Reklama

Biznes

To zbyt błahy powód, by związki zawodowe szły na konfrontację

Artykuł Partnera
Dodano: 09.07.2013
5572_Waliszewski
Share
Udostępnij
Z Leszkiem Waliszewskim, byłym związkowcem – w 1981 r. przewodniczącym największego regionu NSZZ "Solidarność" – Śląsko-Dąbrowskiego (1,4 mln członków), a obecnie przedsiębiorcą, prezesem FA Krosno S.A., rozmawia Jaromir Kwiatkowski.
 
Grupa liberalnych posłów PO opracowała projekt ustawy ograniczającej prawa związków zawodowych. Gdyby on wszedł w życie, to m.in. nie byłoby związkowców na etatach w dużych firmach, nie byłoby możliwości zajmowania przez związki zawodowe pomieszczeń na terenie zakładu, a pracodawcy nie zbieraliby – jak gdyby w imieniu związków zawodowych – składek związkowych. Jak Pan ocenia ten projekt?
 
Według mnie, to są kosmetyczne zmiany. Rozumiem, że mogą być one denerwujące dla związków zawodowych, np. jeżeli chodzi o związkowe etaty czy zbieranie składek. Pamiętam jednak, że gdy w 1980 r. tworzyła się „Solidarność”, to w FSM w Tychach, gdzie wówczas pracowałem, dobrowolnie zrezygnowaliśmy z etatu związkowego i nasi działacze nie pobierali pensji od pracodawcy, tylko z pieniędzy związkowych. Uważaliśmy, że zwiększa to naszą niezależność. 
 
W 1980 r. czasy były jednak trochę inne. Od dwóch dekad tyle się mówi o potrzebie profesjonalizacji związków zawodowych. Trudno to sobie wyobrazić bez osób na etacie w większych komisjach zakładowych, bez pokoju związkowego tam, gdzie są członkowie, czyli w zakładzie pracy. Choć można dyskutować, czy działaczowi oddelegowanemu w jego zakładzie do pracy związkowej pensję powinien wypłacać – jak teraz – pracodawca, czy związek. Tyle, że problem jest trochę „nadmuchany”, bo np. w Regionie Rzeszowskim takich etatowych związkowców jest – góra – kilkunastu.
 
Jak wspomniałem, w 1980 r. to był nasz pomysł, by opłacać działaczy ze składek. Dzisiaj też byłbym za tym, żeby związek – skoro zbiera składki – opłacał swoich pracowników. Jeżeli chce mieć kogoś na etat, to ma, jeżeli nie – to nie ma, to jest tylko decyzja związku zawodowego.

Tak się dzieje, ale na poziomie regionalnym: np. przewodniczący regionu jest opłacany ze składek. Jednak „Solidarność”, którą Pan 33 lata temu współtworzył, zareagowała nerwowo na projekt zmian: jej zdaniem, to polityczna zemsta za krytykę rządu.

Nie znam motywów, jakimi kierowali się posłowie PO, projektując te zmiany; być może mieli jakieś ukryte motywy. Natomiast nie dziwi mnie reakcja „Solidarności” czy innych związków zawodowych, bo to jest ograniczenie ich przywilejów. W tej chwili związki zawodowe mają prawo i do etatów płaconych przez pracodawcę, i do pomieszczeń w zakładzie pracy, a zmiany spowodowałyby, że uszczupliłyby się fundusze związkowe. Według mnie jest to jednak zbyt błahy powód, by iść na konfrontację. Uważam, że bardzo ważną rzeczą jest współpraca pomiędzy związkami zawodowymi a pracodawcami. W naszej fabryce mamy związek „Solidarność”. Wzajemna współpraca układa się bardzo dobrze. Nie zawsze się zgadzamy, ale nigdy nie było jakichś destrukcyjnych konfliktów. Mamy obecnie rekordowe zatrudnienie – 245 osób, ale mimo to nie jesteśmy na tyle dużą firmą, by mieć związkowca na etacie. Oczywiście, zbieramy składki i przekazujemy na konto związkowe. Nie uważam, by był to jakiś duży problem.
 
Te sprawy mogą być większym problemem przede wszystkim w dużych firmach. Problem w małych firmach przy obecnym rynku pracy jest inny: tam często w ogóle nie ma związków zawodowych, bo ludzie się boją narazić pracodawcy.

Nie zakładałbym, że pracownicy nie zrzeszają się w związkach zawodowych, bo się boją. Według mnie, żeby zrzeszać się, trzeba mieć dobry powód. Jeżeli chodzi o małe firmy rodzinne, zarządzane przez właścicieli, to jest w ogóle pytanie o potrzebę organizowania tam związków zawodowych. Natomiast tam, gdzie wykorzystuje się pracownika, gdzie pomiata się nim, zrozumiała jest reakcja obronna.

Nie twierdzę, że jedynym motywem, dla którego ludzie pracujący w małych firmach mają opory przed organizowaniem się w związki zawodowe, jest strach. Ale znam przypadki, gdy ten strach był motywem dominującym. Tu rodzi się pytanie o układ sił pomiędzy pracodawcami a pracownikami przy obecnej trudnej sytuacji na rynku pracy. Kto tu jest, Pana zdaniem, mocniejszy, bardziej uprzywilejowany?
 
Myślę, że nie można generalizować. Wszystko zależy od podaży i popytu. W Polsce jest obecnie duże bezrobocie, tak więc powiedziałbym, że średnio statystycznie uprzywilejowani są pracodawcy, bo jest za mało miejsc pracy. Natomiast gdyby bezrobocie spadło do 5-6 proc., to wtedy sytuacja by się odwróciła i pracownicy byliby bardziej uprzywilejowani. Tyle mówi średnia statystyczna. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeżeli chodzi o pracowników wykwalifikowanych, czyli o osoby, które mają ukończone wyższe studia, doświadczenie, znają język angielski i inne języki. One nie mają problemów ze znalezieniem pracy, gdyby chciały ją zmienić. Uważam, że to jest klucz do poprawy sytuacji. Nie ma sensu zmieniać prawa, zaostrzać je czy łagodzić, zastanawiać się, jak podzielić to co mamy. Trzeba raczej pracować nad tym, by rozwinąć polską gospodarkę, aby można było zatrudniać więcej ludzi. Nie ma co gadać w kółko o kosmetycznych sprawach, czasami nawet denerwujących, które są bezproduktywne. Gdy mamy za krótką kołdrę, to będziemy się zastanawiać, czy odsłonić nogi, czy ramiona. Nie o to chodzi. Trzeba wzmocnić polską gospodarkę, popracować nad tym, co zrobić, by było więcej firm, więcej produkcji i więcej zatrudnionych. Narzekamy, co zrozumiałe, że płace są niskie. Ale jeżeli w Polsce są ludzie na bezrobociu, to chętnie pójdą do pracy nawet za minimalne wynagrodzenie.
 
Różnie z tym bywa.
 
Na szczęście, żyjemy w dobrym regionie, gdzie ludzie nie chcą siedzieć w domu, tylko chcą pracować,  podnosić umiejętności, nawet za minimum. Wiem, że są też ludzie, którzy kalkulują, czy bardziej im się opłaca siedzieć w domu na zasiłku, czy pracować nawet za minimalną pensję. Na szczęście, w Krośnie, i myślę, że na całym Podkarpaciu, jest wysoka etyka pracy i ludzie wolą pracować niż być na zasiłku. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy