To był jej ostatni dzień w Stanach Zjednoczonych. Niedziela, słoneczna. Puste ulice. Weszła do sklepu, włączyła szafę grającą i popłynął Nat King Cole, Mona Lisa. „Melodia grała, a ja otworzyłam drzwi i pobiegłam ulicą. Za mną ta melodia”, opisała potem ten obrazek sprzed lat. Marlena Makiel-Hędrzak w życiu wolała biec. Królowa rysunku, miłośniczka słowa, ukochana profesor studentów sztuki na Uniwersytecie Rzeszowskim – z jednym płucem, chorym sercem, policzonym czasem. Przemijając szybciej niż inni, uważnie szukała sensu w ciemności. Na grafitowych pracach mieściła krople błękitu. Wystarczy wybrać się w lutym do rzeszowskiego BWA, by poczuć, że niosą nadzieję.
Dwa lata przed śmiercią, w 2017 roku Marlena Makiel-Hędrzak pisze wprowadzenie do pierwszego numeru Rocznika Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego „Warstwy”. Czasopismo to jej pomysł. Jeszcze jedno zrealizowane marzenie. Na inauguracyjnej okładce temat numeru: „Wobec śmierci”.
Dlaczego taki? „Śmierć to jedyna pewna rzecz w naszym życiu, która kiedyś nastąpi. Różnie jest pojmowana, dla jednych jest to nierozciągły, pozaempiryczny moment, dla innych zaś każda upływająca chwila życia jest jej obrazem”, tłumaczy redaktor naczelna „Warstw”. Podobnie ujęła to kiedyś prof. Maria Janion stwierdzając, że „żyjąc tracimy życie”. Czym ono jest najlepiej zdają się pojmować ci, którzy dotarli do punktu zwrotnego, jak Józef Szajna w ostatniej chwili ułaskawiony od śmierci przez komendanta obozu Auschwitz, czy Fiodor Dostojewski, który stał już przed plutonem egzekucyjnym, kiedy ocalił go akt łaski cara. Marlena pisze, że takie doznanie bliskości śmierci prowadzi do przewartościowania rzeczywistości, ale też i bez takich doświadczeń „przez samo doznawanie czasu możemy odczuwać ów dramat utraty”. I cytuje ks. prof. Michała Hellera: „Wszystkie problemy człowieka z sobą sprowadzają się do problemów z czasem, a wszystkie problemy z czasem mają jedno imię – śmierć”.
Jej punktem zwrotnym była śmiertelna choroba. Żyła z poczuciem, że czas został jej darowany. Starczyło go na 51 lat. Data urodzin: 8 listopada 1968. Data śmierci: 31 grudnia 2019.
Trochę życia mam
Była piękna. Czarna fala włosów, brązowe oczy, subtelna twarz, wdzięk.
Matka Marleny: Jedyne, najlepsze dziecko. Tyle razy ją wydzierałam z ramion tej Białej. I na koniec przegrałam. Chorowała od 18 roku życia. Kaszlała. Astma, mówili. A potem okazało się, że to ten najgorszy. Usunęli jej płuco.
Kiedy to mówi, momenty choroby, która trwała latami, zlewają się w jedną chwilę. A przecież najważniejsze działo się poza nimi. Od podstawówki w rodzinnym Krośnie, przez liceum plastyczne w Miejscu Piastowym, studia w Instytucie Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie, po uczelnię w Rzeszowie. Własna rodzina. Mąż, syn.
Do tworzącego się w Rzeszowie instytutu sztuki w 1996 roku ściągnął ją prof. Stanisław Górecki, w którego pracowni rok wcześniej z wyróżnieniem obroniła dyplom.
– Poznałam ją jednak dużo później, kiedy Marlena pracowała nad projektem „Granice rysunku” i bardzo zżyłyśmy się wtedy ze sobą – opowiada dr Agnieszka Iskra-Paczkowska, filozof. – Kiedy umarła, zastanowiło mnie, jak wiele osób wspomina, że byli z nią zaprzyjaźnieni. Myślę, że mieliśmy takie poczucie, bo każdemu okazywała zindywidualizowaną uwagę. Z jednej strony była więc delikatna i uważająca, a z drugiej – kimś o bardzo silnym kręgosłupie, zdecydowanym, głęboko wierzącym, jednocześnie bez chęci narzucania swojego spojrzenia innym. Zdecydowana w ocenach, co jest dobre, a co złe. Jednocześnie z dużą tolerancją dla ludzi. W instytucie sztuki nigdy na nikogo się nie zdenerwowała. Miała dużo pracy, mimo to kiedy nieśmiało szłam do niej, by powiedzieć: „Marlenko, jeszcze ode mnie siedem prac do recenzji. Przepraszam cię bardzo”, brała mnie za ręce, patrzyła w oczy i mówiła: „Agniesiu, jestem zaszczycona”. Z taką miękkością traktowała całe otoczenie. Tymczasem charakter miała twardy i ogromną samodyscyplinę. Rzadko się zdarza połączenie tak sprzecznych na pozór cech – delikatność w obejściu z ludźmi, kiedy samemu jest się tak silnym.
Pracownia Marleny. W domu na poddaszu. Jasna przestrzeń. Widoczne belki. Okna, sztalugi, obrazy. I klęcznik do modlitwy.
– A w tym wszystkim lekkość i poczucie humoru. Żadne tam ciepłe kluchy. Szybka w ruchach – tak ją pamięta Agnieszka Iskra-Paczkowska. – Spotykam ją pod portiernią na uniwersytecie. Ubrana na czarno, zawsze na czarno. Pełna wdzięku, z urody przypominając aktorkę Rachel Weisz. W ręce wielka torba, wielki laptop, pod pachą materiały dla studentów. Pędzi na zajęcia. Ale potem w ciągu dnia kusi: „Chodź na jedzonko”. Bo o jedzeniu zawsze mówi ładnie i tak, że chce się jeść: „Zobaczysz, jakie pyszne”. Zawsze z energią, naturalnym zachwytem nad światem. Tak plastycznie potrafiła opowiadać, że chciało się słuchać. Jak o tej scenie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkała przez rok – kiedy biegła ulicą, a za nią głos Nat King Cole’a.
W albumie z jej twórczością obok obrazu, na którym namalowała rozhuśtaną na linie dziewczynkę, umieszcza fragment wiersza Emily Dickinson „Uniesienie to wyprawa”:
„Uniesienie – to wyprawa
Duszy śródlądowej w stronę
Morza – poza domy – cyple
(…)
Czyż żeglarz potrafi pojąć,
Jak nas, wśród gór wychowanych,
Jednym łykiem – pierwszą milą –
Upajają oceany?”
Pędziłam
Energiczna, zdecydowana i precyzyjna w ruchach. Lubiła biec.
Jej tato zajmował się handlem. Kiedy jeszcze była w liceum plastycznym, jeździła z nim po towar do Łodzi. Kiedy już kupili, co trzeba, ona „pędziła” do muzeum, na wystawę, żeby nie zmarnować tej szansy, aby coś jeszcze zobaczyć, zachwycić się. Ta ciekawość nigdy nie zgasła. Czasem po całym dniu zajęć ze studentami, ciągnęła jeszcze przyjaciółkę na wystawę: „Biegniemy do BWA. Rolke jest”. „Nie zdążymy”. „Biegniemy”. A tam już zamykają. „My tylko na minuteczkę wbiegniemy”, prosi Marlena. Nie odmówili.
Zawsze chciała coś zobaczyć. Kiedy na trasie podróży była zabytkowa cerkiew, kościół, muzeum… musiała wstąpić. „Pędzimy!”. Czasu nie wolno marnować. Więc w kolejce po benzynę poprawia jeszcze prace studentów, z dobrym słowem dzwoni do przyjaciela.
I czyta.
Z książką nie rozstawała się od dziecka. Jadąc z Krosna do liceum plastycznego w Miejscu Piastowym, czytała w autobusie przez całą drogę, a kiedy wysiadła to doczytywała. Jeśli było ciemno, to od latarni do latarni, byle połknąć w ich świetle jeszcze jedną stronę. Z pamięci cytowała fragmenty prozy, wiersze. Celnie opisywała nimi dzieła plastyczne. „Trochę zazdrościłam jej tego daru”, przyznaje prof. Magdalena Rabizo-Birek, dodając, że miała wielki talent do formułowania swych myśli, uczuć i wizji także w słowie. Pisała interesujące wiersze i świetne szkice o sztuce.
Współpracowała z „Frazą” i ilustrowała wiele tomów wierzy. Stworzyła, mówiąc słowami prof. Rabizo-Birek, wybitne opracowania graficzne do tomów swych krośnieńskich przyjaciół poetów – Jana Belcika i Jana Tulika. Sama też pisała wiersze. W 2000 roku wydała tomik poezji „Linia”.
– Pięknie pisała. Pięknie mówiła – potwierdza Agnieszka Iskra-Paczkowska. – Kiedyś usłyszałam jej rozmowę z prof. Wiesławem Grzegorczykiem. To było takie niedzisiejsze, ale zupełnie naturalne: „Ależ Wiesiu, bardzo cię proszę, będę taka zobowiązana”. „Marleno, z przyjemnością”. Pełna rewerencja. Taka zadziwiająca i niewymuszona uprzejmość. Rzadkość. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale są. Nie znam drugiej osoby, która tak łączyłaby siłę i wrażliwość. Marlena bardzo przejmowała się studentami. Zapytałam ją kiedyś, dlaczego nigdy nie mówi im, co jest złego w ich pracach. Ona na to, że studentowi trzeba wskazywać mocne strony, niech je rozwija, a wtedy negatywne strony z czasem znikną. Jeśli skupi się na usuwaniu negatywnych, to nie rozwinie swojego potencjału. Sama osiągnęła doskonałość. Wcześniej długo pracowała nad każdym rysunkiem, obrazem. Poprawiała, ulepszała. Ale ostatnie prace, które przygotowywała na wystawę w Galerii ICN Polfa w Rzeszowie, powstały szybko. Praktycznie bez poprawek. Z wielką świadomością i wewnętrzną pewnością. Są czyste. Dużo w nich przestrzeni, oddechu. Mam kilka jej prac. Podarowała mi. „Chciałam, żebyś miała”, powiedziała. Sześć z nich jest na wystawie w rzeszowskim BWA.
In memoriam Marlena Makiel-Hędrzak. Fot. Alina Bosak
Między słowami i obrazami
Wystawa otwarta na początku lutego nosi tytuł „In memoriam Marlena Makiel-Hędrzak i zgromadzono na niej bogaty zbiór prac od prywatnych właścicieli, przyjaciół, rodziny. Towarzyszy jej druga wystawa „Ślady spotkań szczególnych”, w której ponad 80 twórców z kraju i zagranicy prezentuje swoje dzieła w hołdzie dla artystki.
Królowa rysunku, mówi o Marlenie prof. Dorota Sankowska. Ołówek, pisak, oszczędny kolor jako akcent. Akwarela, akryl. Doskonały warsztat. Idea zawarta w precyzyjnym tytule obrazu. Pejzaże wewnętrznego świata. W grafitowych przestrzeniach niespodziewany, ale doskonale na miejscu, błękit. Trochę manganowy, trochę pruski.
Kuratorka wystawy „In memoriam” prof. Joanna Janowska-Augustyn: Myślę, że możemy zachwycić się pracami Marleny na sposób estetyczny – pięknem, precyzją wykonania, kompozycji. Ale możemy także spojrzeć głębiej, dotknąć warstwy etycznej, warstwy religijnej, czy inaczej mówiąc warstwy metafizycznej czy transcendentalnej. To, co charakterystyczne dla twórczości Marleny to łączenie tego co małe, powszednie, zwyczajne, czasami zapomniane z tym ponadczasowym, trwałym, uniwersalnym. Profanum spotyka się z sacrum, świat materii ze światem ducha.
Marlena rysuje wewnętrzne krajobrazy ciemną kreską, a one i tak rzadko są mroczne. „Myślę, że to odzwierciedlało jej podejście do życia do świata – niezwykle optymistyczne, łagodne, efemeryczne”, pisze Joanna Janowska-Augustyn.
Wchodzisz na wystawę Marleny w BWA i zaczyna się wędrowanie między obrazami i słowami. Niektóre zaczerpnięte z Biblii: „Ci, którzy czynili dobre rzeczy, przeminą w zmartwychwstaniu życia”. Na jednej z prac werset z Psalmu 139: „Niech mnie przynajmniej ciemności okryją i noc mnie otoczy jak światło”.
Redaktorowi Adamowi Głaczyńskiemu w wywiadzie powiedziała kiedyś, że od samego początku drogi rysownika linia była dla niej etapem litery, i że poeci są jej mistrzami. „Rysując nie mogę przestać przywoływać kontekstów, które są pewnym frazami. To jest dziwne momentami. Rysując przypominam sobie fragment tekstu, który przeniósł mnie w jakąś rzeczywistość znaną albo nieznaną, taką która kryje się gdzieś wewnątrz. Czasami jedno zdanie potrafi kołatać przez wiele lat”. Jak choćby to zdanie Herlinga-Grudzińskiego. „Byłem w Trieście tylko raz, bardzo dawno i zaledwie jeden dzień. Wystarczył mi jednak ten dzień, by na zawsze zachować obraz, smak i zapach Triestu, miasta doprawdy niewłoskiego”. I Marlena tłumaczy, że tym jednym zdaniem Herling-Grudziński zbudował problematykę czasu, takiej natury czasu, która jest nieprzewidywalna.
Czas jest ważny, czas jest darowany.
Na jednym z obrazów Marlena kaligrafuje po łacinie: ad inifinitum. Co znaczy: do nieskończoności. Na skale otoczonej ciemną tonią siedzi kobieta, trzyma białą linię niczym Ariadna nić. Linia skosem biegnie ku górze i niknie w małym oknie błękitu, na brzegu obrazu.
Marlena Makiel-Hędrzak. Fot. Joanna Janowska-Augustyn
XXX
Marlena Makiel-Hędrzak
Urodziła się 8 listopada 1968 w Krośnie. Ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Miejscu Piastowym. Studiowała w Instytucie Wychowania Artystycznego na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, gdzie w 1995 otrzymała dyplom z wyróżnieniem w pracowni prof. Stanisława Góreckiego. Obroniła pracę doktorską, następnie habilitowała się na podstawie dorobku naukowego i pracy. Otrzymała nominację profesorską.
Od 1996 pracowała w Instytucie Wychowania Plastycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. W 2001 była adiunktem. Została profesorem nadzwyczajnym w Zakładzie Rysunku na Wydziale Sztuki URz, oraz profesorem uczelni w Instytucie Sztuk Pięknych Kolegium Nauk Humanistycznych URz, a także w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Jana Grodka w Sanoku.
Zajmowała się rysunkiem, malarstwem, grafiką. Swoje prace prezentowała na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i zagranicą. Należała do Związku Polskich Artystów Plastyków. Była pomysłodawczynią i kuratorką wystaw, w tym wystawy w Muzeum Diecezjalnym w Rzeszowie zatytułowanej „Pamięć i ślad” poświęconej pamięci Żydów. Ostatnią wystawę swoich prac przygotowała w maju 2019 roku w siedzibie ICN Polfa, na zaproszenie Podkarpackiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Dała jej tytuł „Preteksty”. Pod takim tytułem album z jej pracami wydała „Fraza”. Ukazał się już po jej śmierci w 2020 roku. W pierwszą rocznicę śmierci wystawę jej twórczość przygotowało BWA w Krośnie, a w lutym tego roku (2023) na wystawę „In memoriam Marlena Makiel-Hędrzak” oraz „Ślady spotkań szczególnych” – zbiorową wystawę artystów, którzy chcieli oddać artystyczny hołd Marlenie – zaprasza rzeszowskie BWA.