Reklama

Biznes

Innowacje i Bieszczady. Wyróżniki Rzeszowa oraz Podkarpacia

Aneta Gieroń
Dodano: 24.06.2014
13320_Debata_Marka_140
Share
Udostępnij
Marzena Furtak – Żebracka, dyrektor Wydziału Promocji i Współpracy Międzynarodowej UM Rzeszowa oraz Jarosław Reczek, dyrektor Departamentu Promocji, Turystyki, Sportu i Współpracy Międzynarodowej Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego, byli gośćmi debaty, w ramach cyklu spotkań BIZNESiSTYL.pl „Na Żywo”, która w poniedziałek odbyła się w ogródku Hotelu Bristol Tradition and Luxury w Rzeszowie. Tym razem było o marce Rzeszów i Podkarpackie. I choć ciągle nie wypracowaliśmy symbolu Rzeszowa (Pomnik Czynu Rewolucyjnego już przestaje nim być, a okrągła kładka raczej nie ma wielkich szans, by nim się stać), to na pewno budowanie strategii marki w kolejnych latach w oparciu o hasło: Rzeszów – Stolica Innowacji, jest dobrym, choć niełatwym w realizacji pomysłem. Sam region ma jedną znakomitą markę Bieszczady – bardziej rozpoznawalną niż samo Podkarpackie, ale to też nie rozwiązuje wszystkich problemów. Ciągle brakuje nam jakościowej oferty turystycznej i produktów turystycznych z prawdziwego zdarzenia.
 
Budowanie marki miasta i regionu, czy to ma sens? Tak, o czym wiedzą nawet najwięksi ignoranci i malkontenci. Bo marki są po to, by rozkochać w sobie konsumentów, by byli jej wierni na długie lata, by się z nią utożsamiali i przy niej trwali, a przede wszystkim, by chcieli za nią płacić. Na tym polega sukces najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie w różnych branżach. Z tego rodzi się moda na posiadanie pewnych rzeczy, bywanie na wypromowanych wydarzeniach, czy odwiedzanie określonych miejsc. Czy można mówić o rozpoznawalnych markach Rzeszowa i Podkarpacia, które działają niczym magnes, zarówno na turystów jak i inwestorów? Które w sposób automatyczny wywołują skojarzenia z Rzeszowem i regionem?
 
– Czystość i estetyka miasta oraz  komfort życia. To jest magnes dla turystów, inwestorów, potencjalnych mieszkańców – wymieniała Marzena Furtak – Żebracka. – Ta szeroko rozumiana wygoda życia, to dobre drogi, dostęp do pracy, służby zdrowia, także możliwość uczestnictwa w wielu wydarzeniach i imprezach kulturalnych, jak choćby za kilka dni w dużym wydarzeniu, jakim jest Wschód Kultury. W końcu relaks choćby na rzeszowskim rynku, w trasie podziemnej, czy przy fontannie multimedialnej.
 
Bieszczady i długo, długo nic
 
Bieszczady – bez wahania stwierdził Jarosław Reczek. – Kilka lat temu, gdy przygotowaliśmy strategię: Podkarpackie. Przestrzeń otwarta, OBOP przeprowadził dla nas badanie identyfikacji marek lokalnych w województwie podkarpackim i… Bieszczady są naszym szczęściem oraz trochę „problemem”, bo przysłaniają wszystko inne, są identyfikowane na poziomie około 80 proc. i są dużo bardziej rozpoznawalne niż samo Podkarpackie.
 
Dysponujemy więc silną marką turystyczną, która wpisała się w świadomość konsumentów polskich 50 lat temu i tkwi w niej bardzo mocno. Tworzy określony rodzaj percepcji; piękna przyroda, przestrzenie, zieleń, kultura pogranicza. Ale są też zakodowane skansenowe percepcje, z którymi mierzymy się do dziś, – bo, czy tu w ogóle się coś dzieje?!
 
– Pamiętam jak swego czasu byłem z kolegą w Nepalu, gdzie spotkałem kilku Polaków i jak to bywa w takich sytuacjach, wywiązała się dyskusja o podróżach. Nasi rozmówcy zaczęli wymieniać wszystkie najważniejsze pasma górskie na świecie, gdzie już byli i nagle któryś stwierdził:, „ ale tak pięknych gór jak Bieszczady nie ma nigdzie na świecie”. Zaznaczam, że nikt w towarzystwie nie wiedziała, z jakiego regionu Polski każdy z nas pochodził – wspominał Reczek. – Tak właśnie wygląda historia z Bieszczadami, jest ogromny potencjał, ale ciągle nie jest on w pełni wykorzystany.
 
I rzeczywiście, bardzo dużym problemem Bieszczadów jest ich sezonowość – w zimie i wiosną turystów w Bieszczadach jest niewielu, sama zaś liczba odwiedzających przez cały rok też mogłaby by być dużo wyższa.  
 
– Dlatego od 2013 roku skoncentrowaliśmy się na działaniach promocyjnych, które pokazują, że jesteśmy regionem o markowej ofercie turystycznej skierowanej do turysty wymagającego – tłumaczył dyrektor Wydziału Promocji Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.  – Naszym pomysłem na obecność turystów w Bieszczadach przez cały rok są m.in. kulinaria i turystyka kulturowa.  Trzeba jednak pamiętać, że to może przynieść efekty, ale potrzebne jest większe zaangażowanie osób, które z turystyki w Bieszczadach żyją. To oni też muszą mieć pomysły i chęci na tworzenie markowych ofert i produktów lokalnych. Bez tego nie tylko nie zdobędziemy nowych turystów w Bieszczadach, ale i będziemy powoli tracili tych, którzy dotychczas przyjeżdżają, bo pojadą w inne, bardziej atrakcyjne miejsca.
 
Tym bardziej, że w Bieszczadach nie mamy dużych, silnych ośrodków turystycznych, ale coraz więcej małych i średnich pensjonatów na dobrym, nie tylko polskim, ale i europejskim poziomie. Tych kilkaset podmiotów musi się nauczyć grać w drużynie i wspólnie walczyć o klienta, bo tylko tak są w stanie zagwarantować ciekawy, wielodniowy produkt turystyczny. Coś, co dziś potrafi i na co ma możliwości jedynie Hotel w Arłamowie, ale to jest ogromne biznesowe przedsięwzięcie, wielomilionowa inwestycja.  
 
Innowacyjność! Dobra marka, choć niełatwa w promowaniu 
 
Nieco inaczej przebiegała dyskusja o marce Rzeszowa, jako że od kilku tygodni znamy aktualizację strategii marki miasta, jaka była realizowana w latach 2009 – 2013 i pora na jej podsumowanie oraz aktualizacje.  Wiemy, że samym mieszkańcom miasta, studentom, turystom i przedsiębiorcom Rzeszów kojarzy się m.in. z Festiwalem Carpathia, Mariuszem Trynkiewiczem, co jest absurdem, ale związanym z obecnością sprawy Trynkiewicza przez kilka tygodni na początku tego roku we wszystkich mediach, marką Dolina Lotnicza, Asseco Resovia i Tadeuszem Ferencem. Patrząc na te badania można jednak mieć pewne wątpliwości, czy zbyt często nie mylimy medialności określonych produktów z ich faktyczną rozpoznawalnością, a tylko ta ma działanie długofalowe i generująca zyski. 
 
– Strategia marki, która została wypracowana i przyjęta w 2009 roku jasno dawała do zrozumienia, że powinniśmy się oprzeć na marce przemysłowej – Dolina Lotnicza, związanej z naszymi tradycjami lotniczymi oraz na branży informatycznej – tłumaczyła Marzena Furtak – Żebracka. – W pierwotnej koncepcji Rzeszów w ogóle nie miał się promować turystycznie oraz poprzez sport. To zostało pominięte w strategii z 2009 roku. Jednak w ostatnich kilku latach obraz budowania tej marki trochę się zmienił.
 
Dolina Lotnicza pozostaje bezdyskusyjną, bardzo dobrą marką, rozpoznawalną na świecie i kojarzoną z Rzeszowem, pojawiającą się nawet w publikacjach amerykańskich ekonomistów. Informatyka Podkarpacka też jest bardzo dobrym kierunkiem promocji Rzeszowa, gdzie odbywa się coraz więcej konferencji i kongresów związanych z Internetem.  Nowością po aktualizacji jest fakt, że w kolejnych latach nastawiamy się na szeroko pojęte promowanie Rzeszowa, także poprzez sport i turystykę, a chcemy się kojarzyć jako miasto innowacyjne w szerokim tego słowa znaczeniu. To jest jednak praca dla nas wszystkich, bo sami urzędnicy nie wymyślą innowacji związanych z Rzeszowem.
 
Mariusz Sidor, były dyrektor Wydziału Promocji UM Rzeszowa, przypomniał, że intencją tych, którzy przed 2009 rokiem tworzyli pomysł na markę Rzeszowa, było kreowanie miasta innowacyjnego nie tylko w przemyśle, ale też w kulturze, sporcie, w działaniu mieszkańców, tworzeniu organizacji pozarządowych. 
 
– Nie chodziło o zamknięcie się na przemysł, ale o zaangażowanie do działania mieszkańców, którzy wtedy działają, kiedy władza stwarza im ku temu warunki. A ja uważam, że w ostatnich latach nie powstał nic innowacyjnego, co można byłoby nazwać symbolem marki Rzeszowa – stwierdził Mariusz Sidor. – Kilka lat temu uważałem, że takim symbolem innowacji miasta mogła być kolejka naziemna, o której od kilku lat tylko się mówi w Rzeszowie, a w tym czasie na świeci powstają już coraz bardziej innowacyjne środki transportu i nawet jak za kilka lat ta kolejka w końcu powstanie, to raczej nikogo już nie zachwycimy.
 
Być może władzom miasta brakuje determinacji, by Rzeszów był innowacyjny i hasło: Rzeszów – Stolica Innowacji bywa czasem złośliwie nazywane imitacji.  A szkoda, bo Rzeszów ma potencjał, by być innowacyjny w każdej dziedzinie i to jest bezdyskusyjne – dodał Sidor.
 
– Markę buduje się latami i są przepisy, które determinują wykonanie pewnych inwestycji – tłumaczyła Marzena Furtak – Żebracka.  – W tej chwili nie ma w Polsce przepisów prawa, które pozwalałyby do transport miejskiego wprowadzić pojazdy jednoszynowe, czyli takie jak nasza innowacyjna kolejka. Od dawna zabiegamy o zmiany, ale to wszystko wymaga czasu i determinacji, a tej nam nie brakuje.  
 
Dr Grzegorz Hajduk z Uniwersytetu Rzeszowskiego, przyznał, że na pewno nie wypracowaliśmy jeszcze symbolu miasta, który wyróżniałaby Rzeszów, a okrągła kładka nie do końca spełnia tę rolę, choć pewnie jest wyróżnikiem. Zwrócił też uwagę na coś innego.
– Nie możemy tworzenia marki Rzeszowa przypisać tylko urzędnikom, bo popadniemy w ślepą uliczkę – mówił Hajduk. –  Innowacje nie dzieją się w urzędach, ale w firmach i tam tych innowacji powstaje sporo. Rolą urzędników i miasta jest wyciągać je na zewnątrz, pokazać i wspierać. Sam zaś kierunek pozycjonowania miasta jako stolicy innowacji jest bardzo trafny, choć niełatwy, bo niełatwo jest innowacje pokazać. 
 
Działajmy. Partnerstwo publiczno – prywatne to konieczność
 
Obecny na debacie Maciej Twardzik, współwłaściciel NTB Active Club w Głogowie Małopolskim, popularyzator golfa na Podkarpaciu, przyznał, że w swoim działaniu biznesowym kieruje się dwoma pojęciami: innowacje i marka.
 
– I po naszej dyskusji utwierdzam się w przekonaniu, że innowacja to jest zadanie dla przedsiębiorcy, który potrafi coś wykreować i da sobie z tym radę sam, ale jeśli chodzi o budowanie marki, to przepraszam, ale nie jest to na nasze siły, co szczerze mówię w rozmowach z innymi kolegami przedsiębiorcami. Na to trzeba czasu, a przede wszystkim wspólnego działania pomiędzy przedsiębiorcami a włodarzami, czego notorycznie brakuje i przez co jesteśmy skazani na niepowodzenie – mówił Maciej Twardzik.
 
Województwo Podkarpackie mogłoby być centrum golfa w Polsce, mamy tu 8 podmiotów związanych z golfem i nie mamy się czego wstydzić. – Partnerstwo publiczno – prywatne to jest rzecz, która musi zaistnieć, a której wszyscy się boją, bo zanim powstanie to CBA już tam będzie, co jest przerażająco – śmieszne – dodał Twardzik. Jednak nie da się budować żadnych większych marek bez wsparcia samorządów i władz.  
 
– To koniecznie zróbmy w 8 dni dookoła Podkarpacia z golfem, dobry golfista będzie patronem, marszałek ufunduje nagrody, a my przez 8 dni będziemy jeździć z gośćmi z Polski, z zagranicy i samego Podkarpacia od hotelu do hotelu, z jednego pola golfowego na następne i nie martwmy się, że golf jest postrzegany jako sport ekskluzywny. Walczymy o klienta ekskluzywnego, bo to świetny klient, wymagający, ale wierny i zamożny – spointował Mariusz Sidor.
 
Czy coś wyniknie z tego pomysłu, który narodził się na naszej debacie?! Już wkrótce na naszym portalu.
 
Pełny zapis spotkania, jakie w poniedziałek odbyło się w ogródku Hotelu Bristol Tradition and Luxury w Rzeszowie, w lipcowym numerze magazynu VIP Biznes&Styl.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy