Reklama

Poznaj region

Stalowa Wola odkrywa lasowiackie serce

Alina Bosak
Dodano: 25.07.2023
  • Marek Gruchota. Fot. Tadeusz Poźniak
Marek Gruchota. Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij

Lasowiacy mówili: Las, ojciec nasz. W Stalowej Woli matką nazywało się hutę. Przez lata jej mieszkańcy utożsamiali się z przemysłowym gigantem, choć przecież nie wszyscy przyjechali tu z daleka, wielu przeprowadziło się z okolicznych, lasowiackich wiosek. Dziś miasto odkrywa, jak blisko jest mu do dziedzictwa i otwartości ludu Puszczy Sandomierskiej. – To da się wyczuć. Odnajdujemy się w tradycjach tej zbiorowości – mówi Marek Gruchota, dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli i szef Klastra Lasowiackiego – stowarzyszenia, które jednoczy już ponad 50 organizacji.

Haftowane lasowiackie serce zawędrowało na turystyczne pamiątki, ludowe wycinanki inspirują projektantów mody i zachwycają na muzealnej wystawie, a dzieci budują z klocków lego machiny na wzór drewnianych zabawek rzemieślnika Jana Puka – widać, jak Stalowa Wola, podobnie jak bliski jej Tarnobrzeg i cała ta okolica, coraz śmielej sięga do korzeni starszych niż tradycje dwudziestolecia międzywojennego. To tu dwa lata temu zainicjowano Klaster Lasowiacki. Skupia on regionalnych przedsiębiorców, instytucje, rękodzielników, środowisko naukowe i artystyczne, a także samorządy, które chcą budować na wspólnym dziedzictwie silną markę. „Łączy nas kultura lasowiacka – kultura dawnych mieszkańców Puszczy Sandomierskiej, ludzi prostych, otwartych, przyjaznych, z sercem na dłoni, ale też smykałką do interesów” – mówią o swojej idei.

Miasto z puszczy

Stalową Wolę zaczęto budować w 1937 roku pod potrzeby Centralnego Okręgu Przemysłowego. Miasto zasiedlili przyjezdni z całej Polski, ale także mieszkańcy lasowiackich osad. Zaczątkiem była wieś Pławo mająca 1000-letni rodowód oraz jej przysiółki. W ciągu dwóch lat do Stalowej Woli, której żywicielką została huta stali, ściągnęło ok. 5 tys. mieszkańców ze Śląska, Mazowsza. W latach 70-tych XX wieku przypłynęła kolejna fala emigracji z okolicznych miejscowości, to także wtedy dzielnicą stał się osobny niegdyś Rozwadów. W mieście były mieszkania, fabryka, musiał być i dom kultury, zwłaszcza, że ludzie garnęli się do zespołów artystycznych, które tworzyły się już po wojnie. To tamtych czasów sięgają początki Zespołu Pieśni i Tańca „Lasowiacy” (i jego młodszej wersji „Mali Lasowiacy”), który do dziś działa przy Miejskim Domu Kultury w Stalowej Woli i w repertuarze ma m.in. tańce lasowiackie.

Są i materialne ślady lasowiackiego dziedzictwa. Jednym z najpiękniejszych zabytków jest kościół św. Floriana – starszy niż samo miasto, bo skonstruowany w 1802 roku. Drewniany, zbudowany z sosny. Takiej zapewne, o jakiej wspomniał Melchior Wańkowicz, pisząc o początkach Stalowej Woli: „20 marca 1937 roku ścięto pierwszą sosnę. Las tu bowiem był prawy, na piaseczku rosnący”. Kościół, belka po belce, deska po desce przeniesiono do miasta w czasie drugiej wojny światowej z położonej 17 km dalej wsi Stany. Niemcy zarządzili rozbiórkę, bo tworzyli tam poligon, a ks. Józef Skoczyński nie dopuścił, by świątynia poszła na opał. „Kościół jest bardzo potrzebny na terenie osadnictwa robotniczego, gdyż będzie przeciwdziałał rozszerzaniu się haseł komunistycznych wśród robotników” – wytłumaczył okupantom. Z przenosinami ludzie uwinęli się w sto dni.   

Kościół św. Floriana. Fot. Tadeusz Poźniak

O zachowanie lasowiackiego dziedzictwa w Stalowej Woli zadbał też niestrudzony ks. dr hab. Wilhelm Gaj-Piotrowski. Duchowny i historyk urodzony w Charzewicach, etnograf i kolekcjoner, fundator i założyciel Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli. To dzięki niemu przetrwały wycinanki propagatorki kultury ludowej Lasowiaków Marii Kozłowej, żyjącej w latach 1910-1999, która mieszkała we wsi Machów. Przez całe wakacje można je podziwiać na wystawie czasowej „Wytnij po lasowiacku. Od tradycji do inspiracji”. Wystawiono tylko część tego, co udało się zebrać Gajowi-Piotrowskiemu, wzbogacając prezentowaną o prace współczesnych kobiet, które kontynuują ten rodzaj plastyki ludowej.

– Ekspozycja pokazuje bardzo mało znaną wycinankę lasowiacką – opowiada Elżbieta Skromak, etnolog i muzeolog z Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli. – Maria Kozłowa wiele z lasowiackiej kultury starała się ocalić od zapomnienia. Dotyczyło to m.in. zdobnictwa dawnych chat. Dzięki temu mamy przepiękny zbiór wycinanek jej autorstwa. W naszych zbiorach dzięki ks. Gajowi-Piotrowskiemu znalazło się ich ponad 150. Pokazujemy tylko wybrane akcenty. Mają bardzo różne formy: koła, kwadraty, ale także ukochane przez Marię Kozłową serca. Prezentujemy także wycinankę figuralną – ptaszki. W jej twórczości pojawia się również tematyka religijna, czego przykładem są bardzo ciekawe pasyjki. Z wycinanek powstawały też ozdoby półek w kredensie, firanki do mebli.

Na ekspozycji zobaczyć można także prace Doroty Kozioł, Barbary Sroczyńskiej czy Anny Rzeszut, która przez wiele lat prężnie działała z Marią Kozłową w Zespole Obrzędowym „Lasowiaczki”. Kontynuatorem wycinkarstwa jest też zespół „Cyganianki”.

– Młodsze pokolenie również interesuje się tą formą i coraz częściej inspiruje się kulturą ludową. W muzeum można zobaczyć wycinanki Renaty Sendrowicz. Jej prace na tle prostych lasowiackich wycięć wyróżniają się i są raczej nawiązaniem do tradycji niż jej odwzorowaniem. Mamy tu przetworzenia, stylizacje. Wystawa sprawia, że wycinanką interesują się również osoby pod kątem designerskim, bo wycinanki ludowe w wielu regionach Polski inspirują designerów i znajdują się w bardzo różnych realizacjach – zauważa Elżbieta Skromak i zdradza, że Renata Sendrowicz podczas finału III Festiwalu Kultury Lasowiackiej na Rynku w Rozwadowie poprowadzi warsztaty z wycinkarstwa i pokaże, jak tworzyć własne pomysły z wykorzystaniem tradycyjnych cięć.

Elżbieta Skromak, etnolog i muzeolog z Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli. Fot. Tadeusz Poźniak

Tego dnia rozstrzygnięty zostanie również konkurs związany z inną częścią lasowiackiego dziedzictwa, w którym dzieci miały za zadanie zbudować konstrukcje inspirowane zabawkami znanego twórcy ludowych zabawek – Lasowiaka Jana Puka.

– Jan Puk buduje z drewna zabawki, które są ruchome, mają przekładnie i taką też przekładnię musieli w swoich konstrukcjach zaplanować uczestnicy konkursu. Chodzi o to, by to, co było dawniej, wykorzystywać dziś w sposób nowoczesny, sięgając po nowe narzędzia – tłumaczy Piotr Jaźwiński, właściciel Naukowego Zawrotu Głowy, jednej z firm, która należy do Klastra Lasowiackiego.

Klaster Lasowiacki – by brać z dziedzictwa pełnymi garściami

Pomysł utworzenia Klastra Lasowiackiego przyszedł w sposób naturalny.

– Obserwujemy duże zainteresowanie dziedzictwem lasowiackim – stwierdza Marek Gruchota, dyrektor MDK w Stalowej Woli, gdzie zawiązało się stowarzyszenie. – Wynika to z tego, że olbrzymie kombinaty jak Huta Stalowa Wola, którą tu nazywano matką, przestały istnieć. Dziś w hucie pracuje kilkaset osób, a kiedyś to było 28 tysięcy. Jeszcze 50 lat temu huta decydowała o bycie miasta. Wszystko było huty – od szpitala, żłobka, przedszkola, szkoły, po dom kultury i wczasy. Zniknęła tamta huta, zniknął tarnobrzeski Siarkopol. Utożsamialiśmy się z tą ziemią poprzez te giganty. Kiedy ich już nie ma, nastąpił naturalny powrót do tego, co było przed, czyli do lasowiactwa. To się czuje. Ludzie chcą być skądś. O tej potrzebie tożsamości pisze m.in. Wiesław Myśliwski, stwierdzając, że nieważny jest rok urodzenia i gdzie się człowiek fizycznie urodził. Ważne jest, na ile dany człowiek jest w danej zbiorowości i ta zbiorowość jest w człowieku. To się rozgrywa w sferze ducha, serca. Ja też nie jestem stąd, a czuję się Lasowiakiem, bo w tym lasowiactwie się odnajduję. Słuchając opowieści Lasowiaczek z Baranowa Sandomierskiego, czytając Franciszka Kotulę, Marię Kozłową, odnajduję świat dzieciństwa wsi, w której się urodziłem. Podobnie czuje wielu ludzi i stąd ten powrót do lasowiactwa.

Konstrukcje lego i zabawki Jana Puka, a obok nich Piotr Jaźwiński, właściciel Naukowego Zawrotu Głowy, jednej z firm, która należy do Klastra Lasowiackiego. Fot. Tadeusz Poźniak

Nikt jednak nie zajmował się tym wcześniej w sposób zorganizowany. Stąd pomysł Klastra Lasowiackiego, w którym zgromadziło się już ponad 50 podmiotów. To organizacja oparta na współpracy międzysektorowej, skupiająca wszystkie sfery życia społecznego: samorząd, instytucje, organizacje pozarządowe, uczelnie, przedsiębiorców, rzemieślników. W klastrze wszyscy mają równie ważny głos.  

– Nie chcemy upowszechniać kultury lasowiackiej, chcemy pracować na dziedzictwie lasowiackim, które przecież należy do żywych. Wyjmujemy z tej kultury to, co nam pasuje, by to współcześnie wykorzystać i  w ten sposób sprawić, aby wiedza o Lasowiakach nie zaginęła. Nie chcemy wchodzić w buty skansenu i muzeum. W Klastrze podążamy za wskazówkami etnografa prof. Czesława Rybotyckiego. Radził on, aby do dziedzictwa podchodzić strukturalnie. Tego, co było przed laty, nie da się w całości i literalnie przenieść do czasów dzisiejszych. To dziedzictwo trzeba podzielić i wybrać z przeszłości elementy, które będą pasować do dzisiejszej układanki. Te elementy to np. ziołolecznictwo, moda, zdrowe żywienie, slow life. To, co dziś również żyje. Trzeba to odnaleźć i posiłkować się tym, co było kiedyś – mówi Marek Gruchota i dodaje, że, aby twórczo wybierać z przeszłości, trzeba ją dobrze znać. – A okazuje się, że tego lasowiackiego dziedzictwa dobrze nie znamy. Dotyczy to nawet rdzennych Lasowiaków,  którzy byli kojarzeni z biedą, więc do tej biedy teraz nie chcą się przyznawać. Oprócz fascynatów i kontynuatorów z zespołów obrzędowych i śpiewaczych, jak „Lasowiaczki”, „Cyganianki”, „Jamniczanki”, niewielu ma głębszą wiedzę o tej tradycji. Nieznajomość jest duża i sprzyja temu, że do współczesnego przekazu lasowiackiego przenikają elementy obce, niezwiązane z tym terenem. Staramy się to zmienić. Przygotowaliśmy projekt w zakresie edukacji z dziedzictwa lasowiackiego. W ramach cyklu warsztatów będziemy pracować z kołami gospodyń wiejskich nad tym, co jest charakterystyczne dla Lasowiaków, włączając w to kulinaria, wzory haftów, symbolikę. Aby mogły poznać to, co własne i z tego korzystać. Chodzi o samoświadomość.

Klaster Lasowiacki działa od dwóch lat. W tym czasie jego członkowie zdołali się poznać, zbudować wzajemne zaufanie i dziś sobie pomagają, dzieląc się wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami. – Największą zaletą klastra jest właśnie samopomoc, która była zresztą ważną cechą Lasowiaków. Żyli oni daleko od dużych ośrodków miejskich, w lesie i mogli liczyć tylko na siebie i na sąsiada – podsumowuje Marek Gruchota. Żyjący wiele pokoleń przed nim ks. Wojciech Michna, proboszcz w Zaleszanach nieopodal Stalowej Woli, który 150 lat temu jako jeden z pierwszych pisał o Lasowiakach, dodałby jeszcze: „Znajdziesz też śród tego ludu na pozór dzikiego tyle rodzinnej miłości i gościnności, tyle przywiązania do ojcowizny, tyle pochopu do zabaw, tańców, śpiewu, itd., że temi starosłowiańskiemi wdziękami ducha zostałbyś uradowany i umiłowałbyś (…)”.

Tą gościnnością Stalowa Wola podzieli się już 30 lipca podczas finału III Festiwalu Kultury Lasowiackiej. Przewędrował w lipcu przez całe Podkarpacie i zakończy się świętem na Rynku w Rozwadowie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy