Zdaniem Marka Dareckiego, prezesa WSK Rzeszów, a zarazem prezesa Stowarzyszenia Dolina Lotnicza, następne lata będą okresem „eksplozji produkcyjnej” firm z branży lotniczej. – Na Podkarpacie idzie „produkcyjne tsunami” – stwierdził Darecki na konferencji prasowej podczas wtorkowego Walnego Zgromadzenia Doliny Lotniczej. Zacznie się ono w przyszłym roku, a jego szczyt jest prognozowany na rok 2017. – Największe zmartwienie, jakie mamy, jest związane z tym, czy będziemy mieć wystarczającą liczbę wykwalifikowanych pracowników: inżynierów, tokarzy, frezerów, spawaczy, kontrolerów jakości oraz czy nasz system edukacyjny, który jako Dolina Lotnicza budowaliśmy przez lata, jest już gotowy – stwierdził Darecki.
Podczas spotkania z dziennikarzami Dareckiemu towarzyszyli pozostali członkowie zarządu Doliny Lotniczej: Ryszard Łęgiewicz, prezes Hispano-Suiza Polska w Sędziszowie Młp., Janusz Zakręcki, prezes PZL Mielec i Marek Bujny, wiceprezes Ultratechu.
Stowarzyszenie Dolina Lotnicza, jako klaster firm lotniczych, powstało 10 lat temu. W tym czasie liczba członków wzrosła z 18 do 112 (we wtorek przyjęto 10 nowych członków, głównie małe firmy rodzinne). Firmy Doliny Lotniczej zatrudniają 23 tys. pracowników, wartość sprzedaży eksportowej po raz pierwszy przekroczy w tym roku 2 mld dolarów. Przedstawiciele Doliny Lotniczej przypomnieli, że filozofia klastra polega na tym, iż są obszary, na których firmy z tej samej branży, a więc konkurencyjne, jeżeli mają wspólną wizję – mogą współpracować.
Poradzimy sobie z „produkcyjnym tsunami”
Zdaniem Ryszarda Łęgiewicza, paradoks polega na tym, że w naszym ponurym otoczeniu biznesowym, gdzie woła się do polityków, rządu: „nie ma miejsc pracy, zróbcie coś”, firmy z branży lotniczej martwią się, jak podołają wyzwaniom, które je czekają w najbliższych 5 latach. Według Marka Dareckiego, aby tak się stało, trzeba będzie budować nowe wydziały produkcyjne, których obecnie jest za mało, kupić nowe maszyny i… martwić się, czy ilość kadr jest wystarczająca. – Boimy się tego „tsunami”, które idzie, ale wiemy, że sobie poradzimy – podkreślił Darecki.
Przedstawiciele Doliny Lotniczej, zapytani, na jakich podstawach opierają swoje optymistyczne prognozy, stwierdzili, że na zamówieniach, które zdobyli, konkurując z firmami z innych krajów. Związane są one z wymianą silników w samolotach nowej generacji na bardziej ekologiczne i oszczędne, a ich finalnymi odbiorcami będą zarówno wielkie koncerny, jak Airbus czy Boeing, jak również mniejsi producenci.
– Na świecie zaczyna być oczywiste, że to, co Polska oferuje, to najlepsza kombinacja wysokich umiejętności naszych pracowników i inżynierów, niższych kosztów produkcji, ale również stabilności. Tam cenią sobie, że Polska to przewidywalny kraj – tak prezes Darecki tłumaczył fakt, że polskie firmy lotnicze zdobywają te zamówienia, zwycięsko konkurując z firmami z innych krajów.
Do tych cech prezes Łęgiewicz dołożył jeszcze jedną cechę Polaków, która pozwala im zdobywać zachodnie rynki w branży lotniczej: zapał i chęć do pracy, które nie zawsze można zaobserwować w Europie zachodniej.
10 lat pozytywistycznej pracy u podstaw
Marek Darecki, odpowiadając na pytanie, co uważa za największy sukces Doliny Lotniczej w ciągu minionej dekady, stwierdził: – To, że przez 10 lat konsekwentnie, dzień po dniu, rozwijaliśmy i rozwijamy Dolinę Lotniczą i widzimy tego efekt. To nie jest słomiany zapał, to jest konsekwentna, pozytywistyczna praca u podstaw.
Prezes Stowarzyszenia Dolina Lotnicza podkreślił także, iż dla niego osobiście największym sukcesem było spięcie w jeden system edukacyjny Politechniki Dziecięcej, „latającej fizyki” w liceach, sieci 12 centrów kształcenia praktycznego, czyli nowoczesnych warsztatów szkolnych, które w tej chwili, kosztem ponad 112 mln zł, powstają w 12 miastach i miasteczkach Podkarpacia, oraz działalności Politechniki i Uniwersytetu Rzeszowskiego. Zajęło to 8 lat, ale – zdaniem szefów Doliny Lotniczej – jest to inwestycja, która przyniesie korzyści długofalowe.
Jak stwierdził prezes Łęgiewicz, bolączką jest to, że jeszcze za mało uwagi poświęca się w Dolinie Lotniczej małym i średnim firmom, które produkują na rzecz większych. – W Dolinie Lotniczej jest jeszcze trochę za mało małych firm – przyznał Marek Darecki. – Widziałbym w niej więcej firm podobnych do Ultratechu Marka Bujnego, firm rodzinnych, które wzięłyby od nas trochę mniej skomplikowaną produkcję, bo my musimy wdrożyć znacznie bardziej skomplikowaną. Jest to obszar, który wymaga poprawy, tzn. wykreowania firm rodzinnych, przyciągnięcia ich z innych województw, a może i innych krajów.
W tym kontekście prezes Doliny Lotniczej podkreślił, że w Walnym Zgromadzeniu klastra uczestniczyło dwóch przedstawicieli warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. – Oni nie liczą na korporacyjny biznes, gdyż my jesteśmy notowani na giełdach w Nowym Jorku i Paryżu – stwierdził Darecki. – Oni tu przyjechali, bo liczą na nasze firmy rodzinne w rodzaju Ultratechu, które już osiągnęły taki rozmiar, że poprzez niektóre parkiety będą mogły wejść na giełdę warszawską.
Umiemy produkować, uczymy się konstruować
Prezes Darecki podkreślił, że wspaniale rozwinięta baza produkcyjna firm Doliny Lotniczej to nie koniec, lecz dopiero fundament: – To, do czego zmierzamy, to badania i rozwój, biura konstrukcyjne, laboratoria badawcze. Naszym celem jest, byśmy w roku 2020 byli zdolni nie tylko wyprodukować dowolny produkt lotniczy, ale także go skonstruować, bo to dopiero daje nam przewagę na dziesięciolecia.
Nieco ostrożniejszy był Ryszard Łęgiewicz: – Jesteśmy jeszcze na tym etapie rozwoju systemowego, że nie stać nas, Polaków, na wejście z rozmachem z własnym, samodzielnym produktem na rynek światowy. Być może kiedyś uda się nam przebić z własnymi, mniejszymi programami, jednak na razie polski rynek kapitałowy absolutnie nie pozwala o tym myśleć.