Od lat trzydziestych ubiegłego stulecia do ostatnich lat swego życia Nikifor odbywał liczne podróże artystyczne. Przemierzył nie tylko najbliższe okolice z malowniczą Doliną Popradu. Odwiedził także Tarnów, Rzeszów, Krosno, Jasło i Przemyśl. Dotarł nawet do Lwowa.
Nie było z tym najmniejszego problemu – wyjaśnia Zbigniew Wolanin, etnograf, kurator Muzeum Nikifora w Krynicy – Oddziału Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu. – Pociąg odjeżdżał z Krynicy o godzinie 7, we Lwowie był punktualnie na 15. Między dawną stolicą Galicji a uzdrowiskiem panował ożywiony ruch. Przyjeżdżała tu na odpoczynek cała elita kulturalna i biznesowa. Wybudowano nawet dla niej specjalny dom wczasowy „Lwigród”.
Podróże Nikifora były pełne niespodzianek, ponieważ najczęściej nie stać go było na bilet kolejowy. Szukał pomocy u współpasażerów, próbował sprzedawać swoje obrazki, których nikt nie chciał. Gdy te usiłowania nie przynosiły rezultatów, konduktor wysadzał go na najbliższej stacji. Malarz nie odczuwał tego jako dotkliwej przykrości, gdyż nadarzała mu się okazja do namalowania kolejnego dworca kolejowego. Uwielbiał ten temat. Przedstawiał zarówno małe wiejskie stacyjki, jak i ogromne dworce mijanych miast.
Dworzec kolejowy w Przemyślu, reprodukcja Piotr Droździk, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu
Po wojnie kolejowe przygody Nikifora nabrały szczególnego charakteru. W ramach akcji „Wisła” od kwietnia do lipca 1947 roku władze przesiedliły miejscowych Łemków z terenów Beskidu i Bieszczad na Ziemie Odzyskane. Widoki Krynicy pędzla artysty-żebraka wzbudziły szczególną czujność milicji: może pracuje on dla UPA? Wysiedlony wówczas Bazyli Sowa wspominał: „Jażem był wysiedlony 17 lipca i wtedy przywieźli do Łabowej tego Nikifora. Strasznie go obstawiali, bo szpiega przywieźli! (…) Znałem go z Krynicy sprzed wojny i tak sobie myślałem, żeby niemowa był szpiegiem – to raczej dziwne”.
Trzy razy zesłany, zawsze wracał do Krynicy
Malarz miał część języka przyrośniętą do podniebienia przez co niezrozumiale bełkotał. Ta niemożność porozumienia z władzą przesądziła o jego losie. Wywieziony pod Szczecin wrócił koleją oraz pieszo – tak, jak się dało – do Krynicy. Z miejsca został zesłany po raz drugi już nie jako szpieg, lecz jako Łemko. Gdy wrócił powtórnie, miał zostać odesłany po raz trzeci – tym razem za żebractwo.
Wówczas ujął się za nim burmistrz, a zarazem lekarz naczelny uzdrowiska, Ryszard Marmoń. 31 sierpnia 1948 r. wystawił mu zaświadczenie z pieczęciami i doklejoną fotografią. Czytamy w nim, iż Nikifor, zwany „Matejko”, jest synem głuchoniemej o nieznanym nazwisku. Urodzony w 1895 roku (wg jego zapodania) jest kawalerem i trudni się ulicznym malarstwem. „Wzrostu średniego, włosy ciemnoblond, czoło wysokie z lekką łysiną z przodu, oczy szare, nos proporcjonalny, niewyraźna mowa i przytępiony słuch”.
Dokument wystarczył na kolejne siedem lat. W sierpniu 1955 r. milicja odebrała mu go, zatrzymując właściciela za włóczęgostwo i kierując do domu starców. Interweniował wówczas historyk sztuki Andrzej Banach z Krakowa, powojenny odkrywca sztuki Nikifora. Banach napisał mu również na kartce swój adres „na wszelki wypadek”, choć nie wierzył, iż malarz potrafi z niego skorzystać. Jakież było jego zdziwienie, gdy zjawił się nieoczekiwanie. Wizyta trwała dwa tygodnie. Nikofor regularnie wracał do Banacha. Powstał wtedy wizerunek krakowskiej kamienicy przy ul. Mikołajskiej. Podobnie jak później kamienicy w Warszawie, w której mieszkał etnograf Aleksander Jackowski. Nikifor miał znakomitą pamięć do architektury. Na akwareli utrwalił detale obu budynków. Ich wygląd poddał jednak pewnym korektom. W kamienicy krakowskiej zmienił nieładne wystawy sklepowe. Warszawską podwyższył o jedno piętro. Obie ulice upiększył obsadzając je drzewkami, których w rzeczywistości nie było. Będąc w stolicy namalował także Pałac Kultury i Nauki, lecz otoczył go domami. Zmienił proporcje gmaszyska, czym wprawił w podziw architektów, znajomych Aleksandra Jackowskiego.
Dworzec kolejowy w Krośnie, reprodukcja Piotr Droździk, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu
Podróżował także własnym samochodem, z kierowcą
Ostatnie podróże Nikifor odbywał własnym samochodem, prowadzonym przez jego opiekuna artystę-plastyka Mariana Włosińskiego. Przyjechał nim przed gmach warszawskiej „Zachęty”, która w 1967 r. zorganizowała retrospektywną wystawę jego prac. Z Włosińskim odbył także lotniczą podróż do Bułgarii. W samolocie dopytywał, dlaczego nad chmurami nie widzi latających aniołów. Przywiózł serię nadmorskich pejzaży oraz wizerunki: własny i opiekuna jadących na wielbłądach. Ostatnie swoje podróże odbywał do okolicznych cerkiewek, m.in. w Pielgrzymce k. Jasła. Zmarł 10 października 1968 r. w sanatorium gruźliczym w Foluszu pod Jasłem.
Pisząc o życiu i wędrówkach Nikifora niczego nie możemy stwierdzić z całkowitą pewnością. Podróże Doliną Popradu i trasą kolejową do Lwowa w latach 30. można uznać za wędrówki artystyczne. Świadczą o tym jego szkicowniki, na kartach, których znajdujemy widoki cerkiewek, kościołów, dworców kolejowych, krajobrazy oraz panoramy miast. Raczej nie malował z natury.
Nikifor nieustannie doskonalił swój warsztat
Odtwarzał zapamiętany widok. Jeśli nie był pewny jakiegoś szczegółu, kilkakrotnie wracał w to samo miejsce. Malarz z biegiem lat doskonalił swój warsztat tak, aż osiągnął biegłość kandydata na studia architektoniczne. Świadczy o tym precyzyjny wizerunek wieży katedry tarnowskiej oraz kościoła oo. bernardynów w Rzeszowie. Pojawia się on na kartach szkicownika kilkakrotnie. Raz z nieistniejącym w rzeczywistości szpiczastym hełmem wieży od strony zachodniej. Na kolejnych szkicach artysta kształt hełmu poprawił na barokowy. Zwraca uwagę wejście od południa umieszczone w nawie (a nie w parterze wieży), zwieńczone spiczastym daszkiem, który nie istnieje. Można wyjaśnić te zmiany „ulepszeniami” dokonywanymi niekiedy w czasie malowania. Korekty są raz mniejsze, raz większe. Na przykład kopułę cerkwi w Tyliczu przedstawił przymocowaną łańcuchami. „To dlatego, żeby wiatr nie zerwał”- wyjaśniał. Łańcuchy nigdy nie istniały – ani w Tyliczu, ani na dachu żadnej innej cerkwi.
Reprezentacyjne dworce we Lwowie i Przemyślu (podpisanym: „PRZEMYSŁ”) zwracają uwagę dbałością o precyzyjne odtworzenie fasad budowli łącznie z detalem architektonicznym. Małomiasteczkowy dworzec w Krośnie ma również charakter studium z natury. Kłopoty sprawia widok dworca wiedeńskiego. Czyżby Nikifor zapuścił się aż tak daleko? Wyjaśnienie pośrednio przynosi ilustracja o zupełnie innym charakterze. Przedstawia ona dwóch starszych panów we frakach. Pod spodem napis: „ACCORD-FRANCO-ALLMAN”. Nie znaczy to, iż artysta znał francuski, skoro niezbyt dobrze władał polskim. Po prostu skopiował ilustrację dotyczącą podpisania jakiegoś porozumienia francusko-niemieckiego tak, jak posłużył się fotograficznym widokiem dworca wiedeńskiego.
Dworzec kolejowy w Wiedniu, reprodukcja Piotr Droździk, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu
Był „poetą architektury”: malował dworce kolejowe, dźwigi i statki
Miłość do dworców kolejowych pozostała Nikiforowi na całe życie. Przedstawia je wielokrotnie, tworząc nawet wiejskie stacyjki tam, gdzie nigdy nie poprowadzono linii kolejowej, jak np. we Florynce czy Szczawniku koło Muszyny. Ukryte u podnóża gór, oświetlone blaskiem zachodzącego słońca pozostają bezludne. W tamtych czasach na dworcach skupiało się życie codzienne zarówno metropolii jak i niewielkiej mieściny. Tymczasem na akwarelkach Nikifora nigdy nie pojawia się sylwetka człowieka ani lokomotywa ze składem pociągu na torach. Malarz odtwarzał urządzenia techniczne, takie jak dźwigi portowe i przepływające statki. Przechowywał w swoich zbiorach do wykorzystania nawet katalog maszyn rolniczych.
Dzieje się tak dlatego, iż Nikifor był „poetą architektury”- jak nazwał go jeden z krytyków jego twórczości. Ukształtowany został jako artysta w latach międzywojennych, kiedy wokół niego pojawiały się proste, oszczędne bryły budynków nowoczesnych. Takich jak np. słynna „Patria” wybudowana przez Jana Kiepurę za honoraria z koncertów. To luksusowy, modernistyczny hotel projektu znanego warszawskiego architekta prof. Bogdana Pniewskiego, z zachowanym do dziś stylowym wnętrzem (sprowadzane z Włoch marmury i alabastry) oraz tarasem wypoczynkowym na dachu. W swojej kompozycji Nikifor oszczędną funkcjonalistyczną architekturę przekształca zgodnie ze swoim gustem z minionej epoki. Likwiduje płaski dach na rzecz tradycyjnego – spadzistego. Rozczłonkowaną pionowymi dźwigarami fasadę przerabia na fronton tradycyjnego budynku sanatoryjnego. Jeszcze większe zmiany widzimy na akwareli przedstawiającej Nowy Dom Zdrojowy projektu prof. Witolda Minikiewicza. To podręcznikowy przykład funkcjonalistycznej architektury lat 30. Proste fasady z krytym pasażem handlowym wspartym na betonowych filarach, duże przeszklone powierzchnie, fontanna przed wejściem. Cały ten niesłychanie prosty język stylu awangardowego Nikifor zastąpił swoim własnym w duchu eklektyzmu. Dom Zdrojowy zyskał spadzisty dach, znikł charakterystyczny pasaż handlowy. Cofnięta w głąb część środkowa z głównym wejściem zyskała nieistniejącą w rzeczywistości wieloboczną wieżę, zaś na jej dachu malarz ustawił fantastyczną fontannę z amorkiem. Była ona zaprzeczeniem tej istniejącej – w stylu modernistycznym.
Muzeum Nikifora w Krynicy Zdroju, fot. Tadeusz Poźniak
Matejko z Krynicy wiedział, ile warta jest jego sztuka
Nikifor okazał się surowym krytykiem architektury awangardowej. Preferował tę tradycyjną – eklektyczną, rodem z II połowy XIX stulecia. Skąd ta świadomość u pozornie zamkniętego na świat zewnętrzny człowieka? Aleksander Jackowski przeglądał kiedyś wraz Nikiforem albumy malarstwa. Nikifor bezbłędnie rozpoznawał jego charakter: „To niemieckie!”- mówił oglądając reprodukcję obrazu Cranacha. „To francuskie” – wskazywał na płótno Watteau. Gardził nagością Rubensa i Bouchera. W Wenus z Milo krytykował nie tylko jej obnażone piersi, lecz także brak rąk. Cenił sobie tematykę religijną, portrety królów, krajobrazy, sceny rodzajowe (Bruegla). Wyraźnie ożywił się oglądając Celnika Rousseau: „Kolega!”- skomentował. Jednego z naiwnych malarzy jugosłowiańskich obdarzył najwyższym możliwym komplementem: „Matejko!”. Nikifor, odkąd obejrzał „Bitwę pod Grunwaldem”(?) sam przybrał jego nazwisko podpisując się „Nikifor Matejko z Krynicy”. W ten sposób manifestował, iż doskonale wie, jak wiele warta jest jego sztuka.
W czasie podróży Nikifor świadomie doskonalił swe umiejętności rysunku. Korzystał również z katalogów i książek. Wśród nich znalazły się zeszyty specjalistycznego wydawnictwa dla architektów „Monographies des batiments modernes” z końca XIX w. Jego celem było propagowanie francuskich projektów budynków publicznych wykonanych w eklektycznych stylach: neorenesansu i neobaroku. Zeszyty miały zatłuszczone od częstego przeglądania kartki. Z tym wydawnictwem wiążą się domysły, którym zaprzeczyć, ani których potwierdzić nie sposób. Otóż architekt Tadeusz Stryjeński wraz z bratem Karolem postanowili Nikifora kształcić. W tym celu zabrali go do Krakowa. Tadeusz Stryjeński wykładał w Miejskiej Szkole Przemysłu Artystycznego w Krakowie i organizował kursy dla zdolnej ubogiej młodzieży. Po pewnym czasie (roku? dwóch latach?) pechowi dobroczyńcy zniechęcili się do trudnego ucznia, z którym nie mogli zamienić nawet kilku zdań. Odesłali go z powrotem do Krynicy. Pewną wskazówką może być wspomniane wydawnictwo. W skrzyni malarza zachowały się zeszyty od 1 do 36, zaś w Bibliotece Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie numery od 37 do 60, z adnotacją w karcie katalogowej, iż zostały zakupione od Stryjeńskiego.
Architektura Nikifora wskazuje cel, dla którego została zbudowana. Na dachu, w zwieńczeniu zastygła tańcząca para. To tutaj mieści się sala taneczna. Latarnię kopuły zdobi lira, co znaczy, iż jest to altana koncertowa. Na iglicy umocowano ozdobny rogalik: to gmach piekarni. Widać także zwierzęta, a nawet popiersie palącego papierosa mężczyzny. Dymią kominy wspaniałego gmachu: to fabryka dolarów – symbol amerykańskiego bogactwa. Tylko wnętrza kościołów i cerkwi zaludniają postacie świętych, a także duchowieństwa. Pojawia się autoportret artysty w koronie cerkiewnego patriarchy lub w infule biskupiej. To Nikifor od ołtarza głosi swoje przesłanie. Zasiada na honorowym miejscu na „Uczcie malarzy”, sprawuje surowe sądy nad złoczyńcami, którzy wyrządzili mu krzywdę.
Nikifor z "Soborczykiem", fot. Tadeusz Poźniak
Na pytania: „Dlaczego maluje?”, Nikifor odpowiada: „Po to, aby ludzie wiedzieli, jak wygląda piekło i niebo”. A na to odpowiedzi udzielić może tylko jego sztuka.
Pisząc tekst korzystałem m.in. z: Andrzej Banach, Nikifor mistrz z Krynicy, Kraków 1957; Andrzej Banach, Nikifor, Warszawa 1983; Barbara Banaś, Nikifor (1895-1968), Warszawa 2006; Aleksander Jackowski, Świat Nikifora, Gdańsk 2005; Tadeusz Szczepanek, Z badań nad twórczością Nikifora, PSL nr 4/1974; Andrzej Osęka, Zbigniew Wolanin (wstęp), Nikifor, Olszanica 2000; Jerzy Zanoziński, Andrzej Banach (wstęp), Nikofor – katalog wystawy w „Zachęcie”, Warszawa 1967.
Dziękuję Dyrekcji Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu oraz Panu Zbigniewowi Wolaninowi za pomoc w powstaniu publikacji o Muzeum Nikifora w Krynicy, posiadającym największy zbiór prac artysty. W ciągu 22 lat istnienia Muzeum odwiedziło pół miliona zwiedzających.