Grzegorz Chudzik, naczelnik Grupy Bieszczadzkiej GOPR, radomiak, który życie związał z Bieszczadami i od 10 lat w Sanoku „gazduje” Grupie Bieszczadzkiej oraz Andrzej Potocki, dziennikarz, reportażysta, autor ponad 20 książek o Bieszczadach i Beskidzie Niskim, byli gośćmi debaty – „Wakacje w Bieszczadach to nie obciach”, która w poniedziałek w ogródku Kawiarni Wiedeńska w Rzeszowie odbyła się w ramach cyklu spotkań BIZNESiSTYL.pl „Na Żywo”. Bo Bieszczady to nie tyle kraina geograficzna, co klimat miejsca, którego nie znajdziemy nigdzie indziej na świecie, pod warunkiem, że wejdziemy na widokowy szczyt Dwernik – Kamień, spędzimy choć jeden dzień w Mucznem i dolinie górnego Sanu, a przed wyjazdem na chwilę przystaniemy w greckokatolickiej cerkwi w Łopience, która od XIII wieku była najważniejszym miejscem kultu maryjnego na terenie Bieszczadów.
Że Bieszczady i Beskid Niski są jednymi z najatrakcyjniejszych przymiotów regionu, nie podlega dyskusji. Pytanie tylko, czy sami mieszkańcy Podkarpacia mają tego świadomość i czy świadomie oraz trafnie potrafimy te unikatowe miejsca promować w Polsce i na świecie.
– Mając do wyboru wczasy w Egipcie, albo w Turcji, oczywiście, że wybieram Bieszczady i nie mam absolutnie żadnego poczucia obciachu, bo czy w Egipcie rozbiję namiot i przez trzy dni pobędę sam ze sobą, swoimi myślami, do tego w prawdziwej głuszy? Nie, a w Bieszczadach ciągle mam tę możliwość – mówił Andrzej Potocki. – Oczywiście, każdy człowiek musi szukać swojego miejsca.
Bo kto dziś przyjeżdża w Bieszczady?
– No właśnie – zastanawiał się Grzegorz Chudzik, naczelnik Grupy Bieszczadzkiej GOPR., – Bo chyba czas odczarować mit, że są to dziewicze, dzikie góry, jak to zostało pokazane w słynnym filmie z lat 50. – „Ranczo Texas”, który kręcony był w Bieszczadach, a ten fałszywy obraz Dzikiego Zachodu pokutuje do dziś. Bieszczady i Beskid Niski są zaś wyjątkowym miejscem przyrodniczym, architektonicznym, kulturowym, z bardzo bogatą i złożoną historią pogranicza, które fascynuje wiele osób.
Grzegorz Chudzik doskonale wie, co mówi, bo sam trafił w Bieszczady z niewielkiej miejscowości w pobliżu Radomia, Garbatki – Letnisko jako kilkunastoletni uczeń z wycieczką szkolną i… góry stały się jego sposobem na życie. Początkowo to były wakacje w bazie namiotowej im. Żubra Pulpita w Ustrzykach Górnych, gdzie życie poznawał w towarzystwie… Jacka Kuronia, Seweryna Blumsztajna i wielu innych znanych polskich intelektualistów. Z czasem został ratownikiem górskim, mężem dziewczyny wychowanej w tradycyjnym bojkowskim domu w Czarnej, w końcu szefem Grupy Bieszczadzkiej GOPR.
– Bieszczady są wyjątkowe na wiele sposobów – przekonywał Andrzej Potocki. – Kiedyś to było jedyne w Polsce miejsce, gdzie nie było obowiązku pracy, dlatego przyjeżdżało tu wiele „wyzwolonych” osobowości i oni tworzyli to miejsce. Być może wszędzie indziej powiedziałoby się o nich bezdomni, menele, a tutaj byli częścią tego krajobrazu. Wielu z nich z czasem pisało wiersze, malowało, rzeźbiło, albo po prostu żyło blisko natury. Ja sam, choć pochodzę z Rymanowa, przesiąkłem Bieszczadami. Gdy przyjechałem do Leska w 1972 roku, chciałem stąd jak najszybciej wyjeżdżać, po kilku latach coraz trudniej było mi sobie wyobrazić życie bez Bieszczadów. Te miejsca, ludzie, ukształtowali całe moje dorosłe i zawodowe życie, ponad 20 książek, jakie napisałem, głównie o tematyce bieszczadzkiej, to też nie przypadek.
Bieszczady to coś więcej niż połoniny
Dlatego dla jednych Bieszczady, to wyjście na Połoninę Wetlińską i dzień spędzony w kłębiącym się tłumie turystów, a potem powrót wielką pętlą bieszczadzką do domu, ale dla coraz większej liczby turystów, to miejsce nie tylko z odwiecznymi połoninami, ale i ciekawą przeszłością, którą warto odkrywać.
– Dwernik – Kamień, Bukowe Berdo, Muczne – to są moje ukochane Bieszczady – wymieniał Grzegorz Chudzik, choć nie zapomniał o wstępie do Bieszczadów, czyli o Sanoku i Galerii Beksińskiego.
Dla Andrzeja Potockiego najpiękniejsze w Bieszczadach są… doliny; górnego Sanu, okolice nieistniejącej wsi Beniowej i grób hrabiny Klary Stroińskiej oraz malownicza dolina Caryńskiego z rozległymi, dzikimi łąkami na miejscu nieistniejącej już wsi. Są tam też dwie mini-jaskinie na wzgórzu koło Nasicznego.
Dla amatorów absolutnej ciszy i samotnej wędrówki od zawsze polecam Rudawkę Rymanowską, czyli Beskid Niski – dodawał Andrzej Potocki. I wymieniał jeszcze wiele miejsc, których nie można nie zobaczyć w Bieszczadach i w Beskidzie. Choćby cerkiew w Łopience, ruiny zamku Sobień w dolinie Sanu, na terenie wsi Manasterzec, gdzie król Władysław Jagiełło bawił przy okazji wesela ze swoją trzecią żoną, Elżbietą z Pileckich Granowską, w końcu piękna, XVII wieczna synagoga w Lesku, w której dziś mieści się Galeria Sztuki z pracami wielu bieszczadzkich artystów.
Zdaniem Grzegorza Chudzika, Bieszczady często zwane „kapuścianymi górami” to nie tylko piękne, ale i niebezpieczne tereny. – Zdrowy rozsądek nigdy nie powinien nas opuszczać, połoniny mogą się zdawać banalnie łatwe, ale w ponad 50. letniej historii bieszczadzkiego GOPR-u ponad 100 osób w tych górach straciło życie. Śmierć z powodu wychłodzenia w środku lata w Bieszczadach jest czymś jak najbardziej realnym – tłumaczył Chudzik.
No bo dla kogo są góry? Dla wytrawnego piechura z plecakiem, czy może dla turysty w klapkach, który liczy na wygodne hotele i piękne widoki?
– Dla każdego – zgodnie uznali Andrzej Potocki i Grzegorz Chudzik. – Bieszczady i Beskid Niski są wyjątkowe na wiele sposobów, mimo wielu swoich ograniczeń i braków. Turysta musi świadomie wybierać i podejmować decyzję. Na pewno Ustrzyki Górne nie będą atrakcyjne dla osób szukających miejsca na spacer po deptaku. Dla nich lepsze będą Polańczyk i Solina. Ale już „człowiek góry” w Ustrzykach Górnych znajdzie kapitalną bazę wypadową na wiele najpiękniejszych szlaków w Bieszczadach. Bo… już Jerzy Harasymowicz pisał: w górach jest wszystko, co kocham. I może warto to sprawdzić.