– Kierowanie skansenem w Sanoku to największe wyzwanie mojego życia ? mówi Jerzy Ginalski, dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego, laureat naszej nagrody "VIP Kultura" w rankingu ?Najbardziej Wpływowi Podkarpacia 2014?.
Po ukończeniu archeologii na Uniwersytecie Jagiellońskim rozpoczął pracę w Zbiorczej Szkole Gminnej w Jedliczu, gdzie jako referent ds. administracyjnych rozdawał nauczycielom kartki żywnościowe w stanie wojennym. Później zajmował się muzealnictwem w Wydziale Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Krośnie. Następnie trafił do miejscowego Muzeum Okręgowego, gdzie prowadził badania archeologiczne, a później pełnił funkcję Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Archeologicznych w Państwowej Służbie Ochrony Zabytków w Krośnie. Jego badania na terenie Pogórzy Karpackich, Dołów Jasielsko-Sanockich, Beskidu Niskiego i Bieszczadów odsłoniły nowy obraz osadnictwa pradziejowego i wczesnośredniowiecznego na Podkarpaciu. Brał również udział w wykopaliskach nad Renem, w Dusseldorfie, gdzie od Niemców, Holendrów i Anglików uczył się nowoczesnej metodologii badań. Każdy archeolog czeka na odkrycie swojego życia. W jego wypadku było to ?Horodyszcze? – grodzisko w Trepczy. To miejsce, gdzie zlokalizowany został pierwotny Sanok, wzmiankowany po raz pierwszy w staroruskich źródłach w 1150 roku. Odkrył tam pozostałości drewnianej, wczesnośredniowiecznej cerkwi otoczonej rozległym, bo liczącym ponad 100 pochówków cmentarzyskiem oraz setki wspaniałych zabytków ? narzędzi, elementów uzbrojenia, biżuterii i przedmiotów kultu. Wśród tych ostatnich, uwagę zwracają krzyże relikwiarzowe, tzw. enkolpiony ? najstarsze na Podkarpaciu zabytki związane z chrześcijaństwem.
W roku 1999 Jerzy Ginalski wygrał konkurs na stanowisko dyrektora Muzeum Historycznego – Pałacu w Dukli. Zdążył zorganizować tam dwie wystawy, gdy dostał wiadomość z Sanoka, że zwolniło się stanowisko dyrektora skansenu. Prof. Jerzy Czajkowski, który kierował Muzeum Budownictwa Ludowego przez prawie trzydzieści lat, przechodził właśnie na emeryturę.
– Znałem profesora Czajkowskiego od dawna ? wspomina ? odwiedzał mnie często na stanowiskach archeologicznych. Był moim mentorem i postawił mi bardzo wysoką poprzeczkę.
Sanocki park etnograficzny ? którego budowę rozpoczęto w roku 1958 ? wymagał po 40 latach funkcjonowania programu remontów oraz konserwacji wnętrz, w tym głównie obiektów sakralnych. Program ów prowadzono przez dziesięć kolejnych lat; objął on cztery cerkwie oraz kościół. Pożar w 1994 r. wymusił budowę sieci 20 nowych hydrantów. Na przedpolu parku, przed wejściem do muzeum powstało zaplecze dla masowych imprez plenerowych. Jest to zadaszona amfiteatralna widownia na ok. 1500 miejsc z estradą, zaś obok ? zaplecze gastronomiczne zlokalizowane w starym spichlerzu.
W parku etnograficznym zgromadzono ponad 150 obiektów: sakralnych, mieszkalnych, gospodarczych, użyteczności publicznej i przemysłowych. Po latach nie chodziło już o to by ich ilość mnożyć, lecz by dodać coś nowego, a zarazem typowego dla karpackiego pogranicza. W regionie, który na początku XX stulecia wydobywał 2 miliony ropy rocznie – zajmując trzecie miejsce na świecie – obok krytych strzechą chat piętrzyły się wieże szybów naftowych, skrzypiały koła kieratów uruchamiających kopalniane pompy, wydobywał się dym z kotłów parowych napędzających maszyny. Dlatego dyr. Ginalski postanowił zbudować sektor naftowy. Jest on industrialnym ?przerywnikiem? oglądanym przez turystów po zwiedzeniu sektorów etnograficznych: bojkowskiego i łemkowskiego. Pomysł ? który nie stanowi konkurencji wobec skansenu naftowego w Bóbrce, czyli pierwszej kopalni ropy naftowej na świecie ? zyskał poparcie inż. Józefa Sozańskiego z sanockiego Oddziału PGNiG. Skanseny naftowe istnieją w Rumunii, na Węgrzech, w Niemczech, w Szwecji i Norwegii. Jest ich siedem. Jednak takie jak w Sanoku połączenie budownictwa ludowego z przemysłowym jest unikalne w skali Europy. Sektor naftowy powstawał w latach 2002? 2004.
Pomysły na rozwój skansenu były skonkretyzowane już od chwili jego powstania w 1958 r. Aleksander Rybicki ? założyciel MBL pisał o konieczności budowy miasteczka galicyjskiego i o przeniesieniu do skansenu drewnianego dworu szlacheckiego. Sektor naftowy planował dyr. Czajkowski. W planie przestrzennym parku etnograficznego zarezerwowano odpowiednie tereny. W magazynach przez dziesięciolecia gromadzono zabytki do wyposażenia obiektów. Brakowało jednak środków:
– Stać nas było na wznoszenie po jednym do dwóch obiektów rocznie. Przy takich możliwościach, budowa Rynku Galicyjskiego trwałaby do 30 lat. Realizacja unikalnego przedsięwzięcia stała się możliwa dopiero dzięki środkom europejskim. Prace przeprowadzono w rekordowym czasie 1,5 roku: od grudnia 2009 do września 2011. Dwa lata wcześniej podniesiono podmokły teren (który był terasą zalewową Sanu) przywożąc nań 10 tys. metrów sześciennych ziemi.
Rynek Galicyjski – na który złożyło się 30 obiektów z 14 podkarpackich miejscowości – to wizja małego miasteczka z przełomu XIX/XX w. Zgromadzono tu najpiękniejsze zabytki budownictwa drewnianego: domy mieszkalne oraz zakłady usługowe np. zakład fryzjerski, zakład fotograficzny, piekarnia, sklep kolonialny, apteka. Są także urzędy: gminy, pocztowy oraz karczma z kręgielnią i remiza. Na specjalną uwagę zasługują dwa rzadko spotykane obiekty: domy żydowskie. W ten sposób pokazano syntezę wielokulturowych miasteczek naszego regionu z ich najważniejszymi funkcjami: mieszkalną, handlową i usługową. Budynki są skromne, parterowe, wykonane z drewna jodłowego na kamiennych podmurówkach. Zachwycają urodą architektury, pochodzącej z nieistniejącego już świata. Kryte gontem, z malowniczymi podcieniami, bielone lub zwracają uwagę bogatą fakturą ręcznie obrabianego siekierami ciesielskimi surowego drewna.
Dbałość o najdrobniejszy detal przejawia się nie tylko w wyposażeniu chałup, lecz także w pracach wokół budynków. Na pytanie: co było najtrudniejsze do odtworzenia? Jerzy Ginalski, realizator całego przedsięwzięcia odpowiada:
– Bruk, zwyczajne ?kocie łby?.
Ułożenie ponad 6 tysięcy metrów kwadratowych ?kocich łbów? okazuje się dziś być zajęciem całkiem niezwyczajnym. Nie zachował się u nas w całości żaden wybrukowany nimi rynek.
Pracownicy skansenu szukali wzorów nie tylko w pobliskim Mrzygłodzie, ale także w Dobromilu i w innych ukraińskich miasteczkach. ?Kocie łby? układane były z rzecznych otoczaków pochodzących z Sanu, które kładziono pionowo na podsypce z rozdrobnionych skał. Na metr kwadratowy przypada około stu kamieni. Dla pełnego efektu Rynek oświetlono latarniami gazowymi.
Rynek Galicyjski stał się ogólnopolskim przebojem: zaraz po otwarciu zwiedzało go po 800 osób dziennie, został też wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. W 2011 po raz pierwszy liczba turystów przekroczyła 100 tysięcy w skali roku; dziś wynosi ponad 140 tysięcy. Przyjeżdżają nie tylko goście ze wszystkich krajów europejskich (przede wszystkim Francuzi i Niemcy), lecz także z innych kontynentów: ze Stanów Zjednoczonych, Chin i Japonii.
Kolejną atrakcją stał się drewniany dwór ze Święcan, w pow. jasielskim z 1861 r. O przeniesieniu dworu do skansenu rozmawiał z jego właścicielami Aleksander Rybicki, założyciel i pierwszy dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego już w latach 60-tych. Negocjacje podjęli kolejni dyrektorzy MBL: prof. Jerzy Czajkowski , a później Jerzy Ginalski, który dokonał zakupu w roku 2003. Rozbiórka i ponowny montaż budynku odbyły się w latach 2005-2011. W nowym miejscu ujawniła się zatarta zniszczeniami uroda zabytku. Dwór zbudowany jest z drewna jodłowego i oszalowany. Odtworzono ganek od strony ogrodu, podobnie jak zachowaną w niewielkich fragmentach dekoracyjną ażurową listwę pod okapem budynku. Podmurówkę wykonano ze starego kamienia; na ganku pieczołowicie zachowano kamienne płyty z piaskowca, wytarte nogami dawnych właścicieli i ich gości. Przed frontowym, podcieniowym gankiem wytyczono został gazon.
Średniej wielkości Dwór ze Święcan ma 400 m.kw. powierzchni i 11 pomieszczeń. Osobne wejście z ganku prowadzi do kaplicy. To rzadkość: dobudowywano ją tylko do tych najbogatszych dworów jak np. w Komborni. Z sieni prowadzą trzy wejścia. Na prawo do kancelarii, w której dziedzic przyjmował interesantów. Stamtąd można było przejść do jego prywatnego gabinetu, będącego zarazem sypialnią. Na lewo od sieni prowadziło wejście do pokoju kredensowego, za którym umiejscowiono kuchnię. Ale najważniejsze drzwi: te na wprost wejścia kierowały do jadalni, gdzie domownicy gromadzili się na posiłki, by później przejść na prawo: do salonu na kawę. Na lewo od jadalni była sypialnia dziedziców, pełniąca równocześnie rolę buduaru pani domu. Sypialnia ta łączyła się z pokojem dziecinnym. O wnętrzach święcanowskiego dworu nie wiemy nic. Dlatego umeblowano go przedmiotami z epoki pozyskanymi przez Muzeum od byłych właścicieli okolicznych majątków m.in. w Krzemiennej, Bziance, Wydrnej, Czaszynie, Niebocku, Jabłonnej, Nowosielcach czy Lalinie. Wnętrza stały się przez to bogatsze niż w przeciętnym wiejskim dworze. Dają syntetyczny obraz życia staropolskiego.
Rynek Galicyjski ani dwór nie są martwą ekspozycją muzealną. W zakładzie zegarmistrzowskim zasiada rzemieślnik naprawiający stare mechanizmy. Stolarz robi drewniane zabawki, krawcowa szyje na starej maszynie, fotograf ustawia turystów do kolejnego ujęcia w swoim stylowym atelier. Po budynku poczty oprowadza poczmistrz w oryginalnej czapce, a po chałupach żydowskich ? stary Żyd w błyszczącym czarnym chałacie, który oprócz tego w wolnych chwilach przygrywa na katarynce. Na tyłach Rynku powstała niedawno tradycyjna piekarnia w budynku przeniesionym z Leska. Odbyły się już próbne wypieki. W sezonie turystycznym będzie tu można kupić chleb ze starego pieca. Ożył również dwór. W dniu otwarcia dyrektor Ginalski pojawił się w stroju gospodarza: wizytowym surducie i cylindrze. Zaludniające dwór postacie mieszkańców wystąpiły w kostiumach z różnych epok: od biedermeieru po secesję, zaś służące w ciemnych sukniach z fartuszkami zdobionymi koronką. W pokoju dziecinnym bawiły się maluchy oraz nastolatki. Był łowczy odziany w czamarę i wysokie buty z cholewami oraz szlachciura w kontuszu jakie od wielkiego święta przywdziewano jeszcze w okresie międzywojennym. Takie widowiska kostiumowe są fantastycznie odbierane przez zwiedzających i będą kontynuowane.
Bo jak powiedział dyrektor: ? Skansen potrzebuje trochę teatru.
W roku 2011 na terenie parku etnograficznego odbyły się międzynarodowe warsztaty ciesielskie. Przyjechali rzemieślnicy z całej Europy oraz z USA, Kanady, Japonii, przywożąc stare narzędzia. Zadaniem cieśli było odtworzenie, przy użyciu dawnych metod i technik, sklepienia synagogi z Gwoźdźca na Kresach. Pokryte zrekonstruowanym malowidłem znalazło się ono w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich. W Instytucie Sztuki PAN oraz w Zakładzie Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej zachowała się dokumentacja drewnianych synagog sporządzona przed wojną w latach 30-tych, w tym znakomita inwentaryzacja architektoniczna i fotograficzna bożnicy z Połańca, koło Sandomierza. Dyrektor Ginalski postanowił to wykorzystać i odtworzyć ? wraz z polichromią wnętrza ? tę właśnie kompletną drewnianą synagogę pochodzącą z XVIII stulecia. Byłby to pierwszy tego rodzaju obiekt w Polsce, który w sanockim skansenie stanowiłby jednocześnie ostateczne dopełnienie karpackiej wielokulturowości. Wszystkie drewniane synagogi zostały bowiem spalone przez hitlerowców, lub zastąpione wcześniej obiektami murowanymi. Rozpoczęto już prace przy budowie kamiennych fundamentów oraz przy ręcznej obróbce belek zrębowych połanieckiej bożnicy o przysłupowej konstrukcji.
W skansenia brakowało też dotąd przykładu architektury romskiej. Niedługo ustawiona zostanie więc na przedpolu galicyjskiego miasteczka unikalna chałupa cygańska z Kopytowej.
– W skansenie ilość pomysłów jest nieograniczona. Nie ma jeszcze sektora leśnego, pasterskiego, archeologicznego, nie wszystkie obiekty zostały w pełni wyposażone. Wyznaczyłem sobie iście conradowski cel: iść za marzeniem, a później za następnym i kolejnym i tak aż do końca? Liczę, że cel ten zrealizujemy wspólnie, tak jak marzenia poprzednie. Mamy świetny zespół pracowników naukowych oraz technicznych: etnografów, historyków, konserwatorów, architektów, cieśli, kowali, ślusarzy, kamieniarzy, specjalistów od krycia dachów słomą. W tym roku odebrałem z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego prestiżową statuetkę dla Pracodawcy Przyjaznego Pracownikom. W dziedzinie kultury otrzymało ją dotąd tylko Muzeum w Gliwicach.
To chyba najważniejsza dotychczas nagroda, bo przyznana z inicjatywy moich współpracowników ? nagroda świadcząca o tym, że gramy wspólnie do jednej bramki ? kończy dyrektor J. Ginalski.