W kampanii wyborczej jej uczestnicy walczą o swoje cele – bliższe i dalsze – na różne sposoby. Także posługując się sporą ilością „przedwyborczej wazeliny”. Przeanalizujmy dwa przypadki, które miały miejsce, na różnych poziomach, w ostatnich kilku dniach.
Dobry wizerunek otwiera wiele drzwi
Podczas wizyty prezydenta RP Bronisława Komorowskiego bardzo komplementował głowę państwa prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, który mówił o „wysokim i trwałym poparciu, jakim pan prezydent (Komorowski – przyp. aut.) cieszy się wśród mieszkańców Rzeszowa” i dziękował „za zawsze okazywaną życzliwość i przychylność dla naszego miasta”. Dał też do zrozumienia, że liczy na kontynuację rządów koalicji PO-PSL oraz prezydenta Komorowskiego po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Czy to była tylko kurtuazyjna uprzejmość gospodarza, czy coś więcej?
Dr. Pawła Kucę, politologa z Uniwersytetu Rzeszowskiego, słowa Tadeusza Ferenca nie dziwią. – Prezydent już od dawna wyraża się ciepło o PO, podkreśla, że dobrze mu się z Platformą współpracuje – zauważa politolog.
Paweł Kuca zwraca uwagę, że Rzeszów może się czuć miastem uprzywilejowanym, ze względu na to, że niewiele miast może o sobie powiedzieć, iż odwiedziła ich w kampanii głowa państwa, a jeszcze mniej – że oddała tam do użytku jakąś inwestycję. – Otwarcie węzła komunikacyjnego w Rzeszowie przez prezydenta Komorowskiego siłą rzeczy będzie odbierane jako jego wsparcie dla kandydatury Tadeusza Ferenca, stąd słowa prezydenta Rzeszowa można uznać za rewanż – ocenia Paweł Kuca.
Ale jest jeszcze drugi aspekt sprawy. W Polsce prezydent miasta może wiele rzeczy załatwić dzięki dobrym kontaktom z obozem władzy. Zdaniem politologa z UR, przychylność środowiska PO dla Tadeusza Ferenca może zaowocować np. okazaniem życzliwości przy rozdziale pieniędzy na inwestycje albo umożliwieniem spotkania prezydenta Rzeszowa z osobą decyzyjną w danej sprawie – właśnie ze względu na dobry wizerunek Ferenca w tym środowisku. Ten dobry wizerunek może prezydentowi otworzyć wiele drzwi w centralnych instytucjach państwa. A skoro ścieżki na aktualnych salonach władzy prezydent Ferenc ma wydeptane, to trudno się dziwić, że liczy na zachowanie status quo po przyszłorocznych podwójnych wyborach.
Tadeusz Ferenc – „Wielki Autorytet”
Sprawa mniejszego kalibru, ale wielce charakterystyczna, jest związana z osobą radnego Waldemara Wywrockiego, reprezentującego i kandydującego z proprezydenckiego komitetu Rozwój Rzeszowa. Wywrocki spóźnił się we wtorek na sesję Rady Miasta Rzeszowa, czego skutkiem było to, iż forsowany przez prezydenta Ferenca projekt uchwały w sprawie nazwania budowanego największego mostu w Rzeszowie imieniem Tadeusza Mazowieckiego (z sugestią, by jakąś realizowaną w Rzeszowie dużą inwestycję nazwać imieniem pierwszego premiera po przełomie w 1989 r., wyszedł w niedzielę w rzeszowskim Ratuszu Bronisław Komorowski), nie został wprowadzony do porządku obrad – zabrakło jednego głosu.
Radny Wywrocki poczuł się w obowiązku nie tylko wytłumaczyć się ze spóźnienia na swoim profilu na Facebooku, podając jego konkretną przyczynę, ale przeprosić za zaistniałą sytuację prezydenta Ferenca, który – jak napisał Wywrocki – „jest dla mnie Wielkim Autorytetem” (pisownia oryginalna). Zresztą, profil Wywrockiego obfituje w deklaracje w rodzaju „Prezydent Miasta Rzeszowa Tadeusz Ferenc – najlepszy dla Rzeszowa”, „Prezydent Miasta Rzeszowa Tadeusz Ferenc – zawsze pełen energii i chęci do pracy dla mieszkańców Rzeszowa!”. Ten ostatni wpis sprowokował dziennikarza Wiesława Syzdka, kandydującego do Rady Miasta z listy komitetu Aktywny Rzeszów Marty Niewczas, do zamieszczenia pod nim komentarza, nawiązującego do kultowej sceny z filmu „Miś” Stanisława Barei: „Łubu dubu łubu dubu, niech żyje nam … to mówił Jarząbek Wacław…”.
Skąd się bierze to „łubu dubu”? Zdaniem Pawła Kucy, jest to dowód na to, że w układzie Tadeusz Ferenc – klub Rozwój Rzeszowa, liczy się wyłącznie zdanie prezydenta. – Radny doskonale przeczuwa, że jak podpadnie prezydentowi, to może to mieć wpływ na jego karierę samorządową – ocenia politolog z UR. I dodaje: – To nie jest układ partnerski, od radnych z Rozwoju Rzeszowa prezydent wymaga jedynie, by realizowali jego cele i koncepcje.
Waldemar Wywrocki jest zatrudniony w Teatrze Maska, a więc instytucji miejskiej. Wie więc dobrze, że jest uzależniony od prezydenta także na gruncie zawodowym.
Jaki wniosek wypływa z tej sytuacji? Właściwie dwa wnioski. Pierwszy: miasto nie może być „zakładnikiem” jednego człowieka, nawet jeżeli za chwilę może się okazać, że będzie on piastował funkcję prezydenta już czwartą kadencję. Wniosek drugi: opisany tu przypadek to kolejny dowód na potwierdzenie tezy, iż kadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów jest bezwzględnie konieczna. Po to, by przecinać tworzące się latami sieci powiązań i zależności w samorządach.