Aneta Gieroń: Nie codziennie się zdarza, by w Leżajsku podczas XXXI Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej wysłuchać japońskich pieśni w oryginale, a dzięki Tobie to się udało.
Jadwiga Skwierz-Sakakibara: Pochodzę z Giedlarowej, w Leżajsku ukończyłam szkołę muzyczną I stopnia, w Rzeszowie chodziłam do średniej szkoły muzycznej, a na Akademii Muzycznej w Katowicach ukończyłam Wydział Wokalno-Aktorski. Podczas tegorocznego festiwalu w Leżajsku świętowałam jubileusz 20-lecia mojej pracy artystycznej w Japonii. Bardzo mi zależało, by było to właśnie w Leżajsku, z którym wiąże się moja młodość, wspomnienia i gdzie nadal często przyjeżdżam.
Akademię Muzyczną w Katowicach ukończył też Piotr Beczała, tenor liryczny, solista operowy o międzynarodowej sławie, który występuje na scenach Metropolitan Opera, Covent Garden Theatre, czy włoskiej La Scali.
Doskonale pamiętam Piotra z Katowic. Już wtedy był wybitnie utalentowany, ale nikt chyba nie przewidział, że jego kariera będzie tak olśniewająca.
Podobnie jak dla wielu może być zaskoczeniem, gdy widzi piękną Polkę śpiewającą po japońsku.
W czasie studiów na Akademii Muzycznej w Katowicach poznałam męża, japońskiego pianistę, Keiho Sakakibara, absolwenta słynnego Kyoto University of Art, który na studia przyjechał także do Polski. I tak Japonia pojawiła się w moim życiu.
W tamtym czasie przyszły mąż znał choć jedno słowo w języku polskim?
Nie, ani jednego (śmiech). Rozmawialiśmy po angielsku, ale bez słów rozumieliśmy się przy muzyce Szopena, którą mąż uwielbia. Ta miłość do najsłynniejszego polskiego kompozytora przywiodła go właśnie na Śląsk. Uznał, że tylko w Polsce jest w stanie nauczyć się naprawdę dobrze grać szopenowskie mazurki i kujawiaki. Zależało mu, by przesiąknąć polskością, naszą nostalgią, romantyzmem, szumem wierzb płaczących.
Jadwiga Skwierz-Sakakibara z mężem Keiho Sakakibara. Fot. Archiwum Jadwigi Skwierz-Sakakibara
I jak to się stało, że chłopak z Japonii stał się mężem polskiej sopranistki?
Keiho jest wspaniałym akompaniatorem i bardzo dużo razem koncertowaliśmy W samej Japonii wraz mężem zaśpiewałam ponad 300 recitali. Zanim jednak zostaliśmy małżeństwem, upłynęło sporo czasu. To nie była łatwa decyzja, zwłaszcza dla mnie – bardzo obawiałam się różnic kulturowych, mimo że mąż już po półtora roku znajomości zaczął mówić po polsku i bardzo się starał zrozumieć polską kulturę i tradycję. Oboje wykonaliśmy ogromną pracę, by być razem – ja także nauczyłam się języka japońskiego i od 20 lat na stałe mieszkamy w Japonii.
Decyzja, by Kraj Kwitnącej Wiśni stał się Waszym domem była dla młodej Polki wyzwaniem?
Miałam czas, by poznawać Japonię stopniowo. Zanim osiedliśmy na stałe, wielokrotnie bywałam tam na koncertach, pomieszkiwałam, a jednocześnie poznawałam kraj i ludzi. Od 20 lat naszą codziennością jest Japonia, ale w Polsce bywam systematycznie, przynajmniej raz w roku.
Co przesądziło, że właśnie Japonia stała się Waszym domem?
Mieszkamy w Osace, gdzie jest 20 mln mieszkańców i choć w polskich realiach brzmi to mało zachęcająco, Japonia okazał się dla nas wygodnym i przyjaznym krajem do życia. Najbardziej stresujące były pierwsze miesiące życia w nowym miejscu – kultura, mentalność Japończyków, kody kulturowe. To wszystko było tak skomplikowane, że czułam się nieustannie zagubiona.
Polaków i Japończyków łączy miłość do muzyki. To na pewno. Co dzieli najbardziej?
Japonia jest krajem wyspiarskim, a izolacja od reszty świata powoduje, że kultura japońska, choć piękna, jest tak różna od innych kultur i tak trudna do zrozumienia dla przeciętnego Europejczyka, że wydawało mi się, iż nigdy nie nauczę się żyć w tym kraju. Tradycja, kultura, konserwatyzm, to kwintesencja współczesnej Japonii.
Gdzie konserwatyzm widać najbardziej?
Wszędzie. Chociażby różne rodzaje ukłonów. Nie wystarczy codziennie powiedzieć „dzień dobry”. Ukłonić należy się każdemu, kogo się spotka. Dla Japończyka gesty mają ogromne znaczenie. Dlatego tak ważne jest, by ten ukłon był dostatecznie głęboki i kto skłonił się jako pierwszy.
Podobnie jest ze zdejmowaniem butów. Czymś absolutnie karygodnym jest, by idąc w gości nie zdjąć butów. Te zsuwa się nawet przed wejściem do przymierzalni w sklepie.
Konserwatywny jest też społeczny podział ról na męskie i żeńskie?
Mężczyzna pracuje i zarabia na dom. Praca jest dla niego najważniejszą aktywnością życiową. Pracuje od poniedziałku do soboty, od rana do późnych godzin wieczornych. Kobieta po ślubie koncentruje się zazwyczaj na prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci. Jeśli pracuje, to w niewielkim wymiarze, kilka godzin dziennie. Małżeństwa widują się właściwie w weekendy.
To oznacza, że wśród Japończyków dużo jest osób samotnych?
W ostatnich latach, tak. Coraz mniej młodych Japończyków zawiera małżeństwa. Kobiety coraz częściej chcą być aktywne zawodowo, a przy tak ogromnym zaangażowaniu w pracę, jak to jest w Japonii, bardzo trudno stworzyć rodzinę. Zwłaszcza, jeśli kobieta i mężczyzna są nieustannie poza domem. Przedszkola należą do rzadkości i są otwarte 4-5 godzin dziennie. Żłobków właściwie nie ma. Instytucja niańki jest prawie nieznana, a jeśli ktoś się na nią decyduje, to tylko w bardzo bogatych rodzinach.
Powiedzenie, że Japończyk rodzi się nie po to, by żyć, ale by pracować, nie jest nadinterpretacją?
Dla japońskich mężczyzn praca jest najważniejsza. Bardzo rzadko biorą urlopy i trwają one maksymalnie 5 dni. Zdarzają się długie weekendy, 3-4 dniowe, i to są dni wolne od pracy. Gdy przyjeżdżam do Polski, przylatuję zazwyczaj sama, albo z synem. Mąż nie jest w stanie zrezygnować z koncertowania na kilka tygodni.
A jednak japoński mężczyzna potrafił zachwycić sobą Polkę.
W naszym przypadku bardzo ważna była muzyka, którą obydwoje kochamy. Nieustannie rozmawiamy o muzyce, niekiedy razem koncertujemy – mąż jest znakomitym pianistą i akompaniuje najlepszym japońskim muzykom. Wśród artystów mamy też wielu przyjaciół. Co ciekawe, przypadkowo spotkany na ulicy Japończyk nie wie, gdzie leży Polska, ale na pewno słyszał muzykę Fryderyka Szopena. Zna też często Henryka Wieniawskiego, Karola Szymanowskiego albo Krzysztofa Pendereckiego. Edukacja muzyczna w japońskich szkołach powszechnych jest na bardzo wysokim poziomie. Jednocześnie bardzo niewiele jest szkół muzycznych – nauka profesjonalnych muzyków odbywa się prywatnie i jest bardzo droga. W Japonii elita zajmuje się muzyką klasyczną i bycie zawodowym muzykiem jest niezwykle prestiżową profesją.
Podobnie jak bycie nauczycielem muzyki?
To szanowane zajęcie, ale już mniej prestiżowe. Moja aktywność zawodowa w Japonii koncentruje się właśnie na edukacji muzycznej – pracuję w Osaka International School, gdzie w ramach zajęć są: orkiestra, chór, śpiew solowy i nauka gry na instrumentach. Co najmniej dwa razy w roku organizujemy koncerty w filharmonii, a absolwenci tej szkoły, oprócz świetnego wykształcenia ogólnego, wynoszą też gruntowną edukację muzyczną. A co niektórzy z nich dostają się na Akademię Muzyczną w Europie lub w Stanach Zjednoczonych.
W bazylice w Leżajsku. Fot. Tadeusz Poźniak
Tam też jest okazja, by grać muzykę polskich kompozytorów?
Tak. Ja i mąż uwielbiamy Fryderyka Szopena, Henryka Góreckiego, czy Wojciecha Kilara, który był naszym nauczycielem w Akademii Muzycznej w Katowicach.
Muzyka łagodzi obyczaje, ale zdarzają się sytuacje, w których Europejka nie jest w stanie zrozumieć logiki działania japońskiego mężczyzny?
Przez długi czas nie byłam pewna, czy w ogóle podobam się mojemu przyszłemu mężowi. Całowanie w rękę, otwieranie drzwi przed kobietą było mu absolutnie obce. W Japonii to mężczyzna wszędzie wchodzi pierwszy.
Obdarowywanie kobiet kwiatami też jest w Japonii nieznane?
Niestety. (śmiech) To wszystko było dla mnie mocno skomplikowane i długo nie mogłam odczytać intencji mojego przyszłego męża.
Jak w Japonii okazuje się sympatię kobiecie?
Mężczyzna nieustannie jest blisko kochanej osoby. Obecność. To znak, że zależy mu na konkretnej dziewczynie. Nie ma żadnych kwiatów, czekoladek, czy całowania po rękach. W Japonii świętością jest zachowanie dystansu. Dotykanie czy głaskanie jest źle widziane. Japończycy nie lubią, by ktoś naruszał ich sferę komfortu.
Ten dystans jest widoczny u Japończyków nie tylko w zachowaniu, ale też w słowach?
Tak. Dla nich najważniejszy jest szacunek do drugiego człowieka. Japończycy nie podnoszą głosu, nie śmieją się głośno, wydaje się jakby byli niezadowoleni, ale to złudzenie.
Mąż do dziś wypomina mi niekiedy, że za głośno mówię, lub zbyt żywo gestykuluję. Sam jest bardzo spokojny i łagodny. Co ciekawe, Japończyk dla swojej rodziny w sytuacjach prywatnych bywa zabawny, bardzo wesoły i jest zupełnie inny niż w kontaktach oficjalnych. Konwenanse są dla Japończyków ogromnie ważne.
Muzyka, teatr, kino, literatura – szeroko pojęta kultura są istotną częścią życia przeciętnego Japończyka?
Bardzo popularna jest muzyka klasyczna. Polscy kompozytorzy oraz rodzime festiwale muzyczne są dla nich czymś absolutnie wspaniałym. Dla Japończyków Europa jest zachwycająca, zwłaszcza koncerty w zamkach, pałacach i kościołach.
Dla męża i japońskich znajomych Twój występ w Bazylice Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny oo. Bernardynów w Leżajsku był takim nadzwyczajnym wydarzeniem?
Bardzo wzruszającym. Dla mnie to był trzeci już koncert w Leżajsku, w tym roku absolutnie wyjątkowy, bo z okazji 20-lecia pracy artystycznej w Japonii. Tak też dobrałam repertuar – były arie oratoryjne Georga Haendla i Felixa Mendelssohna, pieśni polskie i japońskie w oryginale. W Polsce to rzadkość i nawet mój syn przyznał, że było pięknie, ale smutno. Pieśni japońskie takie właśnie są – melancholijne, pełne nostalgii, tęsknoty za domem rodzinnym, miłością i młodością.
Za przeszłością także? Dla nas zachwycające są w Japonii tradycyjne drewniane pagody.
Każdemu polecam wizytę w Kioto. Tam zachowała się wspaniała architektura, domki mieszkalne i pagody. To centrum japońskiej kultury od przeszło tysiąca lat. Zabytki Kioto reprezentują rozwój japońskiej architektury drewnianej, przede wszystkim religijnej, oraz sztuki japońskich ogrodów, która miała duży wpływ na kształtowanie ogrodnictwa na całym świecie. Kyoto jest zjawiskowe i zachwycające, ma wspaniałą atmosferę dawnej stolicy, gdzie przez wieki mieszkali cesarze i arystokracja dworska.
Tam też ciągle można spotkać maiko i gejsze?
Maiko to inaczej uczennica szkoląca się na gejszę i spotkamy je tylko w Kyoto. Gejsza jest kobietą o umiejętnościach artystycznych, bawiącą gości rozmową, tańcem, śpiewem i grą na instrumentach. Gejsze były znakomicie wykształcone i tak jest do dziś, choć to coraz rzadsza profesja. I o ile maiko wyróżniają się krzykliwym makijażem oraz strojem, to gejsze są bardzo stonowane – ich makijaże oraz kimona zachwycają wyszukaną prostą.
Ten umiar jest charakterystyczny dla Japonii?
Tak. Przeżyłam szok kulturowy, gdy weszłam do japońskiego zamku, a tam dominowała przestrzeń i prostota. Absolutne przeciwieństwo chociażby do Muzeum-Zamku w Łańcucie. Nie widać żadnego bogactwa, wszystko jest za zamkniętymi drzwiami.
Skromność, prostota cechują życie codzienne większości Japończyków?
Ważna jest dla nich tradycja. Kultywowany jest ceremoniał picia zielonej herbaty i ikebany. W każdym domu jest kimono. I choć na co dzień nie noszone, przy okazji ślubów, czy pogrzebów prawie zawsze zakładane. W każdym mieszkaniu zachowany jest też tradycyjny japoński pokój z zasuwanymi drzwiami, matami, niskim stolikiem i poduszkami do siedzenia. Polskie domy są zazwyczaj większe i wygodniejsze, choć w Japonii, wbrew utartym stereotypom, mieszkania też nie są małe. Mają 60 – 80 metrów kwadratowych. W hotelach kapsułowych mieszkają studenci w dużych miastach. Więcej jest o tym filmów dokumentalnych w Europie, niż faktycznie ma to miejsce na wyspach. Japonię trzeba odkrywać powoli. Warstwa po warstwie, jak tradycyjne kimono.
Jednocześnie są narodem nieprawdopodobnie ciekawym świata i Europy?
Japończycy uwielbiają podróże do Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii. I o ile przez wiele lat Polska nie była zbyt popularna, to w ostatnim roku bardzo się to zmieniło. Od wiosny znane są Rzeszów i Jasionka, a Japończycy śledzą wszystko, co dzieje się na Ukrainie. Robią na nich wrażenie wizyty najważniejszych na świecie polityków, którzy przylatują do Jasionki na Podkarpaciu i stąd jadą na Ukrainę. Są poruszeni naszą gościnnością i chęcią pomocy.
Jest coś, czego Japończycy nam zazdroszczą?
Niebieskich oczu i blond włosów. Jasna cera, słowiański typ urody jest dla Japończyków ideałem.
Fot. Tadeusz Poźniak
Nam mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni wydają się mocno zdystansowani, wręcz obojętni.
To złudzenie, które zazwyczaj wynika z bariery językowej. Japończycy są bardzo kulturalni, nie narzucający się, szanujący odrębność drugiego człowieka, a jednocześnie można się przy nich poczuć zaopiekowanym. Są ogromnie empatyczni i nieprawdopodobnie skromni. Nikt nie chwali się bogactwem.
Wystarcza im satysfakcja z kraju świetnie zorganizowanego do życia?
Na każdym etapie. Praca, szkoła, opieka medyczna. To bardzo pomocne przy ogromnym zagęszczeniu ludności w dużych miastach. W centrum Osaki, Tokio, Europejczyk może być zszokowany, jak na ulicy człowiek ociera się o drugiego człowieka. W pozostałych dzielnicach ludzi jest dużo mniej, a życie toczy się normalnie. Podróż w Osace zajmuje jedną – półtorej godziny jazdy metrem. Większość Japończyków korzysta z pociągów.
I jak na tym tle wypada Polska i Podkarpacie?
Zmiany, jakie zaszły w naszym regionie w ostatnich 15 latach, są ogromne. W Rzeszowie trwa nieprawdopodobny boom inwestycyjny – to miasto w niczym nie przypomina szaroburego Rzeszowa sprzed lat, kiedy dojeżdżałam tutaj do szkoły muzycznej, a w każdy piątek na koncerty w filharmonii. Dziś jestem zachwycona tym miejscem. Cała Polska zmienia się wspaniale. Jednocześnie Polacy coraz więcej pracują i wydają się coraz bardziej zajęci. Na szczęście, gościnność pozostała bez zmian. Mój syn podkreśla to na każdym kroku. Bardzo lubi przyjeżdżać do Polski i jest zachwycony naszą otwartością w kontaktach rodzinnych i sąsiedzkich. W Japonii odwiedziny bez zapowiedzi są nie do pomyślenia.
To tylko wzmaga tęsknotę za Polską?
Tak, ta jest nieprzemijająca. Nie wykluczam, że kiedyś wrócimy do Polski na stałe. Na pewno na Podkarpacie. Dla mnie to najwspanialsze miejsce do życia. Marzę, by w 2023 roku zorganizować z japońskimi muzykami koncerty w Leżajsku, Rzeszowie i w Żołyni – w miejscach, gdzie zdobywałam wykształcenie. To byłoby wspaniałe muzyczne połączenie Polski i Japonii, co jest możliwe, bo w naszym domu na co dzień mówi się po polsku i japońsku. Być może byłby to początek polsko-japońskiej wymiany dla utalentowanej muzycznie młodzieży.
Bardzo leży mi na sercu, żeby Polska i Japonia miały jak najlepsze relacje kulturalne. Wraz z mężem promujemy kulturę polską w całej Japonii. Wierzymy, że poprzez muzykę i kulturę Polska i Japonia jeszcze bardziej mogą zbliżyć się do siebie.
Fotografie do wywiadu zostały zrobione w Bazylice Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny oo. Bernardynów w Leżajsku.