Podczas szaleństwa okołowyborczego, gdy zadawano kandydatom z pianą źle skrywanej satysfakcji na ustach pytania niezręczne, głupie, czasami całkiem nie na temat, czekałam niecierpliwie, aż ktoś zada to jedno, zasadnicze: Po jaką cholerę chcesz pan być Prezydentem? Obywatelu, chyba zgodzisz się ze mną?
Kto będąc przy zdrowych zmysłach wściekle walczy o to, aby przez pięć lat siedzieć w pomieszczeniach urządzonych przez inne małżeństwo, kilka razy w tygodniu ściskać spocone dłonie wystraszonych urzędasów i przypadkowych przechodniów, pić wódkę tylko późną nocą nad kuchennym zlewem, kiedy służba pójdzie spać, nie obmacywać siostry szwagra, nie śmiać się ze świńskich dowcipów o zakonnicach, nie chodzić po sklepach z reklamówką Biedronki, nie leżeć na plaży kanaryjskiej w samych gaciach. Komu się pali do życia w ciągłym stresie, że lada dzień brukowiec podły wyciągnie historię, o tym jak w dziecieństwie dmuchał żabie w tyłek przez słomkę i patrzył jak puchnie, czym pierwszy raz zaimponował swoim przyszłym wyborcom. Albo wyjawi elektoratowi, iż Pierwsza Dama miała dwóję z wuefu przez wszystkie osiem lat podstawówki a fałszywe zwolnienie lekarskie przez następne cztery, dlatego teraz jest taka nieruchliwa i krzywo chodzi. Tabloidy na zlecenie konkurencji rąbną na pierwszej stronie fotografię kandydata z przyklepaną fryzurą z legitymacji szkolnej i odstające wąsy z pierwszego paszportu, szybko narodowi przypomną, że dwadzieścia lat wstecz Prezydent powiedział – poszłem – i napisał – Grzegżułka. Pani polonistka najechana z kamerą TVN w maleńkim mieszkanku chętnie potwierdzi, że był zdolny, ale leniwy, niezbyt lubiany przez kolegów z klasy.
Dzień przed wyborami na światło dzienne wywleką co podpisał jako TW Albatros, albo ten rozdział niechlubny z młodości opiszą – handel dolarami pod Pewexem i interes ze szwagrem w szklarniach. Przeliczą mu kilometrówkę za służbowe wyjazdy od II Wojny Światowej, a jak nie znajdzie biletu na Ryanair sprzed siedmiu lat, za który zapłacił z własnych oszczędności, to będzie musiał dołożyć się do remontu kapitalnego wszystkich F16 jakie armia, którą na papierze dowodzi, zakupiła dla szpanu i trzyma w hangarze, żeby się nie zakurzyły. I ten zegarek, który mu babcia Krysia na Komunię sprezentowała będzie musiał prawdopodobnie oddać, bo nie został na czas zadeklarowany i tylko bardzo dobry układ towarzyski uratuje jego 100-metrowe mieszkanko kupione za 300 złotych w centrum Warszawy.
Pod Pałac będą mu co rusz jakieś demonstracje przychodzić drzeć ryja i petardy rzucać, ciągać go będą na negocjacje do wściekłych pielęgniarek z nieogolonymi nogami i usmolonych górników z brakująca górną dwójką oraz na parady gejów, krasnali, krawcowych i sprzedawców plastrów wodoodpornych. Jak nie wyjdzie do protestów to zrobią jego ohydną kukłę i spalą, oponę dorzucą, żeby się dłużej czarnym dymem jarała. No i te wyjazdy zagraniczne! Strojenie głupich min do tych gładkich cwaniaczków w niebieskich koszulach z zakasanymi rękawami, co tylko po angielsku gadają, knując nieustanie. Godziny w rządowym samolocie, który wiadomo, w każdej chwili się może rozlecieć albo o coś zahaczyć, potem godziny jeszcze dłuższe na uroczystościach ku pamięci, kiedy człowiekowi sama głowa leci i oko się przymyka, a paparazzi tylko czeka, żeby właśnie wtedy pstryknąć. Trzech przemówień trzeba wysłuchać i jedno wygłosić zanim coś do jedzenia podadzą!
Obywatelu o zdrowych zmysłach, chciałbyś?