Reklama

Ludzie

15-latek z Rzeszowa idzie w ślady Kubicy. Będą testy na włoskich torach

Anna Koniecka
Dodano: 26.02.2018
37819_AdamMical
Share
Udostępnij

Chłopak z Rzeszowa, o którym  jeszcze niedawno prawie nikt nie słyszał, ma szansę zrobić karierę, może nawet światową. Ale czy tak się faktycznie stanie, już nie zależy od jego talentu, sukcesów i tego, jak bardzo będzie się nadal starał. A będzie! Na tym etapie, jaki już osiągnął, nie odpuści.

Rzeszowianin Adam Micał, który dostał swoją szansę na karierę, a ściślej – sam na nią zapracował i nadal ostro pracuje, ma piętnaście lat i jest jedynym na Podkarpaciu licencjonowanym przez Polski Związek Motorowy kierowcą – zawodnikiem w kartingu wyczynowym.

Zajmuje się tym popularnym na świecie motosportem (u nas ciągle jeszcze elitarnym) dopiero dwa lata, a zdążył już osiągnąć na tyle dużo, skromnie mówiąc, że został zauważony przez ludzi zajmujących się w Polsce tą branżą.

Na świecie karting to potężna branża, wielki przemysł i wielkie pieniądze. Szkoda, że nie u nas.

I pomyśleć, że w siermiężnych latach 60., za PRL-u powstawały tory kartingowe, a niektóre do dzisiaj służą. Odbywały się zawody, gokarty budowano nawet w szkolnych warsztatach. Władze oświatowe widziały w tym sens: politechnizacja młodzieży.

Teraz jest coraz więcej torów zamkniętych w halach, gdzie stawia się pierwsze kroki w tym sporcie, ale otwarte – profesjonalne tory kartingowe w Polsce, na których można jeździć wyczynowo, da się policzyć na palcach.

– To jedna z wielu przyczyn, dlaczego mamy ciągle mało zawodników, mimo że jest dużo utalentowanej młodzieży – mówi Adam Krzysztof Micał. Jest ojcem młodego kierowcy, Adama juniora.

Podaje prosty przykład. Z autopsji – treningi.

W Rzeszowie nie ma warunków, żeby Adam mógł uprawiać karting wyczynowy, więc jeżdżą po Polsce. Ile czasu, pieniędzy, energii pochłania ta turystyka treningowa, lepiej nie mówić i nie straszyć. Ale liczyć trzeba. Bo za wszystko płaci rodzic. Karting wyczynowy to jest wciąż bardzo kosztowny sport. 

„Podróżnik  treningowy” Adama (2017): W środę trenował w Słomczynie, w czwartek i piątek w Bydgoszczy, w sobotę brał udział w zawodach juniorów (i wygrał). W niedzielę – Wrocław, zawody (i kolejny sukces: został mistrzem Dolnego Śląska). Potem (wtorek) Bydgoszcz…

Po ponad dwóch tygodniach wrócili do domu. – Staram się robić wszystko, żeby być dobrym kierowcą – mówi z powagą Adam junior.

Dodaje, że musi dbać o kondycję, w domu ma siłownię, więc ćwiczy, np. 200 pompek i takie tam…

 Jest w trzeciej klasie gimnazjum. Średnia ocen – 4,5. To był warunek rodziców: najpierw nauka, potem sport.

– Jak ty to robisz, chłopaku? – Nadrabiam to, co mnie ominęło, gdy trenowałem, albo byłem na zawodach. A co się da, zdaję w przedterminach – odpowiada.

O kolegach ze szkoły: – Oni się śmieją, że jeżdżę kosiarką.

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą

Na polskich torach kartingowych Adam Micał zadebiutował w ubiegłym roku w rozgrywkach pucharowych (puchar Rok Cup Poland oraz mistrzostwa Polski, w których zajął 8. i 10. miejsce w klasyfikacjach generalnych).

W tym samym sezonie (2017) zadebiutował również  w największej na świecie, najbardziej prestiżowej imprezie kartingowej, jaką są mistrzostwa świata w Lonato we Włoszech. I co się okazało?

W finałach światowych w Lonato, gdzie ścigają się najlepsi kierowcy kartingowi, elita elit z pięciu kontynentów, Adam Micał – ten nieznany nikomu młody Polak z Rzeszowa – był lepszy od ponad połowy spośród 97 zawodników startujących w kategorii juniorów.

Jechał w najsilniejszej grupie; wielu zawodników to kierowcy z mistrzowskimi tytułami, którzy nie pierwszy raz ścigają się na tym torze. 

Za kulisami wielkich mistrzostw

Tor w Lonato jest uważany za wyjątkowo trudny. Żeby go poznać, potrzeba lat. Adam miał na to 32 minuty (4 rundy po 8 minut). Więcej się nie dało, bo koszty, no i grafik – nie dla spadochroniarzy, którzy wpadają na chwilę przed zawodami, jak Michał.

Większość zawodników przylatuje na rok przed mistrzostwami; mieszkają w pięciogwiazdkowych hotelach, trenują w Lonato tydzień, wracają do swoich krajów, tam trenują i znów lecą do Lonato. I tak na okrągło. Znają ten tor na pamięć. I… mają niewyobrażalnie bogaty sprzęt oraz wyposażenie, serwisantów, elektronikę!

Mówi się, że w tym sporcie najpierw wygrywa budżet. I to jest prawda, którą widać gołym okiem.

Wokół toru kartingowego w Lonato ciągną się hektary namiotów  wielkich jak hangary, kilometry tirów. – To robi wrażenie – przyznaje Adam Krzysztof Micał – Bogate teamy przywożą tony nowiutkiego sprzętu. Bolidy – bajeczne! – A my? Wynająłem samochód, zapakowaliśmy porozkręcanego gokarta, skrzynkę z narzędziami, mechanika… I tyle. Organizatorzy mistrzostw spytali mnie, jaki team wystawia zawodnika Adama Micała? Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że zawodnika wystawia Adam Micał TEAM. Czyli ja – mentor, opiekun, sponsor i manager w jednej osobie – śmieje się.

Adam junior ma to po ojcu –  uważa, że nie ma co narzekać, ani wpadać w kompleksy, tylko trzeba działać. Owszem, parę rzeczy również zrobiło na nim wrażenie, nawet bardzo duże, i dało do myślenia.

To, co potem opisał w Internecie, również daje do myślenia… Pasjonująca lektura. I szczera!

Gladiatorzy w rydwanach

Przyjechały do Lonato teamy, które posiadają nieprawdopodobnie duże budżety, same ich pawilony teamowe składające się z tirów, namiotów serwisowych z własną stołówką, zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Po tych widokach zadałem sobie pytanie: co ja tu robię? 

Zostałem przygarnięty do namiotu serwisowego na parę metrów kwadratowych, przyjechał ze mną bardzo dobry mechanik, mam bolida po sezonie w Polsce, nigdy tu nie trenowałem, usłyszałem od kolegów, że ci zawodnicy, którzy tu startują – to gladiatorzy w rydwanach!!!

Będzie rzeźnia –  jak co roku, bo jak ktoś wylatuje z toru to nie przerywają zawodów, tylko sanitariusze biegają z noszami do nieszczęśników. Porozbijane bolidy (czyli w slangu gruz), to co wyścig normalne widowisko.

Jak zawodnik ma „gruz”, to na następny wyścig dostaje nowego bolida od teamu, a ja? Od kogo? Teamu nie posiadam. Polski sponsoring na wiele nie wystarczy.

Najważniejsze było – jak się ustawić pod zawody. Przyszło rozwiązanie od kolegów, którzy startują tylko w Italii. Powiedzieli mi: „Adam, nie myśl o niczym, tylko zasuwaj! Naucz się nitki toru – to nic, że nie trenowałeś tutaj jak inni, dasz radę”. Łatwo powiedzieć. Tu przecież się ściga na grubość żyletki, czyli o tysięczne części sekundy. I jeszcze z bezwzględnymi gladiatorami! Dyscyplina sportu nie dla cieniasów – najwyżej wylecę z toru, ale w walce!

W kwalifikacjach osiągnąłem 35 czas przejazdu wśród 97 zawodników na torze 1200 m. Czas: 50.148 sek. Ze stratą do lidera czasówki: 0,519 sek. I tak byłem dopiero na 35 pozycji! Osiągnąłem drugi czas w ekipie polskiej.

Przytoczę jeszcze coś, co pozwala mieć obraz, rangę zawodów oraz jakiej klasy kierowcy startowali: 78 kierowców zmieściło się w 1 sek. straty do lidera. Ścigało się ze mną m.in. dwóch synów brazylijskiego kierowcy F 1 Rubensa Barrichello. Pokonałem jego synów, łącznie pokonałem 62 zawodników.

Szczęście

Piątek 13-10-br – fajna data. Trzy Hity już za mną – nieduża strata – FINAŁ w zasięgu!

Następny start – nawet się udał, byłem na 10 pozycji i nagle brutalnie zostałem uderzony przez brazylijskiego kierowcę. Wyleciałem z bolidem w powietrze, zrobił bolid obrót o 360 stopni i spadłem na pobocze toru – oczywiście bolid to „gruz”.

Brazylijczyk otrzymał dyskwalifikację – wykonał wyrok na moim bolidzie. Zwieziono mnie tak jak wielu kierowców po każdym wyścigu na lawecie. Nie z mojej winy!

Przyszedł czas dla doktora Łukasza (mechanik) – musiał reanimować bolida. Parę godzin i faktycznie został odbudowany, ale okazało się, że główna rama jest walnięta pomimo prostowania.

Sobota 14-10-br. Znowu doktor Łukasz podleczył i wystartowałem w ostatnim, piątym Hicie. Nawet dobrze wystartowałem, ale po paru okrążeniach dostałem strzała w prawe koło. Bolid nie chciał skręcać. Myślałem, że wylecę z toru – a tu zawodniczka z Norwegii mi pomogła, gdyż walnęła w tylny zderzak! I super – pojechałem dalej.

Jadę – co będzie, to będzie! Ostatecznie nie było tak źle. Znowu doktor Łukasz podleczył bolida i byłem gotowy do FINAŁU B, gdyż na finał A miałem nadwyżkę 4 punktów (karnych). Wszystko przez ten incydent – piątek 13!                               

 FINAŁ B – JUNIOR ROK BRIDGESTONE TROPHY. Na drugim okrążeniu w sposób wyjątkowo chamski zostałem wystrzelony z toru – przy nawrocie – przez kierowcę włoskiego. Zanim wjechałem na tor – spadłem na 30 pozycję! Super! Bardzo mocno się skoncentrowałem i wyprzedziłem jednego, drugiego i ukończyłem na 23 pozycji.

Adam Micał został ostatecznie sklasyfikowany w Światowym Rankingu Rok Cup na 45 pozycji.

Po zakończeniu debiutanckiego sezonu  D&D Motorsport Poland napisał o Adamie, że ten niezwykle utalentowany, pracowity i odważny kierowca bardzo mocno zapukał do drzwi sportu wyczynowego. Osiągnął bardzo przyzwoite wyniki, biorąc pod uwagę fakt, że to był jego pierwszy w życiu sezon w kartingu wyczynowym.  

W sezonie 2018 Adam będzie jeździł w ekipie D&D Motorsport  Poland. A to jeden z najlepszych polskich teamów.

Nie będzie już chłopakiem znikąd

Mówi, że jest zadowolony z wyniku w Lonato, ale mogło być lepiej. Zabrakło treningów i szczęścia! Uważa, że dużo się nauczył. I został GLADIATOREM.

Gokartem jechał pierwszy raz w życiu dwa lata temu, gdy nauczycielka angielskiego kupiła mu bilet – jako prezent na trzynaste urodziny. I tak się zaczęło, w hali RESKART w Rzeszowie.

Od jeżdżenia gokartem w hali do wyczynowego sportu na torze wyścigowym jest daleka droga. Adam ją skrócił po swojemu. Osiągnął w kilka miesięcy to, co innym zajmuje lata. Trenował. Zdał egzamin licencyjny (PZM), jest zawodnikiem.

 – Prawdę mówiąc, myślałem, że to się stanie trochę później – przyznaje ojciec Adama. – Ale chłopak złapał bakcyla i to na poważnie, więc trzeba było zacząć działać! Sam się kiedyś ścigałem, miałem licencję, ale zabrakło pieniędzy…

Plan B

Tego chłopaka, który ma dopiero piętnaście lat, cechuje zaskakująco dojrzały realizm. Ściganie się na torach kartingowych, ta cała atmosfera, przygotowania, adrenalina, bardzo mu się podobają, świetnie mu idzie, ale… Co do planów na życie, to zdaje sobie doskonale sprawę, że to jest początek drogi. Można powiedzieć: dobry start. Włożył w to mnóstwo pracy.

– Na pewno chciałbym kontynuować swoją podróż w kartingu, albo później w wyższych seriach w motosporcie. Ale też trzeba pomyśleć racjonalnie i przeznaczyć czas na jakiś lepszy zawód, który zapewni mi w przyszłości pracę. Opłacalną pracę. A w sporcie jest wiele niewiadomych. Na przykład kluczowa sprawa – nie wiadomo, jak będzie ze sponsorami. Jak ułożą się wyścigi, no i… czy dopisze szczęście na torze – mówi Adam.

Po chwili: Chyba wybiorę technikum lotnicze. Jest tam dużo innowacyjnych kierunków. O tym myślę.

Plany na sezon 2018 ma bogate: treningi, zawody w Polsce, mistrzostwa świata, tylko czy to wytrzyma rodzinny budżet Micałów? Oraz ich przyjaciół i sponsora – Hotel Arłamów, który  kolejny sezon będzie wspierał jedynego zawodnika z Podkarpacia, który wyczynowo uprawia karting.

Przed wyjazdem na mistrzostwa do Włoch, ojciec Adama zwracał się do wielu firm i instytucji; odpowiedziały dwie, w tym jedna pozytywnie: Urząd Marszałkowski w Rzeszowie (który zawodnika na wyjeździe wyżywił).

Obserwując start tego młodego chłopaka z Podkarpacia, i jego problemy, można odnieść wrażenie, jakby czas się zatrzymał ze dwadzieścia lat temu, kiedy swoją szansę na karierę dostawali Robert Kubica i Brytyjczyk Lewis Hamilton.

Oni też zaczynali od kartingu. Tylko że Brytyjczyka (przyszłego czterokrotnego mistrza świata Formuły 1), po pierwszych sukcesach na torze kartingowym otoczył luksusową opieką koncern McLarena prowadzący własny program rozwoju młodych talentów.

A Kubica? Rozwijał swój młody talent tylko dzięki temu, że ojciec wziął kredyt pod zastaw mieszkania i kupił chłopakowi sprzęt, żeby trenował.

I w tym tkwi nasz polski paradoks: ani talent, ani faktyczne dokonania nie są traktowane jako wartość. Jako produkt biznesowy, w który opłaca się trochę zainwestować, żeby potem zyskać więcej. Tak się robi na Zachodzie. Czemu nie u nas?

Najprościej byłoby powiedzieć, że u nas myślenie jeszcze nie za bardzo jest w cenie. W wielu dziedzinach. Dlatego pozostajemy wciąż największym eksporterem talentów lub – jak kto woli – nie oszlifowanych diamentów, co może i napawa dumą, ale nie cieszy. Bo nie dla nas te diamenty potem błyszczą.

Adam Krzysztof Micał: – Polscy kierowcy są cenieni, gonią światową stawkę, włoską ligę prawie opanowują, a to jest najlepsza liga kartingowa. Czemu nie polską? Dlaczego ten sport jest u nas elitarny?

W Polsce są pieniądze na promowanie polityki, ale nie na promowanie sportu, który angażuje i rozwija młodzież. A mamy tej zdolnej młodzieży bardzo dużo. Mamy już bardzo dobrych ambasadorów Polski. Jeżdżą i zdobywają medale za własne pieniądze, szukają sponsorów, lecz ze sponsorami jest tak, że oni wolą wspierać inne dziedziny sportu. A poza tym, który sponsor zainwestuje w młodego zawodnika, utalentowanego, ale jeszcze nieznanego? Niemniej jednak wszystko przez Polski Związek Motorowy musi przejść. PZM firmuje, wydaje licencje zawodnikom, bez tego nie można startować w międzynarodowych zawodach. PZM daje szyld. I więcej nic. Nawet gdy znaleźli sponsora strategicznego mistrzostw świata (Orlen), to wpisowe na zawody podrożało z 450 na 600 złotych.

I tak to jest poukładane: PZM jest jedynym związkiem, który może wysłać zawodnika w świat lecz to oni sami muszą swój udział w zawodach opłacić. A ponoszenie wszelkich kosztów przez młodego zawodnika (de facto przez jego rodziców), w tym sporcie to pierwsza bariera, żeby ten sport był bardziej dostępny właśnie dla tych utalentowanych, zdolnych.

Kształćmy młode pokolenie w tym kierunku, bo to jest proces cywilizacyjny. XXI wiek jest wciąż erą samochodów, a XXII to już będą pewnie tylko  przestworza…

Pytanie: jeśli Polski Związek Motorowy daje zawodnikowi promesę na start w mistrzostwach świata, to dlaczego nie ma czegoś takiego jak TEAM POLAND? Owszem, jest wspólne zdjęcie polskich zawodników, a dalej to każdy musi radzić sobie sam.

Kiedy rozmawiam z Włochami, Amerykanami, słyszę to samo: oni popierają uprawiane przez młodzież sporty motorowe, bo to się im opłaci. Nam jakoś nie – na to wychodzi.

Krótko mówiąc: ma Podkarpacie dobrego kierowcę, a cóż on trenował – jeden sezon! A inni zawodnicy trenują latami, od dziecka. Na najlepszych europejskich torach. I to w luksusowych warunkach. A Polak… idzie z tatą na pizzę i frytki.

Adam Micał, jedyny licencjonowany (PZM) kierowca kartingowy na Podkarpaciu. Junior sportu kartingowego, piętnastolatek.

Ramka

Sport kartingowy: we Włoszech jest 40 tys. zawodników, Japonia ma 30 tys., Anglia – 12 tys.  Niemcy – 9 tys.

Z ostatniej chwili. Wiadomość od ojca Adama Micała: Adam właśnie dostał propozycję testów w profesjonalnym Teamie F-4  na włoskich torach. Jednak przyszedł ten dzień! A że tak szybko – to może sobie pogratulować doskonałego startu na Mistrzostwach Świata serii ROK CUP w LONATO 2017. Jak stwierdził szef zespołu – szukali młodych talentów, aby dać im szanse w Akademii F-4. Z propozycją wyszli do Adama! Totalne zaskoczenie, gdyż takich chłopaków jak Adam jest na torach – kilka tysięcy!

No to mamy chłopaka z Rzeszowa, Podkarpacia, do którego uśmiechnął się los jako do kierowcy.

Marzenie każdego kierowcy: dostać się do >F<!!! Tylko czy do uśmiechu młodego kierowcy również uśmiechną się podkarpaccy sponsorzy? W zamian będą mieć żywą reklamę w F-4! Podkarpackie i Rzeszów na >F< !

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy