Koronawirus uderza w kolejne gałęzie gospodarki. W tym tygodniu produkcję wstrzymały prawie wszystkie europejskie fabryki samochodów. To oznacza zatrzymanie zamówień od całej sieci poddostawców, także z Podkarpacia. Podkarpacka „dolina motoryzacyjna” zatrudnia ok. 20 tysięcy osób. Tysiące pracowników właśnie odsyła do domu. Na razie na dwa tygodnie.
Decyzje o całkowitym lub częściowym wstrzymywaniu produkcji w podkarpackich firmach motoryzacyjnych zaczęły zapadać od wtorku, 17 marca, w ślad za komunikatami kolejnych producentów samochodów. Volkswagen, Fiat Chrysler, Opel, Renault, Toyota, Porsche, Daimler, Scania, MAN, BMW, Volvo zamknęły zakłady, a to oznacza przerwanie zamówień u poddostawców.
18 marca produkcję zaczęło zawieszać „aluminiowe królestwo” w Stalowej Woli – należąca do Amerykanów spółka Superior Industries Production Poland, drugi na świecie co do wielkości dostawca felg aluminiowych do samochodów osobowych. Zarząd firmy poinformował załogę w komunikacie: „Wzrost liczby osób zakażonych koronawirusem zmusza nas do podejmowania dodatkowych kroków w celu zmniejszenia ryzyka dla Pracowników i naszej działalności. W związku z powyższym zarząd firmy Superior Industries postanowił tymczasowo zawiesić produkcję w pierwszej kolejności na linii nr 1 od dnia 18 marca. Rozpoczynamy od Wydziału Odlewni, a następne będą kolejne wydziały. (…) Sytuacja jest bardzo dynamiczna, dlatego terminy zawieszenia produkcji na linii nr 2 i nr 3 zostaną podane do wiadomości pracownikom odrębnym komunikatem”.
Od poniedziałku, 20 marca, produkcję zawiesza na dwa tygodnie, do 3 kwietnia, Firma Oponiarska Dębica. Spółka komunikuje, że możliwe jest przedłużenie przestoju produkcji i wyjaśnia: „Decyzja zarządu spółki została podjęta w trosce o zdrowie pracowników i partnerów biznesowych, w odpowiedzi na szybkie rozprzestrzenianie się COVID-19 i jego negatywny wpływ na popyt rynkowy w Polsce i na rynkach, na których działa kluczowy klient spółki, koncern Goodyear”. Spółka nadal jednak prowadzi dystrybucję i sprzedaż opon.
– Na dziś prawie 100 proc. fabryk produkujących samochody w Europie wstrzymało produkcję na dwa tygodnie. To oznacza zatrzymanie dostaw przynajmniej do 5 kwietnia. Ale niektórzy producenci deklarują, że przestój może być wydłużony o 3-4 tygodnie, do końca kwietnia – mówi Janusz Soboń, prezes Kirchhoff Polska, firmy, która w zakładach w Mielcu, Gliwicach i w Gnieźnie produkuje metalowe i hybrydowe części i zespoły do nadwozia, systemów anty-zderzeniowych, deski rozdzielczej kokpitu i zawieszenia samochodów. Zatrudnia 1800 osób, w samym Mielcu ponad 900. – Na razie nie myślimy o zatrzymaniu całej produkcji. Byłaby to najbardziej dramatyczna decyzja. Ale musimy poważnie ograniczyć działalność. Dostarczamy prosto na linie produkcyjne. Kiedy one stoją, nie mamy dokąd wysyłać naszych elementów. Na szczęście są jeszcze fabryki poza Europą, w Azji i USA, które nie wstrzymały produkcji, więc kilka naszych maszyn wciąż może dla nich produkować. Możemy także stworzyć zapas na magazynie, ale w ograniczonym zakresie.
Przestoju nie planują również należące do japońskiego koncernu fabryki szyb samochodowych Pilkington Automotive Poland w Sandomierzu i Chmielowie, w których zatrudnionych jest ponad 2000 osób.
– Musimy jednak dostosować plan produkcji do informacji z rynku. Będziemy zmniejszać i nawet wstrzymywać produkcję na niektórych liniach. To plan krótkookresowy. Tylko na 1-2 tygodnie. I mamy pełną świadomość, że jutro sytuacja może być zupełnie inna – mówi Ryszard Jania, prezes Pilkington Automotive Poland i prezes Wschodniego Sojuszu Motoryzacyjnego – klastra, skupiającego podkarpacki przemysł motoryzacyjny. – Wszystkie nasze firmy mają podobną sytuację. Produkujemy w znacznej mierze dla tych samych odbiorców. Podejmujemy podobne działania. Poza biznesem jest jeszcze czynnik społeczny. Po tym, jak zamknięto szkoły i przedszkola, wielu pracowników jest na zasiłkach opiekuńczych. Część przebywa na kwarantannie, inne na zwolnieniach lekarskich. W normalnych warunkach absencja w pracy to ok. 5 proc., teraz mamy 15 proc. Na szczęście ograniczamy produkcję i w tym momencie to nie jest problem.
Firmy w różny sposób próbują bronić się przed koronakryzysem. PZL Sędziszów, produkujący filtry do samochodów, właśnie ogłosił, że wdraża produkcję antybakteryjnych maseczek ochronnych z domieszką nano-srebra we współpracy z polskimi szwalniami.
– Na razie producenci informują nas o dość krótkich postojach. 1-2 tygodniowych. Ale możliwych scenariuszy jest wiele. Jeśli zastój potrwa dłużej, odbije się na rynku produktów, kupujących, pracy. Analitycy zapowiadają kryzys. Czy grozi nam recesja? Sytuacja musiałaby potrwać ponad miesiąc – uważa prezes Jania.
– Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że czegoś podobnego doświadczyliśmy na Podkarpaciu 30 lat temu – przypomina Janusz Soboń. – Na początku lat 90., po rozpadzie bloku wschodniego, WSK Rzeszów i WSK Mielec z dnia na dzień utraciły wszystkie zamówienia i nagle ludzie stanęli przed perspektywą utraty pracy i źródeł zarobkowania. Dziś sytuacja jest na szczęście o tyle lepsza, że mamy nadzieję na koniec tej sytuacji za 4-6 tygodni. Jak długo możemy przetrwać w takim zastoju? Na razie mogę powiedzieć, że obecnie nie bierzemy pod uwagę redukcji zatrudnienia. Pracownicy mogą skorzystać z urlopów. Mamy też możliwość zatrzymania ich w domu na czas technicznego przestoju, ale wtedy płacimy tylko część wynagrodzenia. Zobaczymy, czy zdołamy skorzystać ze wsparcia państwa. Na razie nie znamy jednak warunków udzielenia pomocy i dopłat do wynagrodzeń.
– Na razie pakiet antykryzysowy jest opisany dość ogólnie. Przymierzając go do nas, niewiele skorzystamy – uważa prezes Jania. – Należymy do Stowarzyszenia Lewiatan. Tam przygotowaliśmy propozycje dla rządu, wystąpienie do premiera Morawieckiego i minister Emilewicz. Nie wszystkie nasze obszary znalazły się w planowanych działaniach rządu, a inne uwzględniono w ograniczonym zakresie. Odsuwanie obowiązkowych płatności, czy preferencyjne kredyty na pewno firmom pomogą. Pokrycie części pracowniczego wynagrodzenia także jest ważne, z zapowiedzi wynika, że będą mogły na nie liczyć firmy, których sprzedaż spadnie o 25 proc., ale jeszcze nie wiemy, czy będzie nas to dotyczyć.
– Chyba nikt nie wie, co będzie dalej – mówi Bartosz Mielecki, dyrektor zarządzający Polskiej Grupy Motoryzacyjnej. – Ta niepewność dotyczy nie tylko branży motoryzacyjnej, ale wielu dziedzin gospodarki. Z rozmów z naszymi producentami wiem, że są pewni dużych strat. Problemy spowodowane pandemią mają wpływ na każdy proces w zakładach produkcyjnych, począwszy od zagrożonych dostaw, co wiąże się z utrudnieniami w pozyskaniu surowców i usługach transportowych, przez procesy produkcyjne zaburzone wysoką absencją pracowników, objętych albo kwarantanną, albo korzystających z urlopów opiekuńczych na dzieci pozostające w domach, po załamanie zbytu z powodu ucięcia zamówień z zamkniętych fabryk. Przemysł motoryzacyjny ma ok 13 proc. udziału w krajowym eksporcie i znaczny udział w PKB, jego kłopoty odbiją się na całej polskiej gospodarce. Wielodniowe zatrzymanie produkcji to potężny cios. Przykładowo, fabryka Hundaya dziennie wypuszczała z taśmy kilkaset samochodów. Każdy dzień oznacza poważne straty finansowe.
Bartosz Mielecki dodaje, że klienci flotowi i indywidualni mogą z powodu pandemii ograniczać wydatki. Pandemia uderzy w zyskowność wielu firm i będzie oznaczać poszukiwanie oszczędności.
Na Podkarpaciu w kilkudziesięciu firmach działających w branży motoryzacyjnej zatrudnionych jest ok. 20 tys. osób. W całej Polsce ta gałąź gospodarki zapewnia pracę 180 tys. ludzi.