Polska przegrała w Berlinie z Norwegią 21:32 (10:15) w swoim pierwszym meczu grupy D pierwszej rundy mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych, których gospodarzem są Niemcy.
Polska – Norwegia 21:32 (10:15)
Polska: Mateusz Kornecki, Jakub Skrzyniarz – Damian Przytuła 1, Michał Olejniczak 1, Bartłomiej Bis, Szymon Sićko 5, Paweł Paterek 2, Ariel Pietrasik 3, Jakub Powarzyński 1, Kamil Syprzak 2, Mateusz Kosmala, Maciej Gębala 2, Jakub Szyszko 1, Przemysław Urbaniak 1, Dawid Dawydzik, Mikołaj Czapliński 2.
Norwegia: Kristian Saeveras, Torbjorn Bergerud – Sander Sagosen 6, Sebastian Barthold 4, Henrik Jakobsen 1, Petter Overby 2, Kristian Bjoersen 4, Magnus Gullerud 3, Tobias Grondahl 1, Goran Johannessen 4, Christian O’Sullivan, Harald Reinkind 1, Simen Lyse 1, Kevin Gulliksen, Alexandre Blonz, Magnus Rod 5.
W meczowej “16” nie znaleźli się Piotr Jędraszczyk, a także chory Michał Daszek. Polacy bilans spotkań mają korzystny, ale ostatnie zwycięstwo nad Norwegią zanotowali w pamiętnym mundialu 2009 w Chorwacji – okraszone rzutem przez niemal całe boisko Artura Siódmiaka.
W skandynawskiej drużynie prowadzonej przez Jonasa Wille blisko połowa zawodników wywodzi się z Kolstad Handball, który w Lidze Mistrzów zajmuje siódme, przedostatnie miejsce w grupie A. W tej samej puli rywalizuje Industria Kielce, która w Trondheim nieznacznie wygrała.
Mecz rozpoczęła udana kontra Mikołaja Czaplińskiego, a drugą bramkę z 7 metra dorzucił Kamil Syprzak. Ggy dodamy do tego silny i celny rzut Szymona Sićko, to lepszego początku drużyna Marcina Lijewskiego nie mogła sobie wymarzyć. Rywale stosunkowo szybko wyrównali, a wyszli na prowadzenie po kontrze Sebastiana Bartholda, gdy biało-czerwoni grali z pustą bramką. Gwiazdor Norwegów Sander Sagosen nie kazał długo czekać na prezentację swoich wysokich umiejętności i na jego koncie przed końcem kwadransa pojawiły się trzy trafienia.
Po niewykorzystanych kilku sytuacjach decyzja trenera Lijewskiego mogła być tylko jedna. Przerwa na żądanie. Po przekazanych uwagach obrona była bardziej szczelna. Dalej jednak w ataku przydarzały się proste błędy, co skutkowało łatwymi bramkami rywali. Przewaga Skandynawów przed przerwą dochodziła do pięciu goli, a wynik w tej części gry ustalił niezawodny Sagosen. Statystyki między słupkami Jakuba Skrzyniarza do jego vis-a-vis Torbjorna Bergeruda, 16:40 procent, nie napawały optymizmem.
Po zmianie stron gol Sićki (piłka leciała z prędkością ponad 125 km/h) był rzadką okazją do radości polskich kibiców, którzy do Berlina przyjechali m.in. z Nowogardu, Płocka, Gostynina i Szczecinka. Przewaga Skandynawów stopniowo zaczęła niepokojąco rosnąć (14:24). Po trzech kwadransach w obu zespołach na listę strzelców wpisało się po ośmiu graczy. Przy nazwiskach Norwegów było jednak zdecydowanie więcej łupów bramkowych. Na długo przed zakończeniem meczu emocje się skończyły. Choćby punkt był poza zasięgiem Polaków.
W sobotę (g. 18.00) biało-czerwoni zagrają ze Słowenią.