Reklama

Ludzie

Witaj szkoło! Felieton Magdaleny Zimny – Louis

Magdalena Zimny - Louis
Dodano: 06.09.2017
34292_Madzia
Share
Udostępnij
W mediach buchnęła kampania reklamowa skierowana do rodziców szykujących swoje pociechy do nowego roku szkolnego. Każdy kochający rodzic dostaje z ekranu wskazówkę, żeby nie powiedzieć zawoalowany rozkaz, czym nakarmić dziecko, aby było mądre, zdrowe, aktywne i uśmiechnięte. Czym? Ano wszystkim kolorowym, wybuchającym w ustach, słodkim i gęstym. Rekordy popularności biją żelki. Niech sobie dziecko zje na długiej przerwie czerwonego węża, fioletową żabkę, czarnego misia i robala w fioletowo-żółte paski, garść stworków naszpikowanych syropem skrobiowym, substancją zagęszczającą i glazurującą, regulatorami kwaśności oraz barwnikami. Ostatecznie producent napisał na opakowaniu, że ten rodzaj żelek może powodować nadaktywność u dzieci, cóż… przecież każdy rodzic chce mieć dziecko aktywne, a nie jakąś ciapę która się pod ścianami przemyka do szatni i po kątach chlipie bez wyraźnego powodu. Zanim pewne żelki z dopalaczami wycofano z rynku, niejeden dzieciak leciał na wysokości lamperii nie wiedząc nawet co go goni. 
 
Napoje i nektary tańsze są od soków, kolory mają żywsze, smaki bardziej zmieszane, więc doskonale się nadają do popicia żelek. Że tam w kartoniku kilo cukru na centymetr sześcienny, to już sprawa dla cukrzyków, zdrowi rodzice zdrowych dzieci interesować się szczegółami nie muszą. 
 
Gimnazjaliści i licealiści za drobne od mamy kupują gumę do żucia a ta, jak powszechnie wiadomo, zawiera poliizobutylen, czyli substancję stosowaną do produkcji rur i izolacji elektrycznych.  
 
Wszyscy jednomyślnie kochają ciągutki oblepiające zęby. Nie wiadomo do końca, co dokładnie powoduje ciągnięcie, ale na pewno zawierają cukier, sztuczne dodatki, konserwanty oraz tłuszcze trans. Po kilkuletnim jedzeniu  wafelków oraz landrynek niektóre dzieci zaczynają świecić w ciemnościach, inne mają próchnicę, wysoki cholesterol, słabe serce i 100 centymetrów w pasie. 
 
A reklama nie odpuszcza ani na ćwierć – dodają jeszcze więcej kolorów, reklamowe matki są piękniejsze i szczuplejsze, ojcowie nie pijący, dołożyli kudłatego psa, zieloną murawę widoczną z okna oraz piękną lodówkę niczym skarbiec ze srebrnymi drzwiami. W takiej pięknej kuchni, w towarzystwie idealnej rodziny poleca się jedzenie trucizny. Na przykład Nutelli, którą Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności uznał w swoim raporcie z 2016 roku za niebezpieczną dla zdrowia. Ulubiony przez dzieci na całym świecie krem, którego składnikiem jest przetwarzany w wysokich temperaturach olej palmowy (tworzą się wówczas substancje rakotwórcze) oraz glutaminian sodu, emulgator i co tam jeszcze gorszego, ukrytego w nazwie – sztuczny aromat „ wanilina”, znika z półek europejskich sklepów, ale u nas wciąż jeszcze mniam, mniam. 
 
Coś jak Roundup – najpopularniejszy środek na chwasty, zawierający gilfosat, powodujący co stwierdzone i udokumentowane, uszkodzenie DNA u ludzi. W USA i Europie na czarnej liście lub wycofywany ze sklepów jak na przykład we Włoszech, u nas dalej beztrosko pryskamy i wdychamy. 
 
Dzieci szkoda, dzieci nie muszą wszystkiego wiedzieć i znać się na sprytnych trikach reklamowych, odróżnić zdrowe od trującego, dające życie od śmiertelnego, od tych decyzji – co zjeść a co wypluć – powinni mieć mądrych rodziców. 

Rodzice chcą dobrze, sami rzucili palenie odkąd na paczkach papierosów pojawiły się obrazy pacjentów szpitala z rurkami w krtani i zakrwawioną chusteczką przy ustach. Na takie ostrzeżenie każdy zareaguje. Alkohol też by rzucili, gdyby na etykiecie pojawił się mąż bijący żonę, kierowca przejeżdżający przechodnia na pasach, szaleniec z nożem ścigający sąsiada, lub choćby trupia czaszka, ale dopóki na etykiecie butelki wódki widnieje Chopin, Belweder, żubr, ośnieżone szczyty górskie czy gąska znaczy, że pić można śmiało, bo to zarówno kulturalnie jak i zdrowo. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy