Reklama

Lifestyle

Zobacz jesień w Bieszczadach na filmie braci Kłysewiczów

opr. Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 05.11.2017
1035_bieszczady
Share
Udostępnij
Gorąco zachęcamy do obejrzenia filmu Marcina i Krystiana Kłysewiczów „Bieszczady jesienią”. Choć trwa on tylko 5 minut, to  nikogo nie rozczaruje. Trudno zresztą, żeby było inaczej: Bieszczady jesienią to wyjątkowo wdzięczny temat do filmowania i fotografowania. Mówi się, że o żadnej innej porze roku nie wyglądają one tak pięknie jak wtedy.
 
Film braci Kłysewiczów został zrealizowany w technice poklatkowej. Jest ona niezwykle pracochłonna: na jedną sekundę filmu trzeba wykonać 25 zdjęć. A zatem bywa, że na zebranie materiału na jedną scenę trzeba poświęcić nawet kilka godzin. Aby pokazać Bieszczady w ciągu zaledwie 5 minut, Marcin i Krystian musieli wykonać w sumie ponad 24 tysiące zdjęć.
 
– Odwiedziliśmy Jeziora Duszatyńskie, Rawki, Połoninę Wetlińską, Krywe i Połoninę Caryńską – opowiada Marcin Kłysewicz. – Na wszystko mieliśmy 4 dni, dlatego, Krystian musiał jeszcze wrócić w Bieszczady, by sfotografować parę dodatkowych scen, jak chociażby zachód słońca, którego – ze względu na warunki pogodowe – nie udało się nam wcześniej uwiecznić.
 
Ponieważ cztery dni to tak naprawdę niewiele, bracia nie tracili czasu.  Ich dzień pracy zaczynał się około dwóch godzin przed świtem, a nawet wcześniej. Jeśli było widać gwiazdy, ruszali na wyprawę, by „złapać” wschód słońca. – Niestety, tylko jednego dnia mieliśmy na tyle szczęścia, że podczas wschodu było widać słońce zza chmur – opowiada Marcin. – Pogoda nas nie rozpieszczała – sporo padało, przez znaczną część czasu, który przeznaczyliśmy na fotografowanie, niebo było zachmurzone. Niestety, na filmie to widać – momentami chmury pędzą jak szalone. Mimo to udało nam się zebrać wystarczającą ilość materiału, by zmontować film pokazujący bieszczadzką jesień za pośrednictwem naszych obiektywów.
 
Obróbka 24 tysięcy zdjęć nie należy do łatwych, dlatego przez około miesiąc je edytowali. Ponad tydzień zajęło przygotowanie muzyki oraz zmontowanie materiału. – Mieliśmy momenty grozy – przyznaje Marcin. – Pierwszego dnia, zanim wykonaliśmy jakiekolwiek zdjęcia, nasz samochód wylądował w rowie. W trakcie prac nad muzyką komputer uległ awarii, co groziło utratą danych z kilkudniowych prac. Udało się jednak i każdy może wybrać się z nami na kilkuminutową wyprawę w Bieszczady.
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy