Reklama

Ludzie

Opowieści turystyczne czas zacząć. Felieton Magdy Louis

Magda Louis
Dodano: 04.05.2018
38657_madzia
Share
Udostępnij
W kraju, w którym byłem, siedem godzin lotu… tak lakonicznie rozpoczynał swoje opowieści turystyczne pewien znajomy ksiądz. Nie chciał nigdy wyjawić gdzie był, pod jaką szerokością geograficzną opalił swoją przystojną twarz i golenie, które żeby nie wiem jak ostrożnie siadał w fotelu, zawsze wyłaziły spod nogawki. Parafianie zgadywali, zazdrościli, przede wszystkim jednak przeliczali, ile na taki wyjazd poszło z tacy, a ile z innej puli. Ja zgadywałam najtrafniej, ponieważ tak się w moim życiu szczęśliwie składało, że wiele miejsc, nowocześnie mówiąc – destynacji – zwiedziłam. 
 
Zbliża się sezon urlopowy, ludzie rekomendują i odradzają sobie nawzajem, gdzie warto, gdzie nie, biura podróży zaczynają żniwa. Jedni chcą jechać tam, gdzie prawie wszyscy znajomi już byli, inni wolą kierunki mało znane, powodowani ciekawością, może też próżnością, bo kto pierwszy, ten w towarzystwie ważniejszy. Jeśli jest pieniądz, można swobodnie palcem po globusie żeglować i gdzie fantazja wskaże, tam się leci. U mnie pieniądz średni, zatem palec jest surowo kontrolowany przez zdrowy rozsądek – mniej fantazji, więcej matematyki. Pewnie w ogóle nigdzie nie pojadę i w cieniu czereśniowego drzewa przesiedzę lato wspominając kraje, w których byłam…
 
Dawno temu, pragnę zaznaczyć, jeździłam po dalekim świecie i zbierałam doświadczenia. 
 
Dominikana – zamknięci w „rezerwacie” jedliśmy „ośmiorniczki” i piliśmy lokalnie produkowany rum. Za siatką kompleksu pięciogwiazdkowego roztaczała się skrajna bieda, przez prześwity w siatce małe rączki prosiły o dary. Wyjście z „rezerwatu” skończyło się szybko, turyści angielscy i amerykańscy popsuli sobie humory widokiem Dominikany nieogrodzonej „drutem kolczastym”. Czarnoskórzy kelnerzy, młodzi mężczyźni na usługach gości hotelowych, oferowali samotnym paniom seks i miłość. Szło im nieźle. Skrawek hotelowej plaży był czysty i zacieniony olbrzymimi palmami. Woda turkus, rybki czarno-żółte, piasek gorący.
 
Dubaj – kocham patrzeć na dźwigi! Fotografuję dźwigi, macham do nich z daleka… Wielki plac budowy, a budowle jak z fantazji szalonego architekta. Pustka w centrum handlowym, poza kilkoma szpanerami, którzy do Dubaju przyjechali zjechać na nartach z małej górki. Temperatura na stoku – 4. Poza hotelem zjesz dobrze, ale nie popijesz winem, bo taka to hipokryzja lokalna …. W nocnym klubie, w hotelu, na pustyni alkohol serwują, ale w restauracji, gdzie najbardziej smakuje pod rybkę czy steka, to już nie. Na stół kelner stawia litr… wody. Na plaży hotelu Hilton sami Rosjanie, kapitańskie czapki na olbrzymich głowach i czarne gacie kąpielowe, jakie kiedyś chłopcy zakładali na zajęcia z wu-efu. U boku piękne, młode żony w szpilkach, metr dalej osowiałe, czarno i szczelnie ubrane babuszki przywiezione z Rosji –  opiekunki do dzieci. Od 12.00 Rosjanie jedli kurczaki, wypijali hektolitry piwa i szampana, ale zachowywali umiar, ponieważ wieczorem startowali na miasto zabawić się grubiej. Nocami po ulicach między hotelami kręciły kółka luksusowe auta w kolorze mlecznej kawy. Odkryte dachy, białe szaty, Arabowie bawili się bezgłośnie. 
 
Bangkok – w drugim dniu pobytu udusiłam się! Tam już dawno skończyło się powietrze. Zwiedzałam boso świątynię i pałac oraz „animal park” na obrzeżach miasta, gdzie pokazano nam basen dla kalekich aligatorów. Te skręcone w ósemkę paszcze i te smutne oczka… śnią mi się po nocach. Pokaz ze zdrowym aligatorem polegał na włożeniu mu do paszczy głowy. Wszystko skończyło się pomyślnie. 
 
Meksyk – zatrucie pokarmowe, 24h jak najbliżej WC. A przestrzegali Amerykanie, nie jedzcie poza hotelem, ale kto by tam Amerykanów słuchał. W naszym hotelu na weekend zakwaterowano prawdziwą meksykańską rodzinę, dorośli wchodzili do wody w ubraniach, dzieci robiły kupki, gdzie im wypadło, najrzadziej w toalecie. Potem było pięknie, piramida w ChichénItzá (nie weszłam na szczyt, ale córka moja weszła i nie spadła, co jest cudem, bo schody nie miały żadnego zabezpieczenia) i charyzmatyczny przewodnik, prawdziwy potomek Majów, który tak opowiadał, że zapamiętałam prawie wszystko! 
 
No i skończyła się kartka, a tyle jeszcze chciałam powspominać! 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy