Reklama

Ludzie

Znani rzeszowianie: Mamy dobry plan na Sylwestra i 2022

Alina Bosak
Dodano: 31.12.2021
58798_kuchniak
Share
Udostępnij
Odliczanie do północy rozpoczęte. Trzy, dwa, jeden, start! I zaczyna się Nowy Rok. Jakie obietnice damy sobie z tej okazji? Zapytaliśmy o to znanych rzeszowian: wiceprezydent Rzeszowa Krystynę Stachowską, artystów Annę i Leszka Kuchniaków oraz stratega dr Macieja Milczanowskiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Co robią, by osiągnąć to, o czym marzą, wznosząc w Sylwestra toast wśród bliskich i przyjaciół? 
 
Rzeszowscy artyści Anna i Leszek Kuchniakowie o niczym bardziej nie marzą niż o tym, by wróciła normalność, a życie wyszło z cienia pandemii. Kochają spotkania na wernisażach, spektaklach, podróże, towarzystwo innych ludzi. Wśród przyjaciół spędzą sylwestrowy wieczór. Na bal wybierają się do Teatru Przedmieście. – Z teatrem Anety Adamskiej witamy Nowy Rok już po raz piąty. Panuje tam wspaniała, artystyczna atmosfera, spotykamy wielu znajomych. Lubimy to połączenie odświętności z dobrą zabawą, ale bez pompy i sztampy. Na początek jest zawsze spektakl, a potem zabawa. Tańczymy i rozmawiamy – pod tym względem panuje równowaga i to także jeden z powodów, dla których wybieramy się zawsze tam. Mamy okazję pogadać z różnymi ludźmi na ciekawe tematy – mówi Anna. – Parkiet opuszczamy około godziny 4 nad ranem, czasem zahaczając jeszcze o dom Krystyny i Waldemara Lenkowskich i tam kończymy powitanie Nowego Roku.
 
Cieszą się na ten wieczór, bo spotkań z ludźmi brakowało im ogromnie. – Strasznie brakuje mi tej swobody uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach kulturalnych, na jakie mam chęć. Staram się nie podporządkowywać życia pandemii, ale kładzie się ona cieniem na wiele decyzji. Z drugiej strony, mimo pandemii, udało nam się wyjechać na kilka plenerów, poznaliśmy fantastycznych ludzi, którzy są ważni w naszym życiu – wspomina Anna.
 
Zobaczyli rzeczy, które wcześniej im umykały. Nastawili się bardziej na zwiedzanie Polski i odkryli nowe, piękne miejsca. Zakochali się w Warmii. Przekonali się do urody Bałtyku, po latach zajrzeli do Torunia. – Więcej czasu spędzaliśmy też w domu, co sprawiło, że więcej malowałam, więcej czytałam – przyznaje Anna. – Pod względem artystycznym był to bardzo udany rok. Miałam wystawę w Centrum Kultury w Tyczynie, uczestniczyłam również w Ogólnopolskim Cyklu Wystaw Sztuki „Wszechświat Koloru”, z grupą około 20 artystów z całej Polski prezentowaliśmy swoje prace w różnych miejscach w Polsce.  
 
– O tak, chociaż czas jest szalony, malujemy sobie z Anią, czasem tylko kłócąc się o pędzle i farby – śmieje się Leszek Kuchniak, którego, niestety, dopadło długie chorowanie, więc tak naprawdę malował mniej, ale za to dokończył cykl „Księgi Jakubowe” zainspirowany prozą Olgi Tokarczuk. – Malowałem go długo – przyznaje. – Przygotowanie dwudziestu obrazów zajęło mi dwa lata. Żydowskie miasteczka czasów międzywojennych, znane z opowieści babci i dziadka, już od pewnego czasu przenoszę do swojej sztuki. Upiększone moją wyobraźnią i kolorami. Wracam powoli do rzeźbienia. W trakcie pleneru nad morzem stworzyłem rzeźbę „Trzy oblicza dyktatora” – zdradza. 
 
Anna nie ma zwyczaju czynienia noworocznych postanowień. Woli mówić o marzeniach. Leszek, owszem, robi plany. Dotyczą szczególnie nowych, twórczych pomysłów. Na niedawnym wernisażu w rzeszowskim BWA, gdzie prezentowano najlepsze prace w konkursie „Obraz, Grafika, Rysunek, Rzeźba roku 2021” wiele osób gratulowało mu obrazu „Duch puszczy”, który namalował w innej konwencji niż obecne. – To mnie cieszy, bo świadczy o tym, że nie zamykam się w jednej konwencji, tematyce, ale wciąż poszukuję. Nie jestem też obojętny na rzeczywistość. W czasach komuny stworzyłem setki, tysiące satyrycznych rysunków, będących zakamuflowanym protestem przeciw polityce. Wiele z nich okazuje się aktualnych również dziś. Czy namalować ich zatem więcej? Czy artystyczny protest ma sens? To moje dylematy. Na pewno wrócę też do łączenia obrazów z rzeźbą, kapliczek domowych, sacrum i profanum w jednym. To moje intymne rozmowy z Bogiem, bez pośredników, moja modlitwa.
 
– Marzymy żeby „korona” odpuścił, a przykrych wiadomości i wydarzeń było mniej niż w tym roku – tych smutnych wieści, że koleżanka umarła, przyjaciel zachorował, że umierają dzieci na granicy – mówią zgodnie artyści. Leszek dodaje: – Artysta obok takich tematów nie może przejść obojętnie. Ale ja jestem optymistą. Jestem pewien, że skończą się choroby i inne złe rzeczy miną. Podzieliła nas polityka, podzieliła nas zaraza, ale wierzę, że ludzie się opamiętają. 

Radość zawsze dają im podróże. Dlatego chcą, aby podróże znów stały się normalnością. – Chcemy pojechać na Maltę, do hiszpańskiej Cordoby i Sewilli, zobaczyć północne Włochy. Marzymy też o Rumunii i Gruzji. Nic tak nie pomaga malarskiemu natchnieniu jak nowe miejsca, czego przykładem jest mój cykl „Naterkomania”, który wyrósł z zachwytu Warmią i Naterkami – uśmiecha się Anna. Nowy Rok zaczynają oboje wystawowo. Styczeń i luty w Sanockim Domu Kultury mają upłynąć pod znakiem ich sztuki – najpierw indywidualna wystawa Leszka, potem Anny. – Pokażę „Księgi Jakubowe”. W 2022 roku ten cykl będzie można zobaczyć również w Rzeszowie, w Galerii Integracyjnej w budynku Podkarpackiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa – zapowiada Leszek Kuchniak. Razem z Anną będą też w styczniu wspierać Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. – W ubiegłym roku podarowałam obraz na licytacje, która się powiodła. Dało mi to ogromną radość, a także stało się początkiem lawiny miłych zdarzeń. Tak więc moim najbliższym planem i marzeniem na ten rok jest, aby i w tym roku się udało – podsumowuje Anna.
 
Krystyna Stachowska: Do postanowień noworocznych zaglądam co poniedziałek

Krystyna Stachowska. Fot. Marcin Bukała
 
Noworoczne postanowienia? – Oczywiście. Co roku przygotowuję listę celów, które chcę zrealizować w nowym roku – pięć osobistych, pięć rodzinnych i pięć zawodowych – zapewnia wiceprezydent Krystyna Stachowska i z zakamarków biurka w swoim gabinecie w Ratuszu wyciąga plik spiętych kartek. Jej noworoczne postanowienia z ostatnich dwudziestu lat. Cele na dany rok zapisane w punktach odręcznie długopisem. Krótkie hasła, które mieszczą się na jednej stronie.

– Mam je zawsze pod ręką, bo w momencie, kiedy jest mi źle, a bywa mi czasem źle, jak każdemu normalnemu człowiekowi, i zaczynam wątpić, czy zdołam zrealizować to, co sobie postanowiłam, zaglądam do starych list i patrzę, jak wiele już udało mi się osiągnąć, dopiąć tego, co wydawało się niemal niemożliwe. To bardzo pomaga. I chociaż nie zdarzyło mi się nigdy, żeby zrealizować wszystkich celów w 100 procentach – przyznaje wiceprezydent – to w 90 procentach już tak. Bywało, że w niektórych obszarach, na przykład zawodowym, cele udawało mi się nawet przekroczyć. Wtedy funduję sobie nagrody. Na przykład biżuterię, którą uwielbiam. Lista pomaga mi w ciągu roku – przypomina, co chcę zrobić i gwarantuje, że tego, co jest dla mnie jako człowieka ważne, nie przegapię. 
 
Na każdej z list, które prezydent Stachowska rozkłada na stole, widać, co udało się osiągnąć (tam „ok”), a co nie do końca zostało zrealizowane (o czym świadczy zapisany długopisem pytajnik).

– Robiąc podsumowanie, zastanawiam się, co spowodowało, że jakiegoś celu nie zrealizowałam. Listy na kolejny rok nie sporządzam pochopnie. Myślę nad nią przez cały grudzień. A ważne są nie tylko cele zawodowe, ale również prywatne, aby się nie pogubić i nie zatracić równowagi między rodziną, mną samą i pracą. Przez lata pracowałam w branży ubezpieczeniowej, gdzie wyznaczano konkretne cele sprzedażowe do osiągnięcia, a w pracy łatwo było się zatracić. Doświadczyłam tego. 2012 rok był rokiem trudnym w życiu zawodowym. Zarządzałam dużą siecią 2,5 tys. agentów i 300 menedżerów w całym kraju. Dla bliskich brakło czasu. W końcu dotarło do mnie, że koleżanki nie widziałam od dwunastu miesięcy, chociaż nie raz do mnie telefonowała. W tamtym momencie w postanowieniach na nowy rok zapisałam nazwiska wszystkich nie widzianych od dawna przyjaciół i sprawiło mi wielką radość pilnowanie, by w następnych miesiącach z każdym z nich się spotkać, spędzić razem weekend, zrobić coś wspólnie – zdradza wiceprezydent. 
 
Bywa, że cele weryfikuje życie. Tak stało się właśnie w tym – 2021 roku – kiedy Krystyna Stachowska została pełnomocnikiem sztabu wyborczego Konrada Fijołka, a po wygraniu przez niego wyborów na prezydenta Rzeszowa, dostała propozycję zaangażowania się w pracę rzeszowskiego samorządu i objęcia stanowiska wiceprezydenta miasta. – Jeszcze w styczniu myślałam, że jako 56-latka zwolnię tempo, zatrudnię więcej pracowników, a sama będę pracować już „tylko” osiem godzin dziennie. Owszem, postanowiłam sobie, że trafię do grona 1 proc. najlepszych doradców ubezpieczeniowych na  świecie. Kampanii nie było na mojej liście, ale przyjęłam propozycję prowadzenia buchalterii w sztabie i przez całą kampanię miałam okazję przyglądać się, jak fantastyczny jest Rzeszów, jak otwarci ludzie, którzy chcą coś robić – w kulturze, sporcie, biznesie. To potencjał, z którym można wiele zdziałać, dlatego zgodziłam się zostać wiceprezydentem. Przez to starego planu zawodowego nie zrealizowałam, za to pracuję nad nowym, który pozwoli mi spełnić oczekiwania mieszkańców Rzeszowa. Mimo zaangażowania w wybory nie zaniedbałam jednak celów osobistych i rodzinnych.
 
Wiceprezydent Stachowska uważa, że jasne deklaracje, co do swoich potrzeb i planów, wiele w życiu ułatwiają i pomagają rozwiązywać problemy. Dlatego listą swoich celów tak zawodowych, jak i osobistych, zamierza podzielić się ze swoimi współpracownikami w ratuszu, ze swoją rodziną. – Powinni wiedzieć, co jest dla mnie ważne, co zamierzam zrobić. Jeśli dzieci, a mam dwie dorosłe córki, syna i zięcia zgodzą się z moim celem, którym jest wspólny wakacyjny wyjazd, to rezerwują urlop na ten czas i nikt się nie wymiguje. A w tym roku chcę ich zabrać do Zielonej Góry, skąd pochodzą ich dziadkowie, by lepiej poznali swoje korzenie. To przykład celu rodzinnego, a jakie są osobiste? W tym roku był na przykład basen raz w tygodniu. I co sobotę z moimi przyjaciółkami chodziłam na aerobik wodny. W biurze, samochodzie nie poćwiczę, a mam już swój wiek i muszę dbać o stawy. Również dla zdrowia moim noworocznym postanowieniem stała się dieta bez pieczywa i dzięki niej schudłam w tym roku 14 kg – zdradza pani wiceprezydent. – W tym roku była również obietnica chodzenia do teatru, której dotrzymałam, a w przyszłym roku zamierzam przeczytać przynajmniej jedną książkę miesięcznie – w styczniu będzie to Jerzego Fąfary „Odkryłem boski plan w genetyce”, wywiad-rzeka z profesorem Franciszkiem Chrapkiewiczem-Chapevillem.
 
A były wpisane także takie cele, jak sąsiedzkie spotkania raz na kwartał czy urlop samotny – solowy wyjazd w połowie roku do domku w ukochanej Kamionce, dla spokojnego przemyślenia różnych spraw i psychicznego odpoczynku. – Bywam tam też z rodziną. Dziećmi, o których już wspomniałam, dwójką wnucząt, także z moim rodzeństwem, a że mam dwie siostry i dwóch braci, bratanków i siostrzenice to towarzystwo bywa spore. Cenię sobie życie rodzinne, między innymi dlatego, że od 3. roku życia byłam sierotą. Miałam potem drugą mamę, która nauczyła mnie, że warto rodzinę walczyć i warto ją integrować. Trzeba mieć także przyjaciół.
 
Spełnienie tych wszystkich zamierzeń, celów zawodowych, osobistych i rodzinnych, byłoby niemożliwe, gdyby nie dobra organizacja czasu i podział obowiązków. – Nie jestem w stanie wszystkiego zrobić sama, więc korzystam z pomocy. Lubię gości, a nie lubię sprzątać, więc zatrudniam pomoc. Kocham ogród, ale nie mam czasu na jego pielęgnację, więc pomaga mi ogrodnik. Ja koncentruję się natomiast na pracy zawodowej, na której znam się najlepiej. Mam czas zorganizować nockę z wnukami, pomyśleć o sobie. Gotuję, owszem, nastawić rano w niedzielę rosół, potem wrócić do łóżka na czytanie gazet, i o ósmej mieć gotowe pierwsze danie – to nic trudnego. Dzieci przychodzą na obiad. Jest radość i gwar, a po południu ruszam reprezentować prezydenta na różnych wydarzeniach kulturalnych w mieście – opisuje Krystyna Stachowska.
 
W Sylwestra pani wiceprezydent także spotka się z rodziną, ale zamierza również wybrać się na powitanie Nowego 2022 Roku z mieszkańcami Rzeszowa, i odwiedzić wszystkie miejsce, w których planowane jest odliczanie do północy. A odbędzie się ono na Rynku, w Parku Sybiraków, na Hali Podpromie i pod Pomnikiem Czynu Rewolucyjnego.
 
A jakie plany snuje pani wiceprezydent dla miasta w dziedzinach, które zostały jej powierzone, a więc w sporcie, edukacji i kulturze? – Zawodowo to dla mnie piękny okres – czas planowania – mówi, zdradzając: – Przed świętami cała kadra zarządzająca Ratusza pracowała nad tym, co chcemy strategicznego zrobić w mieście, w jakim kierunku pójść, jak zagospodarować Śródmieście, zadbać o rozwój kultury, sportu. Wszystkiego nie da się zrobić na raz, a w wielu rzeczach potrzebne jest zaangażowanie mieszkańców, dlatego zaczynam od rozwijania współpracy z radami osiedlowymi. Podchodzę do tego systemowo, układam strukturę, wyznaczam zadania. W urzędzie są zmiany kadrowe. Tworzymy m.in. nowy wydział polityki społecznej, na podbudowie wydziału zdrowia, który będzie miał referat ds. polityki senioralnej i rzecznika osób z niepełnosprawnościami. Rozdzieliliśmy wydział kultury i wydział sportu. W wydziale sportu wciąż poszukujemy kandydata na dyrektora. Zadania, które przed tą nową strukturą staną, to m.in. budowa aquaparku, sali koncertowej i nowoczesnej biblioteki. Ta ostatnia będzie wspólnym przedsięwzięciem miasta Rzeszowa i marszałka województwa podkarpackiego.
 
Maciej Milczanowski: Przebiegnę ultramaraton w Tunezji jeszcze raz

Maciej Milczanowski na mecie ultramaratonu.
 
Dla dr. Macieja Milczanowskiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który Sylwestra spędza z żoną i synami, rok 2021 na zawsze pozostanie tym, w którym stoczył zwycięską walkę z Saharą, przebiegając 52 km ultramaratonu Ultra Mirage. Był jedynym Polakiem w tej edycji biegu i ukończył go, mimo, że oprócz przygotowania biegowego nie miał aklimatyzacji ani doświadczenia w takich biegach. – Będę to pewnie wspominał, spacerując w sylwestrową noc z rodziną po lesie. Bo na rozświetlony Rzeszów poparzymy z daleka – mówi dr Milczanowski. – W mijającym roku udało mi się osiągnąć trzy ważne dla mnie cele. Pierwszy jest zawodowy. Skończyłem pisać książkę „Sztuka budowania pokoju” i przygotowałem wniosek habilitacyjny, który jest dla mnie sprawą fundamentalną. Ta książka to owoc 10 lat pracy, badań naukowych, więc jej wydanie to ważny dla mnie moment. Zbiegło się z awansem na zastępcę dyrektora Instytutu Nauk o Polityce UR, z czego również jestem dumny, szczególnie, że praca na uniwersytecie była kiedyś moim marzeniem. Cieszę się także, że udało mi się zrealizować cele związane z moimi pasjami: bieganiem i astrofotografią.
 
Każdy, kto obserwuje jego profil w mediach społecznościowych, wie, jak duży postęp zrobił w fotografowaniu nieba przez rok. – Dziś te zdjęcie są już bardzo przyzwoite i mogę z nich złożyć mały albumik, wspomnieniowy, by udokumentować rozwój tej pasji. Teraz złożę album zimowy ze zdjęciami Oriona i jego okolic. Nawet w druku wielkoformatowym te zdjęcia wychodzą już nieźle, ich rozdzielczość, szczegółowość jest zadowalająca – uważa dr Milczanowski. – Ale przebiegniecie ultramaratonu na Saharze jest tym, co po raz kolejny udowodniło mi, że warto marzyć i nie poddawać się. Ten bieg był czymś, co długo wydawało mi się raczej fantazją niż możliwym do zrealizowania planem. Jeszcze dwa lata temu było to nierealne. Kiedy przebiegłem linię mety w Tunezji, na wszystkich zdjęciach widać jak szeroko się uśmiecham. Realizacja marzenia, które miało się od kilku lat, jest czymś wspaniałym. To mój prywatny Mont Everest. To nie to samo, co astrofotografia, gdzie liczy się skupienie i zegarmistrzowska precyzja. W ultramaratonie pokonałem ogromne zmęczenie fizyczne, chociaż wiem, że popełniłem kilka błędów nowicjusza i w przyszłym roku zamierzam je poprawić, bo – tak – pobiegnę jeszcze raz. Na tym samym dystansie, ale mam nadzieję, że w lepszym czasie. W 2022 roku chciałbym świętować także uzyskanie stopnia doktora habilitowanego. A co do astrofotografii, zamierzam dalej poprawiać jakość zdjęć. Zakupów sprzętu już nie planuję, ale tym, który posiadam, chcę po prostu wykonać lepsze fotografie nieba wiosną i latem. 
 
Patrząc na dotychczasowe wykonanie noworocznych planów, i te zapewne uda się dr Milczanowskiemu zrealizować. Imponuje konsekwencją swoim znajomym i bliskim. – Żona mówi, że kiedy coś sobie postanowię, to może minie rok-dwa, ale dopnę swego. Tak było z doktoratem na UJ. Pierwszy wniosek aplikacyjny uniwersytet odrzucił, potem byłem na misji w Iraku i nie było czasu na pracę naukową. Ale kiedy wróciłem, po dwóch latach znów aplikowałem na UJ, do tego samego profesora, do tej samej komisji, i zostałem przyjęty. Podobnie było z bieganiem. Wielu moich znajomych sprzed lat wie, że nie znosiłem tego, a tu nagle przebiegłem maraton na pustyni. Warto zatem mieć marzenia, ale też warto, aby były w naszym zasięgu. Jeśli postawimy sobie nierealne cele i ich nie zrealizujemy, wpłynie to na naszą psychikę, osłabi wiarę w siebie. Dlatego ultramaratonu nie zakładałem jeszcze trzy lata temu, ale już dwa lata, po przebiegnięciu maratonu rzeszowskiego, doszedłem do wniosku, że mam szansę pokonać także pustynię. Kiedy osiągniesz jedną, mniejszą rzecz, zaczynasz wierzyć, że również większe możesz osiągać. Taką wiarę dał mi wcześniej doktorat – przekonałem się, że mogę uczyć się na samych piątkach, mieć średnią 5,5, podczas gdy w technikum w Sanoku do orłów nie należałem – przyznaje się dr Milczanowski.
 
Trzeba mierzyć siły na zamiary, mieć samozaparcie, wewnętrzny ogień. – Kiedy coś przynosi nam satysfakcję, to łatwiej w takiej dziedzinie osiągnąć coś znaczącego. Jacek Santorski opracował koncepcję jeża – szukanie tego, co się przyda, co przyniesie pożytek – stabilizację zawodową i finansową, ale jednocześnie da satysfakcję. Kiedy znajdziemy taki obszar, będziemy się w nim realizować. Tak staram się szukać i swojej drogi. Na tym polega myślenie strategiczne – trzeba widzieć także swoje przyszłe kroki, a nie tylko dzisiejszy dzień. Prof. Zimbardo pisze o paradoksie czasu – musimy widzieć swoją przeszłość, to, co osiągnęliśmy gdzie jesteśmy w tej chwili, ale też, gdzie chcemy być w przyszłości. A przyszłość można budować bardzo ciekawą. Warto to robić – radzi strateg i przypomina: – W końcu życie mamy tylko jedno.


 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy