Sport

Kolejny dublet „Lewego” w Lidze Mistrzów. Barcelona wygrywa „przegrany” mecz!

Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Dodano: 22.01.2025
Foto: Robert Lewandowski / Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Foto: Robert Lewandowski / Źródło: Serwis informacyjny PZPN
Share
Udostępnij

Skutecznym egzekutorem jedenastek okazał się we wtorkowy wieczór Robert Lewandowski. 36-latek dwukrotnie zamieniał rzuty karne na gole, a jego FC Barcelona po absolutnie szalonym spotkaniu pokonała w siódmej kolejce Ligi Mistrzów Benfikę Lizbona 5:4. Cały mecz rozegrał w barwach Blaugrany również Wojciech Szczęsny.

Od ostatniego meczu Barcelony w Lidze Mistrzów, przeciwko Borussii w Dortmundzie, minęło we wtorek 41 dni. Katalończycy zdążyli w tym czasie awansować do kolejnej rundy Pucharu Hiszpanii, w bardzo przekonującym stylu wygrać rozgrywki o krajowy Superpuchar, a swoje trzy pierwsze występy w zespole zanotował Wojciech Szczęsny. Z drugiej strony w trzech kolejkach La Liga zdobyli zaledwie punkt, w związku z czym ich strata do ekip z Madrytu – Atletico i Realu – wzrosła w ligowej tabeli do kolejno pięciu i siedmiu oczek.

Lepiej po sześciu seriach gier, odbytych jeszcze w ubiegłym roku kalendarzowym, wyglądała dla drużyny prowadzonej przez Hansiego Flicka sytuacja w Lidze Mistrzów. Pięć wygranych i jedna porażka plasowały Barcelonę wyłącznie za Liverpoolem, zatem ewentualna wygrana w Lizbonie dałaby zespołowi duży spokój przed ostatnią kolejką fazy ligowej, w której Duma Katalonii podejmie w przyszłą środę z Atalantą Bergamo.

Na kilka godzin przed rozpoczęciem starcia z Benfiką pojawiły się nieoficjalne informacje jakoby w bramce Barcelony miał stanąć Wojciech Szczęsny. I rzeczywiście tak się stało, jednak zanim były reprezentant Polski zdążył zaliczyć jakąkolwiek interwencję, już musiał wyciągać piłkę z siatki. W drugiej minucie lizbończycy po długim podaniu utrzymali się przy futbolówce w okolicy linii środkowej i po chwili przyspieszyli atak przerzutem na lewą stronę, gdzie mnóstwo miejsca miał podłączający się do akcji boczny obrońca Alvaro Carreras. 21-latek już w pierwszym kontakcie posłał dośrodkowanie w pole karne, tam piłkę rozmyślnie przepuścił Andreas Schjelderup, by nabiegający na nią w świetle bramki Vangelis Pavlidis miał czystą pozycję strzelecką. Grek nie pomylił się, bardzo szybko wysuwając swoją drużynę na prowadzenie.

Nim Barcelona otrząsnęła się po stracie bramki, Carreras mógł zaliczyć drugą asystę. Właściwie Hiszpan zrobił wszystko, aby tak było, jednak jego doskonałego dogrania nie wykorzystał Fredrik Aursnes.

W dziewiątej minucie swoją pierwszą okazję miał Robert Lewandowski. Po wysokim pressingu goście przechwycili piłkę w okolicach szesnastki Benfiki, Pedri błyskawicznie podał do „Lewego”, a ten mimo umiejętnego obrotu z piłką, zmarnował szansę, strzelając zdecydowanie zbyt wysoko. Bohaterem kolejnej akcji ponownie był lewy obrońca, ale tym razem nie Benfiki, a Barcelony. Szarżujący w polu karnym Alejandro Balde został nadepnięty przez Tomasa Araujo, a sędzia po obejrzeniu powtórek wskazał na jedenasty metr. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Lewandowski, strzelając 8. w tym sezonie i 102. ogółem gola w Lidze Mistrzów.

W kolejnych minutach Barcelona grała swoje, osiągając optyczną przewagę. Po dwudziestu minutach bardzo dobrą okazję miał Gavi, jednak jego uderzenie zatrzymał bramkarz Anatoliy Trubin. Znacznie gorzej 120 sekund później zachował się jego vis a vis. Po długim podaniu Nicolasa Otamendiego za linię katalońskiej obrony Szczęsny ruszył na piłkę, znajdując się na 25. metrze od swojej bramki i… taranując swojego kolegę, Alejandro Balde. Na koszmarnej pomyłce Polaka skorzystał Pavlidis, który przejął piłkę, podprowadził ją kawałek i posłał do pustej bramki.

Przez pewien czas istniała obawa, że polski bramkarz nie będzie w stanie kontynuować gry. Po kilku minutach doszedł jednak do siebie. Ale tylko zdrowotnie, bo wkrótce znów spóźnił się z interwencją i sfaulował w polu karnym, dając Pavlidisowi szansę na skompletowanie hat-tricka. Grek bez problemów ją wykorzystał.

Do końca pierwszej połowy Szczęsny nie miał okazji do odkupienia win. Ciężar gry przeniósł się na połowę gospodarzy, a w doliczonym czasie Katalończycy wypracowali sobie sytuację na złapanie kontaktu. Po kolejnym odbiorze futbolówki w strefie wysokiej w jej posiadaniu przed polem karnym znalazł się Lewandowski, który przytomnie dograł do niepilnowanego Raphinii. Strzał Brazylijczyka przeleciał obok słupka i na przerwę drużyna z dwoma Polakami w składzie schodziła z dwubramkową stratą.

Kwadrans w szatni dobrze wpłynął na zespół Flicka, który ze sporym animuszem wszedł w drugą część spotkania. W 49. minucie na czystej pozycji znalazł się wbiegający za linię obrony Jules Kounde, ale Francuz nie potrafił opanować piłki. Po początkowym okresie przewagi gości do głosu na chwilę doszli lizbończycy, by za moment ponownie oddać inicjatywę Barcelonie. Katalończycy długo i cierpliwie rozgrywali futbolówkę, ale szczytem ich możliwości było posunięcie akcji do szesnastego metra. I gdy niewiele na to wskazywało, goście zdobyli bramkę kontaktową, choć bardziej adekwatnym byłoby napisać, że ją otrzymali od golkipera Benfiki, który wybijając piłkę trafił nią w głowę kapitana Barcy, niejako mu asystując.

Mała radość Barcelony nie trwała zbyt długo. Już w 68. minucie po szybkim ataku gospodarzy doszło do nieporozumienia między Szczęsnym a Ronaldem Araujo, skutkującym samobójczym trafieniem tego drugiego. Granice absurdu zostały przesunięte jeszcze dalej.

Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem wymianę podań między Lewandowskim a Laminem Yamalem przerwał faul na tym drugim. Jako że sytuacja miała miejsce w polu karnym, to arbiter po raz kolejny tego wieczoru wskazał na wapno. I po raz kolejny jedenastka została zamieniona na gola. Dla Roberta Lewandowskiego było to już 103. trafienie w historii występów w Lidze Mistrzów, a dla Barcelony sygnał, że z Lizbony można jeszcze wywieźć punkt lub trzy.

W 86. minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym piłkę do dośrodkowania długo przygotowywał sobie Pedri, a kiedy już zdecydował się na dogranie, posłał idealne podanie do Erica Garcii. Hiszpański defensor, który na murawie pojawił się nieco ponad dziesięć minut później, doprowadził do wyrównania!

Barcelonie było mało i w kolejnych minutach próbowała docisnąć rywali. W 89. minucie mogło ją to słono kosztować, gdy z kontrą ruszyła Benfica. W sytuacji sam na sam ze Szczęsnym znalazł się wówczas Angel di Maria, którego Polak zatrzymał świetną, kluczową interwencją.

A to wcale nie był koniec emocji, bo gospodarze po kolejnym stałym fragmencie gry byli bliscy stworzenia zagrożenia, ale zamiast oddać strzał na bramkę Barcelony, nadziali się na kontratak Raphinii. Brazylijczyk ruszył do długiego podania Ferrana Torresa, wpadł w pole karne, zwiódł obrońcę i płaskim uderzeniem dał swojej drużynie zwycięstwo! Dzięki temu FC Barcelona umocniła się na pozycji wicelidera tabeli Ligi Mistrzów, a Robert Lewandowski jest liderem klasyfikacji strzelców tych rozgrywek.

Czytaj także:

Share
Udostępnij

Nasi partnerzy