Sylwetką Zbigniewa Rynasiewicza rozpoczynamy, u progu „wyborczego sezonu” 2014-2015, cykl artykułów, w których zaprezentujemy najważniejsze postacie podkarpackiej polityki.
Rynasiewicz w październiku ub.r. skończył 50 lat. Ukończył historię w rzeszowskiej WSP. Karierę publiczną rozpoczął od samorządu – w 1990 r., w wieku niespełna 27 lat, został wójtem gminy Grodzisko Dolne w powiecie leżajskim, którą to funkcję sprawował przez 7 lat. Kiedy w 2001 r., po swojej pierwszej kadencji w Sejmie (był posłem AWS), nie zdobył poselskiego mandatu, wrócił do samorządu – jako radny i starosta leżajski.
Samorządowa i AWS-owska przeszłość pomogła
Lider podkarpackiej PO podkreśla, że jego duża wiedza o problemach związanych z infrastrukturą jest wynikiem właśnie tej samorządowej przeszłości. Poseł Andrzej Szlachta z PiS, który jako prezydent Rzeszowa w latach 1999-2002 również poznał smak pracy w samorządzie, uważa, że efektem samorządowego rozdziału w życiorysie Rynasiewicza jest jego skoncentrowanie się na rozwiązywaniu problemów związanych z inwestycjami infrastrukturalnymi – bardziej niż na walce politycznej. – Praca w samorządzie uczy pragmatyzmu – podkreśla Szlachta. – O tych tematach polityka powinna decydować w minimalnym stopniu, a konsensus jest wymagany – uważa Rynasiewicz. I dodaje: – Jak się prowadzi taką komisję sejmową jak komisja infrastruktury, to trzeba szukać wspólnej oceny, bo inaczej będziemy w permanentnym sporze, a nie o to chodzi.
Koleżanka partyjna Rynasiewicza, a zarazem jego zastępczyni w regionalnych strukturach Platformy, posłanka Krystyna Skowrońska, twierdzi, że Rynasiewicz jest zawsze dobrze przygotowany do tematu, którym się zajmuje. Nie lubi przy tym „pustej gadaniny” (- Irytuje się, gdy widzi, że marnujemy czas na zbyt długie rozmowy na dany temat bez wniosków końcowych – podkreśla Skowrońska). Zdaniem posłanki PO, Rynasiewicz koncentruje się przede wszystkim na celach, które trzeba osiągnąć; ceni rzetelność przy rozwiązywaniu problemów. Te wszystkie cechy to zapewne również efekt samorządowej przeszłości.
Rynasiewicz polityczną karierę zaczynał w latach 90. XX w. w centroprawicowej partii PSL-Porozumienie Ludowe – przewodził jej w woj. rzeszowskim i z jej rekomendacji znalazł się w 1997 r. na liście AWS w wyborach parlamentarnych. Wtedy wszedł do Sejmu po raz pierwszy. Następnie znalazł się w szeregach Ruchu Społecznego AWS i w 2001 r. bez powodzenia ubiegał się o reelekcję z listy Akcji Wyborczej Solidarność Prawicy. Wspomina, że z tamtych czasów ceni do dziś Kazimierza Ferenca, Józefa Frączka czy nieżyjącego Józefa Ślisza. Poseł Szlachta zwraca uwagę, że AWS-owska przeszłość pokazuje, iż różnice ideowe pomiędzy Rynasiewiczem a posłami prawicy nie są aż tak duże. Sam szef podkarpackiej PO potwierdza, że AWS-owski rozdział powoduje, iż łatwiej mu się dogadać z kolegami z drugiej strony. A dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, uważa za pozytywny fakt, że w 2001 r. Rynasiewicz nie porzucił rozpadającego się AWS-u – świadczy to, zdaniem Kucy, o stałości jego poglądów.
W 2004 r. Rynasiewicz wstąpił do Platformy Obywatelskiej, której posłem jest nieprzerwanie od 2005 r. W kadencji 2007-2011 został przewodniczącym sejmowej Komisji Infrastruktury. W 2010 r. stanął na czele PO w woj. podkarpackim. 19 czerwca ub.r. został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. 15 listopada ub.r. tymczasowo – bo tylko na 12 dni – przejął obowiązki ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. 28 listopada 2013 r. został sekretarzem stanu w nowo utworzonym Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju oraz pełnomocnikiem rządu ds. zarządzania infrastrukturą drogową.
Czy obecność w ministerstwie pomaga Podkarpaciu?
Zdaniem dr. Pawła Kucy, Rynasiewicz nie jest porywającym politycznym liderem. Raczej technokratą, który sprawnie porusza się w obszarach, którymi się zajmuje i stara się rozwiązywać konkretne problemy, natomiast nie angażuje się w spory ideologiczne. Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się poseł Jan Bury, lider podkarpackiego PSL. – Nie, Zbigniew Rynasiewicz jest politycznym liderem, a przy okazji ma niezłą wiedzę na temat infrastruktury, którą zdobył jako wójt i starosta – uważa Bury.
Lider PSL uważa, że Rynasiewicz uspokoił sytuację w podzielonej podkarpackiej Platformie. Może o tym świadczyć fakt, że w październiku ub.r., podczas wyborów przewodniczącego regionalnych struktur partii, otrzymał – jako jedyny kandydat – 253 spośród 269 ważnych głosów. Choć, zdaniem politologa z UR, ten wynik wcale nie musi świadczyć o tym, że podkarpacka PO jest jednością, a raczej – że ukrywa wewnętrzne podziały.
Sam Rynasiewicz niechęć do angażowania się w spory, które później podchwytują media, tłumaczy tym, że chętnych do tego jest w parlamencie dużo, nawet za dużo, więc nie uważa, że musiałby w tym uczestniczyć. Podkreśla, że technokratą się nie czuje.
Moi rozmówcy, zapytani o cechy Rynasiewicza jako polityka, mnożą pozytywne przymiotniki. Krystyna Skowrońska: kompetentny, rozsądny, umiejący ułożyć sobie współpracę zarówno ze współpracownikami, jak i opozycją, ceniący ludzi. Jan Bury: sprawny, skuteczny, odpowiedzialny, skromny. Andrzej Szlachta: stonowany w wypowiedziach, skłonny do kompromisu, nie jest politykiem „zaczepnym”, lecz otwartym na rozmowę.
Ale do tej beczki miodu trzeba dołożyć też łyżkę dziegciu. Zbigniew Rynasiewicz – wspólnie z posłami Janem Burym i Tomaszem Kamińskim, liderem podkarpackiego SLD – byli w 2010 r. konstruktorami koalicji PO-PSL-SLD, rządzącej województwem, które to rządy zakończyły się w ub.r. największą aferą korupcyjną w dziejach podkarpackiego samorządu, zwaną w mediach ogólnopolskich „seksaferą”, z poprzednim marszałkiem Mirosławem Karapytą w roli głównej. Niewątpliwie Rynasiewicz (podobnie jak Bury i Kamiński) ponoszą za nią polityczną odpowiedzialność, bo to oni wykreowali personalny układ rządzący województwem. Zdaniem politologa Pawła Kucy, konto podkarpackiego lidera PO obciąża także fakt, że w stolicy województwa Platforma jest bardzo słaba. To prawda. Jako dowód niech posłuży fakt, że najważniejsze stanowiska w województwie (zarówno w Urzędzie Marszałkowskim, jak i Wojewódzkim) sprawowali lub sprawują politycy spoza Rzeszowa. Nie mówiąc już o tym, że nie ma w tym gronie osoby, o której można by myśleć jako o poważnym kandydacie na prezydenta Rzeszowa.
Poseł PiS – zapytany, czy obecność Rynasiewicza w ministerstwie pomaga w „popchnięciu” inwestycji na Podkarpaciu – zauważa, że to dobrze dla województwa, jeżeli polityk, obojętnie z jakiej opcji, dostaje się do administracji rządowej. Łatwiej wtedy podejmować decyzje preferujące region tam, gdzie trzeba dokonać wyboru. Choć jednocześnie zauważa, że kluczowych inwestycji drogowych, jak A4 czy S19, nie ukończono. Mało tego, z ust premiera i innych przedstawicieli rządu padały w tych kwestiach obietnice, które nie znalazły pokrycia w faktach. – Nie mam wątpliwości, że Zbigniew Rynasiewicz walczył o te inwestycje, ale widać nie miał wystarczającej siły przebicia. Pamiętam, że także jako poseł AWS zawsze walczył o region – wspomina poseł PiS. – Zbigniew Rynasiewicz nie rozstrzygał przetargów, nie budował autostrad, ale na posiedzeniach sejmowej komisji infrastruktury i w resorcie tworzył dobry klimat dla A4, S19, magistrali kolejowej i obwodnic kilku miast – uważa Jan Bury. Paweł Kuca twierdzi natomiast, że Rynasiewiczowi jest trudniej walczyć o podkarpackie sprawy w Warszawie z powodu tego, że jest szefem regionalnych struktur w mało znaczącym dla Platformy województwie (PO osiąga tu w kolejnych wyborach wyniki słabsze niż w innych regionach).
Sam lider podkarpackiej PO potwierdza, że jego szefowanie komisji infrastruktury czy obecność w ministerstwie pomogły różnym podkarpackim inwestycjom, choć odżegnuje się od stwierdzenia, że to jego osobista zasługa. – Takie inwestycje jak drogi czy lotnisko to musi być praca zespołowa. Ten polityk osiąga sukces, który potrafi zbudować drużynę, a ona sformułuje sensowny plan działania – przekonuje. I cieszy się, że do polityki wchodzi coraz więcej samorządowców i przedsiębiorców. – Im więcej takich ludzi, tym bardziej merytoryczna praca w parlamencie i tym więcej pragmatyzmu – przekonuje.
Wpadka z wulgaryzmami
W głosowaniach „ideologicznych” Rynasiewicz głosował niekonsekwentnie. Jeszcze w poprzedniej kadencji zagłosował za przyjęciem przez Sejm uchwały popierającej obecność krzyża w sferze publicznej i opowiedział się za pracami nad ustawą całkowicie delegalizującą aborcję, a w obecnej – przeciwko pracom nad projektem ustawy o świadomym rodzicielstwie, która zakładała wprowadzenie wiedzy o seksualności od pierwszej klasy szkoły podstawowej, refundację środków antykoncepcyjnych i dawała kobietom prawo do przerywania ciąży do 12 tygodnia jej trwania, a także nakładała na samorządy obowiązek tworzenia i finansowania placówek prowadzących poradnictwo i świadczenia z zakresu tzw. praw reprodukcyjnych. Ale już w obecnej kadencji zagłosował przeciwko pracom nad ustawą odbierającą kobietom prawo do przerwania ciąży, gdy płód jest ciężko uszkodzony. W 2012 r. opowiedział się za zdjęciem z porządku obrad pierwszego czytania projektu ustawy o związkach partnerskich, by kilka miesięcy później zagłosować za pracami nad projektem PO. Opowiedział się też za ubojem rytualnym w Polsce.
Rynasiewicz zaliczył tylko jedną „wpadkę”. W maju ub.r., podczas posiedzenia sejmowej komisji infrastruktury, lider podkarpackiej PO, oburzony przeciągającym się głosowaniem, w niewybrednych słowach upomniał partyjnego kolegę, by ten podniósł rękę. „Ten Borowiak ku…s podniesie łapę, czy mu przyp…lić?" – powiedział do siedzącego obok kolegi. Wszystko zarejestrowały czułe mikrofony. Później Rynasiewicz przeprosił posła Borowiaka. Stwierdził także, iż wulgaryzmów, których użył, „nic nie usprawiedliwia”. Sprawa była rozpatrywana przez sejmową komisję etyki, która jednak nie ukarała Rynasiewicza.