Zaczęliście już tworzyć listy wyborcze?
Oczywiście, Tzn. zacząłem ja, już po rezygnacji Zbyszka Rynasiewicza. Jesteśmy po pierwszej rozmowie w gronie członków Zarządu Regionu, dotyczącej już konkretnych nazwisk. Wytypowałem kilkadziesiąt osób – członków partii, sympatyków, ludzi, którzy startowali w wyborach do Sejmu, sejmiku czy do innych szczebli samorządu; pokazali swoją zdolność zdobywania głosów, mają ambicje i chęć startowania. Z tych osób chcemy stworzyć listy. W poprzednią sobotę odbyliśmy „pierwsze czytanie” nazwisk tych osób. Podzieliliśmy się rolami, np. rozmowami z tymi osobami w celu potwierdzenia ich chęci startu. W piątek mamy posiedzenie zarządu, na którym odbędzie się „drugie czytanie” i mam nadzieję, że 80-85 proc. nazwisk będzie już wtedy potwierdzonych. Chciałbym, abyśmy na przełomie lipca i sierpnia dokonali ustalenia ostatecznej kolejności na listach.
Poda Pan przykładowe nazwiska?
Nie (śmiech).
Tak myślałem. Pewnie to pytanie jest przedwczesne. Ale o jedno nazwisko na pewno muszę zapytać: rozumiem, że dotychczasowy przewodniczący Zarządu Regionu, do niedawna także wiceminister infrastruktury – Zbigniew Rynasiewicz – nie jest brany pod uwagę w tych układankach.
Nie, dlaczego? Zbyszek powiedział wyraźnie, że nie wyklucza startu w wyborach, natomiast nie chce być liderem. Jeżeli uznamy, że jego osoba będzie wsparciem dla listy, to będzie kandydował. Na ten moment nie mogę powiedzieć ani „tak” ani „nie”.
Zadałem pytanie w ten sposób, bo Zbigniew Rynasiewicz, rezygnując z mandatu w czwartym roku kadencji, dał sygnał, że – z powodów osobistych czy innych – nie jest zainteresowany dalszym zasiadaniem w parlamencie. A więc wystawianie go na listę byłoby, w moim przekonaniu, niezrozumiałe.
Swoją rezygnację Zbyszek Rynasiewicz uzasadniał względami osobistymi i trzeba to uszanować. Ale Pan, panie redaktorze, dobrze wie, jaka jest ordynacja wyborcza do Sejmu. W okręgu rzeszowskim jest 15 mandatów do podziału, na liście można wystawić maksymalnie 30 kandydatów. Wiadomo z góry, że piętnastu nie zostanie posłami. Daj jednak Boże, by ta piętnastka zdobyła po 1000 głosów; jest to znaczące wsparcie dla listy. Taka jest ordynacja. Dlatego liczy się każdy, kto ma zdolność zdobywania głosów. Pan też pewnie pamięta, że JOW-y to był pomysł Platformy. Mówiliśmy o nich już w pierwszej kadencji.
To dlaczego ich nie wprowadziliście? Powrót do tej sprawy został odebrany w ten sposób, że Platfoma – patrząc na dużą popularność Pawła Kukiza, którego jedynym konkretnym postulatem są właśnie JOW-y – specjalnie wyciągnęła tego królika z kapelusza.
Skądinąd Kukiz na początku wspierał nas w tej sprawie. Powód, dlaczego nie wprowadziliśmy JOW-ów, jest prosty: żeby to zrobić, trzeba zmienić Konstytucję.
Zgoda. Trzeba wykreślić zapis o tym, że wybory parlamentarne są m.in. proporcjonalne.
Niech Pan powie, w jaki sposób Platforma mogła zmienić Konstytucję przy sprzeciwie PiS-u? Tylko połączone siły PO i PiS mogły dać szansę nachwalenie JOW-ów.
Ale Platforma nie rzuciła wówczas, tak jak teraz prezydent Bronisław Komorowski, hasła referendum w sprawie JOW-ów. Można pomyśleć, że – w odróżnieniu od obecnego czasu – nie był to dla was pierwszoplanowy temat.
Pomysł z referendum jest o tyle doby, że postawi dziś w niezręcznej sytuacji PiS, który zaczął nagle interesować się JOW-ami. No to zobaczymy, jaki będzie wynik referendum. Jeżeli będzie on bardzo pozytywny – w takim sensie, że naród poprze tę ideę – to i PiS zacznie realizować to, co naród chce.
Nie chce Pan mówić o nazwiskach na listach, ale niektóre personalia narzucają się same. Czy w obecnej sytuacji liderką listy w okręgu rzeszowskim może być pani poseł Krystyna Skowrońska?
Może być. W najbliższym czasie będę w Warszawie, na posiedzeniu Zarządu Krajowego, gdzie na pewno będą rozmowy na temat zasad, sposobu układania list. Pytanie, czy wszyscy posłowie będą brani pod uwagę. Ja, jak Pan wie, od 4 lat jestem poza Sejmem i nie interesowałem się szczegółami. Teraz będę miał okazję rozmawiać na ten temat z panią premier – przewodniczącą partii. Chodzą np. pogłoski, że na liście będzie minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. Bywały sytuacje, że tzw. spadochroniarze się zjawiali, np. Marian Krzaklewski w wyborach do europarlamentu. Ja zakładam, że teraz takiej sytuacji nie będzie i jestem temu niechętny.
Pan sam będzie kandydował?
Nie. Kiedy zostałem posłem po raz trzeci, w swoim gronie – rodzinnym i politycznym – powiedziałem, że jest to moja ostatnia kadencja. Kiedy nadarzyła się okazja, że można było jeszcze zaistnieć w regionie, zrezygnowałem z mandatu, choć mogłem dokończyć kadencję łącząc funkcję posła z funkcją szefa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Postawiłem się do dyspozycji Klubu PO. Miesiąc jeszcze łączyłem te dwie funkcje i 2 kwietnia 2011 r. przestałem być posłem. Nie ukrywam też, że obecnie nie kandyduję także z racji wieku. Od 25 lat, czyli od 1990 r., jestem „w obiegu”. Można w tak długim czasie trochę zdrowia stracić. Mieszkam na wsi, zajmowałem się też gospodarką, przez 30 lat byłem sadownikiem. Byłem wójtem, wicewojewodą, wicemarszałkiem, posłem. Napracowałem się dość mocno w życiu i uznałem, że najwyższy czas trochę odpocząć.
Na koniec chciałbym zapytać o jedną rzecz. Słabością Platformy z punktu widzenia Rzeszowa był zawsze brak mocnego lidera w stolicy województwa. Liderzy – czy to Zbigniew Rynasiewicz, czy Krystyna Skowrońska – są spoza Rzeszowa. Czy wybory parlamentarne będą okazją do wykreowania mocniejszej osobowości pochodzącej właśnie ze stolicy Podkarpacia?
Na liście do parlamentu, którą rozważam, jest bodaj 8 osób z samego Rzeszowa. Bardzo mocnych, doświadczonych ludzi. Mam nadzieję, że któraś z tych osób zostanie posłem i będzie budowała pozycję Platformy w Rzeszowie.
A kto z polityków PO z samego Rzeszowa ma szansę być najwyżej na liście?
Myślę, że w pierwszej piątce będą przynajmniej dwie osoby z Rzeszowa.
Kto? Np. Jolanta Kaźmierczak?
Nic więcej nie powiem (śmiech).