Reklama

Ludzie

Wakat po Panu Bogu. Felieton

Jarosław A. Szczepański
Dodano: 20.10.2015
22848_IMG_5862
Share
Udostępnij
Ustawa o uzgodnieniu płci na razie wylądowała tam, gdzie jej miejsce, czyli w koszu. Jednak wcześniej czy później problem powróci, bo świeżo zawetowana przez prezydenta ustawa jest zaledwie kroczkiem, ale bardzo ważnym, w realizowanym przez zachodnią lewicę "wielkim marszu przez instytucje" ogłoszonym w latach międzywojennych przez włoskiego marksistę Antonio Gramsci`ego, a rozpoczętym na światową skalę w burzliwym roku 1968 w Europie Zachodniej. Gramsci był pierwszym komunistycznym intelektualistą, który uznał, że rewolucja w Rosji na dłuższą metę nie ma szans, dlatego po jakimś czasie sowiecki eksperyment upadnie. 
 
Włoski marksista uważał, że trzeba najpierw zmienić mentalność społeczeństwa, rozprawić się z chrześcijaństwem i jego wpływami w sferze kultury i życia społecznego, obalić wmówiony nam przez chrześcijaństwo model rodziny. W tym celu trzeba konsekwentnie, skrupulatnie opanowywać instytucje kultury, środowiska opiniotwórcze, uniwersytety, kościoły i media. Ta wielka żmudna praca w dziedzinie – jak to się określa w klasycznym marksizmie – nadbudowy sprawi, że w pewnym momencie pełnia władzy trafi, już na trwałe, w ręce komunistów, choć oni sami tego słowa unikają. Wolą się nazywać "nowoczesną lewicą" bądź "liberalną lewicą".

Dlaczego zawetowana przez Andrzeja Dudę ustawa jest tak dla lewaków ważna? Bo ma być prawnym katalizatorem przyspieszającym skutki walki z tradycyjnym modelem rodziny. Umożliwia ona zmianę płci na życzenie właściwie. Wystarczy, że dany facet czuje się wewnętrznie kobietą albo dana kobieta mężczyzną i to już jest podstawa do złożenia wniosku w sądzie. Trzeba jeszcze tylko dołączyć opinię psychiatry i seksuologa, a to przecież drobiazg. Sąd ma trzy miesiące na wydanie orzeczenia. Oczywiście może orzec wcześniej, byle nie później. Uzgodnienie płci jest znakomitym sposobem na obejście obowiązującego jeszcze w Polsce kodeksu rodzinnego nie przewidującego tzw. małżeństw homoseksualnych. Zresztą, w Polsce do pokonania jest Konstytucja, która – póki co – mówi wyraźnie, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Zatem wnioskodawca-mężczyzna, który czuje się kobietą lub wnioskodawca- kobieta, która czuje się mężczyzną, zgłasza się do wyznaczonego przez ustawodawcę sądu, aby to potwierdził. Najdalej po trzech miesiącach właściwy USC musi wydać nowe świadectwo urodzenia i załatwić nowy PESEL. W ten genialnie prosty sposób, zgodnie z Konstytucją, pary homoseksualne mogłyby stawać się małżeństwami zgodnie z prawem!
 
Tak by to wyglądało, gdyby prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o uzgodnieniu płci. Oczywiście związki de facto homoseksualne, ale de iure dwupłciowe mogłyby legalnie starać się o adopcję dziecka. Żeby było śmieszniej zawetowana ustawa nie stawia żadnych przeszkód, aby ktoś, kto ma na to ochotę, zmieniał płeć dowolną ilość razy.
 
Takie wynalazki, jak ustawa o uzgodnieniu płci, stawiają pod znakiem zapytania prawa biologii. Można sobie wyobrazić, że po ostatecznym zwycięstwie "wielkiego marszu przez instytucje" nowa wspaniała nowoczesna władza uzna na przykład, że należy zakazać płodzenia potomstwa w drodze stosunku płciowego heteroseksualnego, bo: 1) utrudnia ono racjonalną politykę demograficzną; 2) dyskryminuje pary homoseksualne. Można domniemywać, że w takim nowoczesnym raju dopuszczalne byłoby wyłącznie zapłodnienie in vitro, które: 1) pozwala prowadzić w pełni racjonalną politykę demograficzną; 2) zachować idealny parytet między płciami; 3) uniknąć poczucia zachwiania równości między parami homo i heteroseksualnymi.

Może ktoś powiedzieć, że to jakaś niewydarzona totalitarna wizja przyszłości. Ale taka jest przecież logika "wielkiego marszu przez instytucje". Żaden totalitaryzm nie głosił, że ma totalitarne zapędy. Przeciwnie, ideolodzy wszelkich totalitaryzmów posługują się wręcz nachalnie retoryką równościową, odmieniają słowo "demokracja" przez wszystkie przypadki i mówią, że chcą tylko jednego: naszego szczęścia. A tak się dziwnie składa, że najważniejszą przeszkodą na drodze do tego szczęścia jest tradycyjna rodzina i religia, przede wszystkim chrześcijańska, a największym źródłem nieszczęścia jest katolicyzm.
 
Z totalitarystami tak już jest, że jak im się wydaje, że wręczyli Panu Bogu wypowiedzenie, to natychmiast zajmują wakat po Nim.
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy