Reklama

Ludzie

Krystyna Lenkowska wspomina Janusza Szubera

Krystyna Lenkowska
Dodano: 08.12.2020
52310_szuber
Share
Udostępnij
Od początku naszej znajomości z poetą Januszem Szuberem, w roku 2000 w Przemyślu (V Przemyska Wiosna Poetycka), miałam przekonanie, że jest to nieoczekiwany dar spotkania. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, jaki będzie rozmiar tego daru. 
 
Przyszło mi wkrótce poznać poezję Szubera dogłębnie, bo szczęśliwym zrządzeniem losu udawało mi się inicjować nasze spotkania na szczycie, czy to w formie wywiadu (Zeszyty Literackie), czy wydania książki („Las w lustrach”, Wydawnictwo YES 2001, obrazy: Henryk Waniek), czy recenzowania jego książek poetyckich m.in. za sprawą Magdaleny Rabizo-Birek (1) , red. nacz. „Frazy”, i jej wiary w moją kompetencję krytyczną.  
 
Dar poezji to jedno, a dar poetyckiej przyjaźni to druga strona naszego z Szuberem „konkubinatu”, jak sam raz publicznie zażartował. I tym samym chcę przypomnieć o czarnym humorze, który go nigdy nie opuszczał. 
 
W ciężkich chwilach dzwoniłam lub pisałam do Janusza w sprawach swoich różnych dolegliwości cielesnych lub duchowych, wiedząc, że narażam się na śmieszność nawet we własnych oczach. Nie było tajemnicą, że Janusz od lat skazany był nie tylko na niepełnosprawność, ale potworne cierpienie fizyczne i tysiące codziennych ograniczeń. Jednak nigdy nie umniejszał cudzych bóli egzystencjalnych. I to właśnie był ten drugi dar spotkania.
 
Mówił: „(…) Przypuszczam, że gdyby moje życie potoczyło się inaczej, to zapewne i pisanie, jeśliby w ogóle do takiego doszło, byłoby inne. Ale trudno tutaj taki wariant opisywać. Więc na zakończenie konstatacja, którą zamykam także moje Niedźwiedzie.(2)
 
Żadnych objawień – same tautologie […]
były czym były, idem per idem: różą tożsamości”. (3)
 
Cenny w tej relacji był również kontekst antygwiazdorski Janusza. Nie otaczał się akolitami, klakierami. Poza zastępem sanockich lekarzy i pielęgniarzy, zadawał się ze znajomymi i przyjaciółmi, z którymi godzinami rozmawiał telefonicznie lub zapraszał do swojego klimatycznego mieszkania w sanockim Rynku, bo był człowiekiem niezwykle towarzyskim. Spotkałam tam Antoniego Liberę – pisarza, tłumacza, reżysera teatralnego z Warszawy, Vasyla Machnę – ukraińskiego poetę i prozaika z Nowego Jorku, Henryka Wańka – malarza, pisarza, miłośnika Śląska, panią Ludmiłę od najpiękniejszego ogrodu w Sanoku. Janusz kontaktował się również z rozległym gronem pisarzy podkarpackich – od Andrzeja Stasiuka, Augustyna Barana, po poetów „Frazy” i „Nowej Okolicy Poetów”. Ale nade wszystko przyjaźnił się ze swoją kuzynką Grażyną Jarosz, zamieszkałą w Norwegii, dzięki wsparciu której zaistniał po praz pierwszy jako publikujący poeta.
 
Zastanawiał się, kim jest, pisząc, świadom wymogów warsztatu, ale i nieustannych pokus szalbierstwa: Poeta – ale z czyjego nadania, osobnik podejrzany, bo uzurpujący sobie tytuł (najczęściej na wyrost) i wynikające stąd przywileje mówienia za siebie i w imieniu innych, z uporem godnym lepszej sprawy, dobrowolny galernik formy najczęściej nieosiągalnej, mizdrzący się w łóżku hojnego mecenasa albo wpół zgięty w jego antyszambrach, i nie ma co ukrywać: w większości producent rzeczy spartaczonych, podróbek, rzadko arcydzielnych, utworów niekoniecznych, krótko i z wielką wrzawą nazywanych literaturą. (…) Jeśli nie kanalia – to pasożyt z sygnaturą poety – jak choćby Congericolakabatai czy Kabatarinapattersoni – a stąd już całkiem blisko do pasożytnictwa i pasożytowania – jak według świadectwa Josifa Brodskiego, władze pewnego byłego Imperium, określały działalność swoich wielkich poetów. (4)
 
Doświadczeniem, które wpłynęło na taki a nie inny sposób inwentaryzowania wyobraźni Szubera, była może jego choroba. Motyw umierania towarzyszący mu od kilkudziesięciu lat był dialektycznie równoważony przez różne przejawy miłości i oddania. Mitologizując Sanocczyznę, poeta na każdym kroku składał hołd ziemi, która zastąpiła mu tak zwany „szeroki świat”, rodzinę, te wartości, które wcześnie utracił, lub szanse, które nie były mu dane, i tym samym to ona stała się jego najważniejszym mikro i makro-kosmosem.
 
Ta poezja to również tysiące dowodów czułości do żywych i umarłych bliskich, postaci historycznych, ludzi ze świata kultury, z którymi się autor identyfikował, jego mistrzów czy też do przypadkowych osób, które stawały się nieodzownym elementem tego poetyckiego świata. Fascynujące było jakby codzienne zaprzątanie poety tym, co niepochwytne, co już było i jest (czyli w chwili wyrażania stawało się było), tak jakby oba były na jednym poziomie ontologicznym, „na którym Ja przenosi się poza śmierć, a jednocześnie wyzwala się z pragnienia powrotu do siebie”.
 
(…) Gdyby żyć przyszło wedle innej receptury
I ja dzisiejszy byłbym nie do pomyślenia
Dla siebie i dla nich na jakimś
Zjeździe rodzinnym u jednego z nich
Przy piołunówce i kiełbasie z rożna.
 
O, jaka mnogość możliwości
I jakie bogate album! (…) (5)
 
Prapoczątkiem, praprzyczyną, osią tej najważniejszej granicy, która nie jest tożsama z sensem, jest coś, co na powierzchni tak łagodnie konstruuje przestrzeń poetycką, a podskórnie jest wyczuwalne jako katastrofa kosmiczna Onego (On-Ona-Ono – podmiotu lirycznego wierszy Szubera), która rozbiła, zdekonstruowała sens do tego stopnia, że można było już tylko zawierzyć samookreślaniu tożsamości, płciowości i własnemu poszukiwaniu harmonii. Jak u poetów Holocaustu lub innego tragicznego rozczarowania rzeczywistością, Aleksandra Wata, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza, zostało jedynie podążanie ku porządkowi, ku harmonii sztuki, w niej szukanie oparcia. 
 
Czasem (rzadko, wydawać by się mogło) tę sepię „tunelów kreciej nocy” rozjaśnia mała impresjonistyczna plamka jak wschodzące słońce z obrazu Claude’a Moneta: „czerwona wstążka”, „paradne ubranko z bordowego welwetu”, „perłowy obłok”, „papuzie góry” Kalnicy koło Sanoka, oglądane okiem Wincentego Pola. Choć należy tu raczej powiedzieć, że jest to słońce, „co właśnie za Bieszczad zachodzi”. 
 
Od nas samych, czytelników, widzów, słuchaczy, smakoszy poezji Janusza Szubera, zależy, jakich kolorów i zapachów dodamy do tego czarno-białego lub sepiowego snu. Jakie będą nasze „sargassowe morza” i „mandylion na desce z beczki po kapuście. / I na trzonku łyżki tłusty, zezowaty diabeł”. Z Breugla, Szubera lub własnej głowy. I jak wysoko wzniosą się nasze chagallowskie „czworonogi kanap (co) wbiegły na swój / Wypłowiały zodiak, gubiąc po drodze / Podkówki z bilonem”.
 
Moim zdaniem, poezja Janusza Szubera nie zatoczyła jeszcze należnych mu kręgów, a jedynie wąskie, zbyt wąskie, grono znawców i wielbicieli w Polsce i za granicą. I choć jego wiersze przełożono na 16 języków, nawet Hindi, i choć poza Polską pojawiły się m.in. w pismach The New Yorker, Poetry, La Poligrapfe, Books in Canada czy Die Horen, i choć w czerwcu 2009 roku prestiżowe nowojorskie wydawnictwo Alfred A. Knopf opublikowało wybór wierszy Szubera "They Carry a Promise" w tłumaczeniu Ewy Hryniewicz-Yarbrough, osobiście czułam i czuję niedosyt obecności tej poezji na ustach literackiego świata. Mam nadzieję, że uważna krytyka to zmieni w niedalekiej przyszłości. Szkoda tylko, że nie za życia poety.
 
                                    EPIGRAM
                          pastisz dla Janusza Szubera
 
Jest gdzieś taki las los Januszu
w którym twoje kroki jak przesypywanie soli
i każde źdźbło igliwia w zadziwionym oku
jest takie okno ono skąd widać Sanoki
z każdej strony lustra i eonu
a wszystko tu mam czyli nie mam
w geometrii wiersza i sensu jej dotykam 
dziurawym szkieletem. (6)
 
P.S. „Pamiętaj, Krysiu, odbierz od Janka Wolskiego (7) dla Ciebie odłożony egzemplarz mojej ostatniej książki pt. „Zdrój uliczny” (8). (Janusz Szuber w rozmowie telefonicznej ok. 20 września 2020).
 

(1) Dr hab. prof. UR Magdalena Rabizo-Birek, Instytut Polonistyki i Dziennikarstwa UR, redaktorka naczelna kwartalnika "Fraza", współredaktorka (z Jolantą Pasterską) monografii "Poeta czułej pamięci. Studia i szkice o twórczości Janusza Szubera" (Rzeszów 2009).
(2) Tam, gdzie niedźwiedzie piwo warzą. Janusz Szuber, Wydawnictwo BOSZ 2004
(3) Zeszyty Literackie nr 87 (2004 nr 3)
„Róża tożsamości. Rozmowa z Januszem Szuberem” (wywiad: Krystyna Lenkowska)
(4) PRACOWNIA 2003 nr 31 (1/2003) (wypowiedź: Janusz Szuber w eseju Krystyny Lenkowskiej pt. „Pokolenie fantomów”)
(5) Janusz Szuber, Kot i mysz, z tomu Czerteż
(6) w: „Tato i inne miejsca” Krystyna Lenkowska, Wydawnictwo Miniatura 2010
(7) Dr Jan Wolski, Instytut Polonistyki i Dziennikarstwa UR, redaktor „Frazy", wydawca serii "Biblioteka Frazy", przyjaciel Szubera, inicjator i edytor wydania tomów jego wierszy Entelechia/Entele, Próba dębu, Emeryk u wód 
(8) „Zdrój uliczny” (8 wierszy) Wydawnictwo Fraza, idea i opracowanie „Duet Wolwo”, czyli Grzegorz Wolański i Jan Wolski. Redakcja: Jan Wolski; nakład 73 egz., które Janusz Szuber mozolnie ponumerował. 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy