Reklama

Biznes

Boeing 787 “Dreamliner” z obudowami elektroniki z podkarpackiego Ultratechu

Aneta Gieroń
Dodano: 21.11.2012
82_bujny_2
Share
Udostępnij
Gdy 15 grudnia 2009 r. prototyp Dreamlinera – Liniowca Marzeń, inaczej Boeing 787 wzbił się do pierwszego w historii lotu, światowy biznes lotniczy wstrzymał oddech. Udany lot zapowiadał rewolucyjny przełom technologiczny w budowie samolotów. Dreamliner szczęśliwie wylądował. Ultratech jest jedyną firmą lotniczą z Polski, która na zamówienie Irlandczyków dla Dreamlinera robi obudowy układów elektroniki do siłowników sterujących klapami samolotu.

Bezpieczeństwo lądowania gwarantuje Ultratech
 
Słowo „jedyny” zdaje się być wpisane w działalność Ultratechu, firmy zatrudniającej bisko 100 osób w Rzeszowie, Sędziszowie Małopolskim i Przeworsku. Ultratech jest jedynym na świecie producentem części, które wszystkim Boeingom 737 – najpopularniejszym na świecie samolotom pasażerskim na krótkich i średnich dystansach, pozwalają bezpiecznie wylądować. Chodzi o wahacze przedniego podwozia, bez którego to super wytrzymałego i lekkiego elementu z aluminium odpowiedzialnego za stabilizację kół samolotu podczas lądowania nie byłoby mowy o bezpiecznym posadzeniu maszyny na pasie lotniska.

Mała firma, wielkie możliwości

 
Już niedługo Ultratech będzie również najprawdopodobniej producentem elementów do europejskich rakiet Ariane służących do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną  satelitów. Ultratech nigdy nie miał i nie ma kompleksów. – W małej firmie robimy części do największych i najbardziej znanych koncernów w branży lotniczej. I o ile jeszcze kilka lat temu zdarzyło mi się usłyszeć, że kontrahent nie do końca jest przekonany do współpracy, bo niepokoi go wielkość naszej firmy, to od kilku lat w ogóle już tego nie słyszę – opowiada Marek Bujny założyciel i wiceprezes rzeszowskiego Ultratechu. W firmie żartują, że cała kadra nabuzowana jest lotnictwem. – Na mnie od zawsze ciągle tak samo wielkie wrażenie robi ważący wiele ton samolot, który ma dwa silniki wielkości beczki do piwa, a potrafiący wzbić się w powietrze i latać – śmieje się Bujny.

Wzmocniony zawodem i rozczarowaniami

 
Kiedy w 1982 r. Bujny kończy elektronikę na kierunku automatyka, zaraz po studiach trafia do rzeszowskiej WSK, stąd miał fundowane stypendium. Po zaledwie siedmiu dniach pracy w Rzeszowie przenosi się do zamiejscowego wydziału WSK w Ropczycach zwanego wtedy Zakład Mechaniczny nr 2 albo wydział „59”. Po ośmiu latach Bujny przeżywa pierwszą rewolucję zawodową w życiu. Jest rok 1990, Polska wchodzi w demokrację, WSK w czarną dziurę, w jednej chwili firma traci 90 proc. rynku i wszystkie zamówienia na Wschodzie. Do tego sypie się branża motoryzacyjna, a ludzie po raz pierwszy w życiu słyszą, że czeka ich bezrobocie. Zakład w Ropczycach musi się zdecydować, albo podejmie się mocnej restrukturyzacji, albo czeka go likwidacja. Ówczesne kierownictwo nie może dogadać się ze związkami zawodowymi, w końcu dyrekcja proponuje kierowanie wydziałem młodemu Bujnemu.
 
Pierwsze rozczarowania przyszły, gdy Bujny i jego współpracownicy wyszukiwali kontrakty dla Ropczyc, chcieli dalej zwiększać zatrudnienie, a szefostwo w Rzeszowie nie tyle chciało zatrudniać nowych ludzi w Ropczycach, co przejmować kontrahentów wywalczonych przez menedżerów z Ropczyc. – Wtedy zacząłem marzyć o samodzielności i własnej firmie – wspomina Bujny. W 1998 r. odszedł z WSK i był to pamiętny rok, w tym samym roku z WSK odeszli także Marek Darecki, obecnie szef WSK Rzeszów i Grzegorz Wiącek, wówczas kierownik wydziału „54”, dziś wspólnik Bujnego w Ultratechu. Kolejne dwa lata Marek Bujny pracował w brytyjskiej firmy Royston Components. Dla Anglików pośredniczył w zakupie części lotniczych od polskich firm. Po roku przygotował pełną dokumentację, na podstawie której Brytyjczycy mieli założyć firmę produkującą potrzebne im części w Polsce. Anglicy wtedy tej decyzji nie podjęli, firma produkcyjna nie powstała, a Bujny został z rozpracowanym pomysłem i brakiem pieniędzy na inwestycję.

Własna firma z rodzinnym kapitałem

Rozgoryczony, historię opowiedział w Wielkanoc 2000 roku na rodzinnym spotkaniu, jego szwagier – Władysław Lechman, wówczas współwłaściciel jednej z największych sieci telewizji kablowej w Kielcach stwierdził: wchodzę w to i wyłożył kilkaset tysięcy zł. Bujny do współpracy namówił  przyjaciół z WSK: Grzegorza Wiącka i Jerzego Dziaka i tak powstał Ultratech. Pierwsze zamówienie na części do regionalnego odrzutowca Dash 8 od Goodrich Krosno dostali, kiedy nie mieli jeszcze maszyn. Na dobre trzech wspólników zaczęło pracować pod koniec 2000 r. Na początku 2001 r. wzięli w leasing dwie nowiutkie maszyny: obróbczą i pomiarową za prawie 400 tys. marek niemieckich i rozpoczęli produkcję: części podwozia do samolotów Boeing 737 i Bombardier CRJ 700 dla Goodrich Krosno – do dzisiaj największego i najważniejszego klienta Ultratech. W połowie 2001 r. zatrudnili pierwszych trzech pracowników. Obecnie większość zatrudnionych pracuje w bezpośredniej produkcji, ale firma zatrudnia też kilkunastu inżynierów pracujących jako technolodzy, konstruktorzy oraz kontrolerzy jakości.
 
– Chyba zawsze drzemała we mnie chęć, żeby stworzyć coś od podstaw, mieć na to pełny i bezpośredni wpływ. Dodałem do tego marzenia, ambicje, przekonałem podobnie myślących przyjaciół i tak narodził się Ultratech – śmieje się Bujny. Po prawie 10 latach obecności Ultratechu na rynku, firma produkuje prawie 300 różnych detali. Od ponad roku Ultratech współpracuje również z Hispano Suiza,  przygotowuje dla nich różnego rodzaju wsporniki i tuleje, które mają być wykorzystane do Airbusa 350 XWB. Samolot, który po raz pierwszy wzbije się w niebo najwcześniej w 2013 r., ale mający być konkurentem dla debiutującego właśnie Dreamlinera. Oba te samoloty otwierają nową erę w lotnictwie. W dużej mierze zbudowane z kompozytów węglowych, super wytrzymałych i bardzo lekkich materiałów, lżejszych od metalu, które ogromnie obniżają masę samolotów, co umożliwia zabieranie na pokład albo większej liczby pasażerów niż dotychczas, albo dużo większej ilości paliwa. Już zapowiada się duży sukces rynkowy obu samolotów: Boeing ma zamówienia na ponad 800 maszyn, Airbus na 500. Linie lotnicze chcą dużych, oszczędnych samolotów, lotnicze giganty coraz większej współpracy z Ultratechem.

Wśród kontrahentów Ultratechu są nie tylko firmy lotnicze, od początku 2007 r. rzeszowska spółka produkuje również sporo części dla energetyki: głównie łopatki do różnego rodzaju turbin parowych i gazowych.

Biznes z nauką w Dolinie Lotniczej

 
–  Coraz ciekawszym zajęciem staje się dla mnie współpraca biznes-nauka – opowiada Bujny. – Od jakiegoś czasu biorę udział w spotkaniach Aeronet.  Jest to coś w rodzaju stowarzyszenia najlepszych Politechnik z południa i centrum Polski, Instytutu PAN z Gdańska oraz Doliny Lotniczej. Dzięki wygranemu przez Politechnikę Rzeszowską konkursowi na projekt celowy i przyznanym pieniądzom realizowanych jest 15 różnych zagadnień badawczych, które są dedykowane pod potrzeby przemysłu. Stowarzyszenie Dolina Lotnicza jest ukochanym „dzieckiem” jej prezesa Marka Dareckiego i wiceprezesa, Marka Bujnego.  Do klastra należą: Rzeszowska i Mielecka Agencje Rozwoju Regionalnego, Politechnika Rzeszowska oraz 75 firm lotniczych od Świdnika po Bielsko Białą, ale najwięcej jest ich z Podkarpacia.

Skąd ten sukces?

Dlaczego Ultratech odniósł sukces? – zastanawia się Bujny. – Bo jesteśmy pracowici i nam się chce, tak jak większości małych i średnich firm w Polsce. Niekiedy śmieszą mnie te dyskusje o kryzysie. Jeśli się zastanowić, to w porównaniu do krajów Zachodnich Polacy żyją w permanentnym kryzysie, bo przecież kryzys był do 1989 r., po 1989 r. też nie było prosto i łatwo, w 2009 r. znów jest kryzys, a mimo to Polska jako jedyny kraj w Europie miała 1,5 procentowy wzrost gospodarczy na koniec 2009 r. Dlaczego? Bo Polacy są bardzo przedsiębiorczym narodem i radzą sobie nawet tam, gdzie inni bezradnie rozkładają ręce.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy