Jak działa intuicja i skąd się bierze w nas "to coś", co każe nam podjąć nagłą decyzję, albo wyrazić opinię o kimś, kogo widzimy pierwszy raz w życiu, a potem okazuje się, że opinia czy decyzja były trafne?
Albert Einstein twierdził, że nie mielibyśmy wielu odkryć naukowych, gdyby nie intuicja. On również! Idąc tym tropem w stronę biznesu słychać podobne deklaracje. Na intuicji wyrosły ponoć fortuny, na przykład Sorosa czy Gatesa. Fajnie by było, żeby jakiś Polak znalazł się z tej przyczyny na liście najbogatszych u Forbesa, jako pierwszy.
Do intuicyjnego zarządzania firmą przyznają się światowi giganci. Znajomy przedsiębiorca, zatrudniający prawie 200 osób (jak na polskie warunki to niemało), narzeka, że głowa mu trzeszczy od myślenia i zanim podejmie decyzję, sto razy rozpatrzy każde "za" i "przeciw". Ekspertyzy, opinie doradców, nic na żywioł. Bo rynek niepewny, konkurencja, kryzys. Ilu przedsiębiorców działa w ten sposób, a ilu ufa podpowiedziom intuicji, może ktoś policzy. Ja mam na razie jednego kandydata, który kieruje się intuicją podejmując decyzje biznesowe i stosuje też inne „miękkie metody" w zarządzaniu firmą; krakus, branża budowlana. Ale o jego doświadczeniach opowiem, jak się zgodzi. Rozgłos jest wrogiem sukcesu.
Einstein uzasadniał intuicyjne podejście do odkryć naukowych tym, że żadne procedury logiczne nie są w stanie uporządkować ogromu wiedzy, z jaką spotyka się uczony pracując nad danym zagadnieniem. Takie uporządkowanie daje się uchwycić tylko intuicyjnie i nie jest dostępne dla naukowo logicznych ustaleń. Czyli mówiąc krótko: wiem, ale nie wiem, skąd to wiem. Impuls, olśnienie, nieświadoma synteza doświadczeń?
Prób zdefiniowania intuicji jest nie mniej niż uczonych, którzy się tym zajmowali, i to od starożytności. Dlatego pozostańmy na użytek niniejszego tekstu na razie przy definicji psychologa klinicznego Anny Mierzejewskiej – że intuicja jest procesem podświadomym, którego nie można kontrolować, można jedynie dopuszczać lub odrzucać podawane przez intuicję rozwiązania. Tyle teorii. Przejdźmy do praktyki.
Eksperyment
Siedziałam naprzeciwko dziesięciu nieznajomych osób, a one zapisywały na kartkach swoje odczucia intuicyjne na mój temat. Nie czułam się komfortowo, nikt nie lubi być oceniany, w dodatku publicznie, ale na tym polegało ćwiczenie z rozwoju intuicji, a ja się zgodziłam być królikiem doświadczalnym.
Wynik był dla mnie zaskakujący – większość opisów okazała się trafna. Dotyczyły charakteru mojej pracy, zdrowia, domu w jakim mieszkam, jego otoczenia, relacji rodzinnych oraz paru innych rzeczy, których nie da się „przypasować" każdemu – one dotyczyły mojej osoby.
Jedna z kobiet stwierdziła nawet, że pierwsze o czy pomyślała, choć to raczej nieadekwatne określenie, wszak intuicja z logicznym myśleniem nie idzie w parze, to były litery: K,O,N. Właśnie w takiej kolejności. Z niedowierzaniem obejrzałam zapis – pierwszych trzech liter mojego nazwiska. Powtórzę: ani ta kobieta, ani pozostałe osoby biorące udział w ćwiczeniu nie znały mnie. No więc co w tym jest? I do jakich rezultatów można jeszcze dojść zakładając, że intuicję można rozwijać?
Zajęcia z rozwoju intuicji prowadził Antoni Przechrzta. Psychoterapeuta i utalentowany artysta rzeźbiarz, który w latach osiemdziesiątych studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wiedniu oraz w Akademii Królewskiej w Londynie – jako stypendysta Henry Moorea. Tworzył awangardowe instalacje i performance'y, wystawiane m.in. w londyńskiej Tate Gallery, na wystawie Dokumenta w Kassel czy Venice Biennale.
Perfomance jest sztuką ulotną, w swym założeniu najbardziej nieskrępowaną, pozbawioną reguł formą wypowiedzi artystycznej; ma zarówno entuzjastów jak i zagorzałych krytyków, zanim popadnie w niepamięć. Przechrzta nadal potrafi być kontrowersyjnym artystą, zaskakując widzów głębokimi i nieoczekiwanymi przeżyciami.
Realizując swój 20-letni już projekt „Żywej Rzeźby" ostatnio przeprowadził dwa poruszające performance'y na wernisażach w Centrum Sztuki Współczesnej (wystawa British British – Polish Polish ukazująca prace najlepszych współczesnych artystów polskich i brytyjskich), oraz w Galerii Zachęta (wystawa In God we trust) w Warszawie.
Antoni Przechrzta jest dyrektorem Instytutu Realizacji Siebie w Warszawie. Prowadzi badania nad skutecznością metod służących rozwojowi intuicji. Przez wiele lat wykładał wprowadzenie do duchowego uzdrawiania w Royal London Hospital dla studentów ostatniego roku uniwersytetu medycznego. Uczestniczy w licznych sympozjach naukowych, w swoich wystąpieniach przedstawia badania naukowe nt. skuteczności duchowego uzdrawiania jako metody terapeutycznej, a także proponuje różne formy współpracy pomiędzy medycyną konwencjonalną i medycyną komplementarną.
Intuicja mówi szeptem
Anna Koniecka: Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest po coś. Ale jak to wytłumaczyć, że artysta który sztuki piękne studiował i piękną sztukę tworzył, nagle porzuca to wszystko, żeby uczyć ludzi jak mają w sobie rozwijać intuicję? Czyli coś, co w swej istocie jest nieuchwytne, niedookreślone. Trochę jak pańskie performance.
Antoni Przechrzta: To nie był nagły zwrot w moim życiu, raczej długi proces, gdyż ja w tym intuicyjnym świecie tkwiłem od dziecka. Pomysły, jakie realizowałem w dziedzinie sztuki, czerpałem z intuicji. Ich głęboki sens rozumiałem raczej po fakcie aniżeli w trakcie tworzenia. Tak było od najmłodszych lat kiedy pisałem, malowałem. Wtedy jednak wydawało mi się, że takich rzeczy, które przychodzą znikąd, nie bierze się pod uwagę, nie są ważne. Wówczas nie miałem odpowiednich narzędzi, żeby rozwijać intuicję, ani też wsparcia środowiska. Pierwszym kursem rozwoju intuicji były dla mnie studia, to znaczy sam proces tworzenia. Pracowałem inaczej niż inni studenci w Royal Academy. Ich praca nad rzeźbą polegała na nieustannej dłubaninie. Ja chodziłem jakby nie wiedząc, co robię, i nagle – mam przebłysk "oświecenia"- pomysł, szybko go realizuję i znowu chodzę, znowu szukam, nie wiem… I nagle znowu wiem, i znowu szybko wykonuję kolejny fragment pracy.
Moje działania twórcze były przy okazji źródłem obserwacji jak funkcjonuje intuicja i czy sfera duchowa, emocjonalna mogłaby wpłynąć na uzdrawianie sfery życiowej i fizycznej człowieka – to mnie zawsze fascynowało. Zacząłem iść w tym kierunku, uczyłem się rozwijać ten „wewnętrzny głos”. Rozwijałem w sobie zdolności uzdrawiania pod patronatem brytyjskiego NFSH (obecnego The Healing Trust). Jestem od ponad dwudziestu lat jego członkiem i międzynarodowym nauczycielem. W Wielkiej Brytanii, Polsce i w innych krajach wykształciłem setki terapeutów, którzy używając tej metody wspierają pacjentów korzystających z medycyny konwencjonalnej; podejmują się też terapii skutecznie tam, gdzie lekarze już się poddają. Ale: żyjemy w takim świecie, gdzie nie wystarczy skutecznie kogoś wesprzeć w powrocie do zdrowia poprzez uzdrawianie, trzeba bezustannie udowadniać, że taki proces miał miejsce, aby odeprzeć bezpodstawne i często bezlitosne ataki niektórych przedstawicieli środowiska lekarskiego czy korporacji farmaceutycznych, a przecież chodzi tu o dobro pacjenta.
Podobnie jest z rozwojem intuicji: nie wystarczy coś trafnie odczytać, odnaleźć skuteczną procedurę rozwiązania trudnej sytuacji i to udokumentować. I tak znajdzie się ktoś, kto publicznie wyśmieje naszą pracę, często odwołując się do swojej niewiedzy, a fakty są takie (co w dobie dostępu do Internetu można szybko sprawdzić), że światowa nauka i praktyka potwierdzają poprzez solidne i powtarzalne badania w renomowanych ośrodkach, iż i terapia z energią życiową, i rozwój intuicji przynoszą bezsprzeczne korzyści zdrowotne oraz życiowe dla człowieka.
Co to znaczy rozwijać intuicję? Przecież ona po prostu jest. Siedzi sobie gdzieś w prawej półkuli naszego mózgu odpowiedzialnej za odczuwanie i wyrażanie emocji, i czasem daje znać o sobie, albo nie. Nie mamy na to wpływu.
Według mnie intuicja cały czas wysyła nam jakieś sygnały, rzecz w tym, żeby nauczyć się je odbierać. Intuicja jest subtelnym głosem wewnętrznym, przeczuciem – mówi do nas szeptem i często konkuruje z głosem naszej woli, ze świadomym i pełnym strachu umysłem. Aczkolwiek zdarza się, szczególnie przy ważnych a może zagrażających życiu zdarzeniach, że ten głos jest tak donośny i jednoznaczny, że nie da się go nie usłyszeć.
Ale zgadzam się z Panią, że intuicji nie można traktować jak coś wyjątkowego, jak jakiś fenomen, którym obdarzeni są tylko „wybrani". Intuicja jest naturalną zdolnością każdego człowieka. Dlatego uważam, że można i trzeba intuicję rozwijać, tak jak inne zdolności.
Każdy ma nie tylko zdolność odczuwania intuicyjnego, ale nawet wczuwania się w zdarzenia z przyszłości. Kwestia tylko dobrania właściwych narzędzi, aby tę zdolność rozwinąć. I to jest moim zadaniem. Na bieżąco opracowuję wiele metod. Jeżeli w danym momencie jedna z nich okazuje się pożyteczna dla jakiejś osoby na danym etapie, to dla innej już trzeba będzie zastosować inne podejście, aby raczej "usunąć przeszkodę" uniemożliwiającą wsłuchiwanie się w podpowiedzi intuicji.
Można rozwinąć wczuwanie się w złożone procesy na przykład związane z prowadzeniem firmy, czy prognozowaniem ekonomicznym. Można rozwijać intuicję w kierunku własnego zdrowia; wczuwając się w swoje ciało możemy odszukać informacje potrzebne nam do odnalezienia i zrozumienia natury choroby, co potwierdza się diagnozą lekarską. Włączenie intuicji w proces decyzyjny pozwala skrócić drogę dochodzenia do rozwiązania problemu. Tym problemem może być np. postawienie trafnej diagnozy przez lekarza i dobranie skutecznej terapii. W chorobie najdroższy jest czas. W gospodarce, chociaż tam nie dokonuje się tak dramatycznych wyborów, czas jest też ważny. Nie bez powodu mówi się, że decyzja podjęta w odpowiednim momencie jest więcej warta niż pensje wszystkich doradców razem wziętych.
Czasem stwierdzamy, że coś nie wyszło, bo intuicja nas zawiodła. Nie chciałabym, żeby to samo powiedział mój lekarz, albo makler, który obraca moimi pieniędzmi na giełdzie.
Jestem za tym, żeby łączyć wiedzę i intuicję. Wyjdźmy od tego, że dobre samopoczucie człowieka jest jednym z czynników wspierających zdrowienie. Ale nie można na tym jednym czynniku oprzeć całej terapii i pracować tylko w kierunku coraz to lepszego samopoczucia! Intuicja nie zastąpi wiedzy, może być jednym z narzędzi pomocniczych przy podejmowaniu decyzji. To jest nasze wewnętrzne odczucie, wewnętrzne widzenie, które jest poza obszarem rozumowania. Najpierw odbieramy jakąś informację intuicyjnie a później intelektualnie ją rozważamy. I decydujemy, czy skorzystamy z tej informacji, czy ją odrzucimy. A po czasie widzimy (najczęściej), że jednak pierwszy podszept intuicji był słuszny.(Uśmiech.)
Badania naukowe potwierdzają, że osoby odnoszące sukces w biznesie, będące na stanowiskach zarządzających, mają bardzo dobrze rozwiniętą intuicję. Co prowadzi do wniosku, że dobrze funkcjonująca intuicja pomaga w dobrym funkcjonowaniu w biznesie. Szczególnie ważne jest to w okresach turbulencji kryzysowej. Dobrze funkcjonująca intuicja daje możliwość wczucia się w ciągle zmieniającą się sytuację na rynku, w potrzeby, które nie są czytelne tak po prostu, które miałyby wynikać z czystej logiki.
A czy Pana intuicja kiedyś zawiodła?
Podpowiedzi intuicji nieraz wydają się nam tak nieprawdopodobne, że aż niemożliwe żeby były prawdziwe, albo wydają się zbyt proste, żeby im zaufać. Więc też je odrzucamy. Przyznaję, że u mnie czasem wygrywa siła woli w konkurencji z intuicją, pomimo że ta ostatnia pokazuje mi czytelne odpowiedzi.
Kiedyś rozmawiałem z panią, która chciała sprzedać mieszkanie w Warszawie, w atrakcyjnym miejscu, lecz kupców – ani na lekarstwo. Mówiła, że korzysta z porad wróżek występujących w telewizji i one ją zapewniają, że sprzeda mieszkanie na pewno. Mnie intuicja mówiła: zaczekać do trzech lat, a w międzyczasie mieszkanie wynająć. Pomimo iż ceny mieszkań spadały, w każdym odczycie wychodziło mi, żeby mieszkania nie sprzedawać. Lecz reputacja wróżek z telewizji zwyciężyła, właścicielka mieszkanie sprzedała, donosząc mi, że moja porada była nieodpowiednia. Mówiąc szczerze, nie czułem się z tym zbyt dobrze. Po jakimś czasie znowu spotkałem tę panią i okazało się, że pieniądze ze sprzedaży mieszkania zainwestowała… w Amber Gold.
Nigdy nie zapomnę moich pierwszych zajęć z rozwoju intuicji w Warszawie. To, co odczytali wówczas uczestnicy kursu, uznaliśmy – oni i ja za coś kompletnie niezrozumiałego. Jakiś bezsens. W żaden inny sposób nie mogliśmy wtedy tego zinterpretować. To była wizja jakiegoś straszliwego chaosu, kłębów dymu, przelatujących samolotów przez wieżowce jak na filmie science fiction. Tamte zajęcia prowadziłem na krótko przed 11 września 2001 roku. Gdy zobaczyłem potem w telewizji zamach na World Trade Center, byłem zdumiony, jak klarownie ta informacja była dostępna do odczytania lecz trudna do wyobrażenia.
Można wyczuwać aż takie rzeczy na odległość?
Każda myśl, która powstała, jest odpowiednio czytelna – ona istnieje. Nauka jest w stanie zarejestrować to przy pomocy PET i EEC (elektroencefalografu). Obserwując funkcjonowanie mózgu można zaobserwować, jakie emocje człowiek ma, również gdy negatywne myśli docierają do niego telepatycznie z zewnątrz np. od wroga czy konkurenta biznesowego. Istnieje łączność myślowa między ludźmi. Między ludźmi, zwierzętami i roślinami zresztą też. I to bez względu na odległość. Weźmy banalny przykład – na pewno każdemu się zdarzyło, że chciał do kogoś zadzwonić i ta osoba zadzwoniła do niego pierwsza. Te zjawiska są bardzo powszechne. My się nad nimi nie zastanawiamy, one po porostu istnieją.
Mówi Pan o łączności pomiędzy światem ludzi, zwierząt i roślin. Znam osoby, które „rozmawiają" ze swoimi roślinami i one ponoć lepiej rosną.
W literaturze opisano eksperyment, który polegał na tym, że gdy wrzucano do wrzątku żywe krewetki, to stojąca w drugim pokoju za zamkniętymi drzwiami roślina reagowała silnym impulsem rejestrowanym na czułym urządzeniu (encefalografie) podłączonym do tej rośliny. Gdy wrzucano do wrzątku martwe krewetki roślina nie reagowała. O czym to świadczy? O wzajemnym powiązaniu świata roślin i zwierząt.
My również odbieramy zdalnie pewne emocje, które są rejestrowalne w postaci impulsów elektrycznych czy elektromagnetycznych. Współczesna nauka idzie w kierunku wykorzystywania tych impulsów do uruchamiania pewnych urządzeń, które mogą służyć osobom niepełnosprawnym. Mózg wysyła sygnał czytelny dla czujników zawiadujących jakimś urządzeniem, na przykład robot włącza światło, podaje herbatę.
Możemy rejestrować emocje czy myśli docierające z zewnątrz, możemy je odczytywać. Coś, czego nie rozumiemy, ale jest faktem: udało się zarejestrować reakcję mózgu wyprzedzającą dramatyczne zdarzenie, tzn. za osobami podłączonymi do urządzeń badawczych upuszczano losowo talerze, które rozbijały się na podłodze powodując nieprzyjemny hałas. Mózg rejestrował te zdarzenia 5 sekund przed momentem zetknięcia się talerza z podłogą.
Dlaczego intuicja podsuwa nam częściej czarne scenariusze?
Intuicja raczej podsuwa nam dobre rozwiązania, ale też pokazuje zagrożenia, czyli zadania, którymi powinniśmy się zająć i je rozwiązywać. Zamiast stanąć na wysokości zadania, często denerwujemy się ze strachu, i tą swoją energią strachu często się pogrążamy, wszak nasze myśli wpływają na tworzenie rzeczywistości.
Gdy człowiek nie czuje się zagrożony w swym bycie, to już nie chce mu się podejmować działań, żeby zrealizować dobre pomysły, rozwijać się. Uważam, że gdyby nie nasze wrodzone lenistwo to każdy z nas mógłby się sam wyleczyć z wielu chorób, i to bez lekarstw. Ale gdy intuicja ostrzega nas przed poważnym zagrożeniem – reagujemy natychmiast. Jest coś takiego w człowieku, że na ostrzeżenie jest w stanie reagować najszybciej. Strach krzyczy!
Czy każdy może rozwinąć intuicję na tyle, żeby była bardziej chętna do podpowiadania? I na temat.
Osoby, które potrafią się uporać z emocjami, wybaczać – czyli puszczać w niepamięć niekorzystne zdarzenia z przeszłości, potrafią się wyciszyć, zrelaksować, na przykład medytując, na pewno będą bardziej skutecznie i bardziej prawidłowo odczytywać podpowiedzi intuicji. Intuicja mówi szeptem, więc żeby ją usłyszeć, potrzeba nam tego, co nazywamy wewnętrzną harmonią, stanem równowagi. Polecam też metodę porannego spisywania myśli – bez redagowania, zastanawiania się, co napisać, po prostu spisujemy myśli aż do „stanu pustki" naszego umysłu. Następnie zadajemy pytanie dotyczące kwestii nas interesujących i to, co spontanicznie przychodzi nam do głowy, zapisujemy. Później analizujemy. Jeśli nie rozumiemy, co podpowiada nam intuicja, być może trzeba inaczej sformułować pytanie. Dobre pytanie to szansa na dobrą odpowiedź.
Wyciszyć się? Jak, kiedy tak szybko żyjemy? Biegniemy. Praca – dom – praca. W dziewiętnastowiecznym kapitalizmie, w którym ciągle tkwimy, nie ma miejsca na relaks. Jest – nieustanna presja. Dookoła i w nas. Chociaż słyszałam ostatnio o korporacji (zagranicznej oczywiście), która urządziła pracownikom pokój do relaksacji; piłkarzyki, gry wideo – te rzeczy. Ale nie medytują.
A szkoda. Na Zachodzie to żadna nowość. Najnowszy trend na świecie to slow life, w Nowym Yorku setki ludzi na Time Square a nawet na głównych ulicach razem rozkłada maty i ćwiczy jogę. W ogródkach i na parapetach mieszkań w Londynie ludzie hodują własne warzywa. Ale już w 1983 roku w Detroit firma chemiczna zapoczątkowała program medytacji dla swoich pracowników. Uczestniczyły w nim 52 osoby spośród 100 pracowników. Medytowały po 20 minut przed pracą i 20 minut po południu, w trakcie pracy. Oczywiście płacono im za medytację podczas pracy. Właściciel firmy Buck Montgomery po trzech latach eksperymentu dokonał oceny wyników. Okazało się, że produktywność wzrosła o 120 proc., ilość zwolnień lekarskich zmalała o 16 proc., a wypadkowość – o 70 proc. Zyski wzrosły o 520 proc. Dane te pochodzą z książki "Meditation" Joan Budilovsky and Eve Adamson. Kiedy opowiedziałem tę historię na sympozjum naukowym, pewna pani profesor psychiatrii z Polski odpowiedziała, że medytacja jest bezużyteczna, bo po wzroście produktywności o 120 procent ona już dalej nie wzrastała…
Gdyby miał Pan namalować obraz polskiego biznesmena, to jaki by on był?
To musiałyby być dwa obrazy. Z moich spotkań z ludźmi biznesu w Polsce wynika, że są tacy, którzy umieją żyć szczęśliwie i osiągać znakomite rezultaty na polu biznesowym, ale są i tacy, którzy potrafią osiągać tylko imponujące sukcesy. Na nic więcej już nie mają siły, ani chęci. Jest niestety wielu, którzy nie są otwarci na rozwój, na zmiany. Dla nich jest to opcja wręcz nie do przyjęcia. Są skoncentrowani na tym, ile powinni zarobić.
W układzie biznesowym, gdzie występują przecież dwie strony, oni tej drugiej strony nie widzą. Miarą ich sukcesu jest: zarobić więcej a zatracić siebie. To jest czytelne zwłaszcza w Polsce. Ale Polacy szybko się uczą i wzorem innych krajów, mam nadzieję, po nasyceniu się ilością, zaczną zadawać pytania, o jakość życia i to poprowadzi ich do rozwoju duchowego, myślenia prospołecznego, odszukania sensu życia i satysfakcji w naturalnie powracającej równowadze ze sobą, z najbliższymi i otaczającą nas naturą. A więc Panie biznesmenie, zatrzymaj się na chwilę, weź głęboki oddech i wsłuchaj się w swój głos wewnętrzny, on naprawdę Cię pokieruje tak jak dla Ciebie najlepiej.
Intuicja przynosi zysk
Badania przeprowadzone przez Johna Michalasky'ego i Douglasa Deana z Newark School of Enginering (USA), które rozpoczęły się na początku lat 60 tych XX w. i trwały do 1974 r. wykazały, że rozwinięte ESP (extra sensory perception – intuicja) idzie w parze z wysokimi zyskami. Na podstawie serii testów na prekognicję (czyli umiejętności przewidywania przyszłych wydarzeń), przeprowadzonych w ściśle kontrolowanych warunkach, stwierdzono, że managerowie, którzy w ciągu pięciu lat potrafili podwoić zyski swoich firm, mieli bardzo wysoko rozwinięte ESP w porównaniu z tymi, którzy osiągali przeciętne wyniki finansowe.
Test, który rozwiązywali managerowie, polegał na przewidywaniu liczb, które pojawią się w wygenerowanym losowo ciągu 100 cyfr. Niemożliwe było, żeby ktoś oszukał podczas tego typu testu, ponieważ poprawne odpowiedzi zależą od przyszłego zdarzenia, generowanego losowo przez komputer, a więc nawet badacze nie znali ich wcześniej. W badaniach tych brały udział tysiące osób. Opis w książce prof. psychologii Jamie T. Licauco z Filipin "Potęga Intuicji".