Reklama

Biznes

“Referendum Komorowskiego i Dudy”. Początek gry referendami w Polsce?

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.08.2015
21539_11825822_1164202003596705_5586143752116018981_n-1
Share
Udostępnij
Referendum, które w maju zarządził na 6 września ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, miało pomóc mu wygrać wybory prezydenckie i postawić w niekorzystnej sytuacji PiS. Nie pomogło. Wczorajsza zapowiedź prezydenta Andrzej Dudy, że niezwłocznie zwróci się do Senatu o wyrażenie zgody, by wraz z wyborami parlamentarnymi 25 października odbyło się drugie referendum, z innymi pytaniami, tym razem stawia w niezręcznej sytuacji PO. Czy jednak gra referendami nie zdeprecjonuje tej ważnej formy demokracji bezpośredniej?
 
W referendum zarządzonym przez Bronisława Komorowskiego na 6 września odpowiemy na trzy pytania: o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, utrzymanie dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz rozstrzyganie wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika (to pytanie jest już bezzasadne, bowiem Bronisław Komorowski w ostatnim dniu urzędowania podpisał nowelizację prawa podatkowego, wprowadzającą właśnie tę zasadę). Prezydent Andrzej Duda, zapewne pod wpływem opinii konstytucjonalistów, nie posłuchał sugestii tych, którzy namawiali go do wycofania się z referendum 6 września i ogłosił w telewizyjnym orędziu, że zdecydował się uszanować wolę poprzednika.
 
Dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, nie ma wątpliwości, że referendum zarządzone na 6 września było „czystą polityką” wyłącznie na potrzeby kampanii prezydenckiej. – Odbędzie się ono tylko dlatego, że Bronisław Komorowski po pierwszej turze wyborów prezydenckich był tak przestraszony perspektywą porażki, iż na prawo i lewo zaczął obiecywać wszystko co możliwe – podkreśla Kuca. Wiadomo, że w tym referendum chodziło głównie o pierwsze pytanie (w sprawie JOW-ów), co było próbą przejęcia 20-procentowego elektoratu Pawła Kukiza z pierwszej tury (muzyk uczynił z JOW-ów swój polityczny sztandar).  – To referendum miało być korzystne dla prezydenta Komorowskiego i dlatego poparła je Platforma. Miało też postawić w niekorzystnej sytuacji PiS i Andrzeja Dudę – dodaje Paweł Kuca.
 
Jak wiadomo, na nic się to zdało – Komorowski przegrał wyścig o drugą kadencję. Został po nim niechciany spadek w postaci referendum 6 września. PiS, chcąc przejąć tę inicjatywę, zastanawiało się najpierw nad dopisaniem do pytań, zaproponowanych przez byłego już prezydenta, kilku własnych – o wiek emerytalny, o obowiązek szkolny 6-latków i o prywatyzację Lasów Państwowych. Ostatecznie Andrzej Duda w telewizyjnym orędziu ogłosił wczoraj, że wystąpi do Senatu o zgodę na to, by tym tematom było poświęcone drugie referendum, które miałoby być przeprowadzone razem z wyborami parlamentarnymi. W tzw. międzyczasie coraz bardziej stawało się jasne, że na „referendum Komorowskiego” położono „krzyżyk”: tematem JOW-ów entuzjazmują się jedynie zwolennicy Pawła Kukiza i działacze Ruchu Obywatelskiego na Rzecz JOW-ów, bo widać, że sama PO popiera je tylko i wyłącznie z obowiązku. Można więc przypuszczać, że frekwencja 6 września będzie niska, referendum nie będzie miało charakteru stanowiącego i w ten sposób porażka podąży za tym, który już przegrał 24 maja – Bronisławem Komorowskim. Jedynie budżet państwa będzie uboższy o 100 mln zł wydane na zupełnie niepotrzebne referendum.
 
Jak ocenić wczorajsze orędzie prezydenta Dudy? – Decyzja o zorganizowaniu drugiego referendum w dniu wyborów parlamentarnych ma postawić w trudnej sytuacji Platformę – uważa politolog z UR. – Bez względu na to, co zrobi PO, na tym straci. Jeżeli zdominowany przez Platformę Senat odrzuci wniosek prezydenta, to da to PiS-owi paliwo do powtarzania, że PO jest antyobywatelska i nie słucha ludzi.  Jeżeli Senat zgodzi się na referendum, to trzeba pamiętać, że są to pytania korzystne dla PiS.
 
Paweł Kuca przypomina, że Andrzej Duda szedł do wyborów m.in. z hasłem, iż cofnie reformę emerytalną. – To, moim zdaniem, jeden z powodów, dla których wygrał wybory – uważa politolog z UR. –  Głosujący, wybierając Andrzeja Dudę, potwierdzili, że chcą cofnięcia tej reformy. Nie rozumiem więc, dlaczego mieliby to jeszcze raz potwierdzać w referendum.
 
Od autora:
 
W tle pojawia się jeszcze problem szerszy: co zrobić, by obywatele mogli korzystać z tej formy demokracji bezpośredniej, jaką jest referendum, ale by ta idea nie uległa deprecjacji przez nazbyt częste fatygowanie wyborców do urn, i to niekoniecznie w sprawach najwyższej wagi? „Referendum Dudy” to próba „zagrania na nosie” Platformie, która wcześniej zlekceważyła inicjatywy obywatelskie w tych sprawach i setki tysięcy, a nawet miliony zebranych podpisów. Trudno też zarzucić, zwłaszcza pytaniom o wiek emerytalny i 6-latki, że dotyczą one problemów błahych. A jednak jest problem: co zrobić, by głos obywateli nie był lekceważony, ale jednocześnie – by nie nadużyć idei referendum? Myślę, że rozwiązaniem jest ustawienie granicy podpisów pod obywatelskim wnioskiem o referendum na poziomie rozsądnie zaporowym, np. 2 mln. Dopiero wtedy miałoby ono charakter obligatoryjny. To pozwoliłoby mieć pewność, że referendum będzie zarządzane jedynie w sprawach rzeczywiście ważnych dla obywateli.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy