejmu, którą sprawuje Marek Kuchciński, jest wysoka, ale raczej tylko reprezentacyjna. – Chodzi o to, by politycy z Podkarpacia zajmowali miejsca decyzyjne, gdzie decyduje się o strategii, przepływie pieniędzy, lokalizacji inwestycji itd. – podkreśla politolog z UR.
Beata Szydło, wiceprezes PiS, powiedziała niedawno w Parku Naukowo-Technologicznym „Rzeszów-Dworzysko”, że chce realizować polityczną i gospodarczą wizję śp. Grażyny Gęsickiej, minister rozwoju regionalnego w PiS-owskim rządzie w latach 2005-2007, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Jeżeli kandydatka PiS na premiera chce pokazać, że te słowa nie były tylko kurtuazyjną przemową, to powinna w swoich rządowych planach wziąć pod uwagę człowieka, który – w randze sekretarza stanu – był najbliższym współpracownikiem Gęsickiej w tym resorcie. Czyli właśnie Władysława Ortyla.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami Rzeszowa na Uniwersytecie Rzeszowskim dwa dni przed wyborami powiedział o Władysławie Ortylu: „Wcale nie jest pewne, czy go nie porwiemy” (w domyśle: do Warszawy – przyp. JK). Te słowa nie muszą oznaczać od razu ministerialnego stołka, ale np. funkcję wiceministra. Właśnie w takim kontekście – potencjalnego kandydata na wiceministra gospodarki i rozwoju – słyszałem ostatnio kilkakrotnie o Władysławie Ortylu.
Ewentualne odejście Ortyla do Warszawy spowoduje osłabienie zarządu województwa. Z prostego powodu: „drugiego Ortyla” na Podkarpaciu nie ma, a lista osób mogących objąć po nim funkcję marszałka województwa jest dość krótka. Pytanie zatem, czy funkcja wiceministra byłaby dla niego „grą wartą świeczki”.