Aneta Gieroń: Poznańska School of Form w Zagrodzie Gancarskiej w Medyni Głogowskiej. Wygląda na przypadek, ale przypadek na pewno to nie jest, że Panie tu przyjechały.
Olga Milczyńska: Rzeczywiście, to nasz pierwszy pobyt, mamy nadzieję, że nie ostatni, a dlaczego?! Przyjechałyśmy na zaproszenie Małgorzaty Wisz, która jest zaangażowana we wszystkie działania Ośrodka Gancarskiego w Medyni. Przede wszystkim chodziło o projekt, polegający na zaangażowaniu studentek z poznańskiej School of Form oraz miejscowych młodych osób zainteresowanych garncarstwem, by stworzyć nowe wzornictwo dla Medyni. W ciągu tygodnia, w skróconym procesie projektowym uczestniczki warsztatu wypracowały kilka prototypów przedmiotu użytkowego, wykonanych z lokalnej gliny i przeznaczonych do tradycyjnego sposobu wypału.
Dr Ewa Klekot: Musimy pamiętać, że to, co produkowało się w Medyni przez lata powojenne to było pamiątkarstwo i doniczki jako właściwie jedyna forma użytkowa. Wcześniej, gdy Medynia działała jako ośrodek zaspokajający potrzeby wsi w garnki do gotowania, to była zupełnie inna historia tego miejsca. Sama okolica – ubogie miejscowości, z kiepskimi glebami – w garncarstwie dostrzegła swój sposób na przetrwanie. Gdy po wojnie zainteresowanie glinianymi garnkami właściwie zanikło, ośrodek pewnie by upadł i nie dotrwał do dziś, gdyby nie wyroby dekoracyjne i pamiątkarskie. Ich produkcję stymulowała natomiast Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, potocznie nazywanej Cepelią oraz szerzej rozumiana polityka kulturalna PRL-u, w ramach której wspierano rzemiosło ludowe i folklor jako elementy wzornictwa dla miasta. Na początku lat 90. w związku ze zmianą prawa o spółdzielczości PRL–owska Cepelia przestała istnieć (choć natychmiast powstała działająca do dziś Fundacja Cepelia), a takie ośrodki jak ten w Medyni wpadły w spore tarapaty.
Co zrobić, by w XXI wieku tradycja nie tylko przetrwała, ale i była źródłem dochodu?
Dr Ewa Klekot: Przede wszystkim Medynia nie może w swej działalności ograniczać się tylko do pamiątkarstwa. Musi wrócić do wytwarzania ceramiki użytkowej i stąd m.in. pomysł Małgorzaty Wisz, by do Medyni zaprosić School of Form, do czego chętnie przystąpiliśmy, i próba wspólnymi siłami zaprojektowania form użytkowych. Tym bardziej, że użytkowa ceramika może być obecna nie tylko we wnętrzach kuchni, ale w całym domu, czy mieszkaniu. To mogą być doniczki do kwiatów, gałki do mebli, rączki do sztućców i wiele innych przedmiotów codziennego użytku. Dzięki temu wykorzystujemy tradycyjny surowiec, tradycyjne techniki, niekoniecznie przemysłowe, ale z wykorzystaniem nowoczesnego designu, który znajduje wielu nabywców.
Olga Milczyńska: Z gliny, jaka jest w Medyni, może w troszkę zmienionych warunkach wypału, czy szkliwa, można wypalać naczynia, z których można jeść, przechowywać żywność i wiele innych przedmiotów. Ceramika posiada bardzo wiele zastosowań i ciągle w projektowaniu a także w przemyśle pojawiają się nowe. Sama mam w domu kilka ceramicznych lamp, pojemniki na biżuterie, kolczyki, wieszaki, uchwyty do szuflad, świeczniki i sporo rzeczy w kuchni.
Warsztaty mają przynieść coś nowego, a siła i jakość tego ma wynikać ze spotkania się przy pracy kilku światów i doświadczeń.
Dr Ewa Klekot: Tak, trzech, może nawet czterech rożnych światów. Nasza szkoła łączy projektantów i praktyków z różnych dziedzin projektowania z osobami uprawiającymi humanistykę w sposób akademicki. Sama jestem antropolożką kultury, skończyłam też archeologię, a doktorat mam z historii sztuki, bo założenie szkoły jest takie, że projektant powinien korzystać ze współczesnych zdobyczy humanistyki. To już są dwa światy. A kolejne światy? Nie chcieliśmy tu przyjeżdżać ze studentkami, które coś zaprojektują, a lokalni rzemieślnicy będą to potem wykonywać. Od początku chodziło nam o to, by ludzie stąd nauczyli się od naszych studentek sposobu myślenia projektowego, a dziewczyny z Poznania czerpały z doświadczenia miejscowych, którzy od pokoleń żyją w środowisku związanym z garncarstwem.
Jak wyglądały prace?
Olga Milczyńska: W warsztatach brało udział 13 osób, 6 z Poznania i 7 osób z Medyni, pracujących w małych grupach projektowych. Wspólnie mieli spojrzeć na Medynie i jej okolice, ten rodzaj kontaktu otwierał im nowe horyzonty, inne spojrzenie na to co wokoło, w oderwaniu od tradycji garncarskich. Dlatego temat warsztatów brzmiał: „Medynia – właśnie stąd”. Mieszane zespoły pozwoliły też uniknąć klisz myślenia, że jestem z Medyni, z rodziny garncarskiej i wszystko, co robię, ma ludowe konotacje.
Dr Ewa Klekot: Uczestnicy mieli zdobyć nowe spojrzenie na swoje otoczenie i to przełożyć na projekty, a zadanie polegało na zaprojektowaniu świecznika i wykonaniu prototypu. Samo badanie terenowe, od którego zaczęliśmy warsztaty polegało nie tylko na patrzeniu, ale pracy wszystkimi zmysłami. Rzeczywistość, z której projekt miał powstać, miała być wpuszczona w projektanta przez wszystkie zmysły. Dlatego uczestniczki szły w teren słuchać, dotykać, wąchać, smakować…. Musiały obudzić w sobie funkcjonalne i użytkowe myślenie, ale przesycone tym miejscem, stworzyć przedmiot stąd, z Medyni. Zależało nam też, żeby wykonać to z miejscowej gliny i stosowanej tutaj polewy, a polewa, której się tu obecnie używa nie ma atestu do kontaktu z żywnością, wiec powstały świeczniki.
I… jakie są szanse na przyszłość dla Medyni?
Dr Ewa Klekot: Nie ma miejsc bez przyszłości. Potencjał budują ludzie i ich nastawienie, a tego na pewno w Medyni nie brakuje. Aby to miejsce funkcjonowało jako element dużego rynku projektowego, musiałoby zaistnieć w sieci projektowej. To nie może być ośrodek, gdzie kilka osób robi pamiątkowe dzbanuszki. To jest urocze, bo ktoś przyjedzie, może to kupi, ale to nie jest koło zamachowe rozwoju dla tego miejsca.
Medynia jako element współczesnego świata projektowania, to jest możliwe, ale niezbędne są w najbliższym czasie duże zmiany społeczne w tym miejscu i duże inwestycje.
Olga Milczyńska: Najważniejsze, że młode pokolenie, uczestniczki warsztatów pochodzące z Medyni, chcą tych zmian. One widzą i czują potrzebę szukania nowych, własnych ścieżek pracy z gliną.
Potencjał pamiątkarski wykorzystaliśmy i teraz pójdziemy krok dalej, albo?
Dr Ewa Klekot: Potencjał pamiątkarskiej Medyni jest niewielki. Można go traktować jako jedną z niewielkich nóżek, na których Medynia mogłaby się w przyszłości oprzeć. Oczywiście, zawsze będą osoby, które zechcą nauczyć się toczenia dzbanka na kole, albo kupią glinianego ptaszka lub konika, ale to za mało, by mówić o wykorzystaniu w pełni potencjału tego miejsca. Gdyby jednak pomyśleć o rozwinięciu zaplecza projektowego w Medyni, przeprowadzić technologiczne badania gliny, jaka tu występuje, zadbać o szkliwo z atestem, to możliwa byłaby regularna produkcja manufakturowa, a ta już może odmienić to miejsce społecznie i gospodarczo.
Z czego mogłaby słynąć Medynia?
Dr Ewa Klekot: To wszystko zależy od projektanta. Dobry projektant potrafiłby zrobić formy, które będą stąd, będą charakterystyczne. I nie ma znaczenia, czy użyje czegoś, co nazwiemy ludowością, czy nowoczesnością. To musi być dobre, oryginalne, współczesne. Po prostu wzornictwo na najwyższym poziomie. Od początku istnienia polskiego wzornictwa wiejskie rzemiosło i sztuka dostarczały projektantom inspiracji, a po pierwszej wojnie światowej ceramika wiejska była wykorzystywana w bardzo różny sposób; kafle, naczynia – to było wykorzystywane także we wnętrzach miejskich. Dziś nie ma tak radykalnej różnicy społecznej między miastem i wsią, a moda na używanie ładnych, dobrze zaprojektowanych ceramicznych rzeczy jest coraz większa. Warto to wykorzystać.
Olga Milczyńska: Byłoby świetnie, gdyby utalentowanego projektanta udało się wyszukać z Medyni, stąd dość istotna rola naszych warsztatów dla przyszłości tego miejsca.
Świat już pokochał ceramikę, a my lada moment?
Olga Milczyńska: Europa Zachodnia, Skandynawia, znów zachwycone są ceramiką. U nas powoli widać powrót do rękodzieła jako wartości, zaczęliśmy szukać bardziej unikatowych, a także lepiej zaprojektowanych przedmiotów, stąd też większe zainteresowanie ceramiką.
Dr Ewa Klekot: Także daleki Wschód; Korea, Japonia uwielbiają ceramikę. Takie miejsce jak Medynia, czyli wyrosłe z dawnej tradycji wiejskiego garncarstwa, też ma potencjał, ale musi znaleźć dla siebie nową drogę. Dawnej Cepelii już nie ma, zapotrzebowania na garnki też nie, dlatego trzeba nowoczesnych rozwiązań i szybkich działań, jeśli Medynia chce pozostać aktywnym ośrodkiem ceramicznym. Ceramika to połączenie żywiołów: wody, ziemi, powietrza i ognia, a człowiek to kontrolując tworzy coś niepowtarzalnego. I ta niepowtarzalność jest tak ważna we współczesnym świecie, bo jest ceniona. Nie w produkcji maszynowej, ale w limitowanej serii tkwi siła i w tym dostrzegam szanse dla Medyni.
Olga Milczyńska, nauczycielka projektowania w School of Form w Poznaniu. Ceramik, absolwentka Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru i Kulturoznawstwa Międzynarodowego na UJ w Krakowie, The Danish Design School (Duńskiej Szkoły Designu) w Nexo na Bornholmie oraz Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Doświadczenie jako ceramik zdobywała u garncarzy i ceramików w Danii, Anglii, Francji, Niemczech i Korei. Współpracowała z Design Centrum Kielce i European Ceramic Context 2010. Jej prace prezentowane były min. w Art Museum Bornholm, Designer Zoo w Kopenhadze, Malmo Design Centre oraz Gallery Orum w Seulu.
Dr Ewa Klekot, nauczycielka humanistyki w School of Form w Poznaniu. Antropolożka sztuki, tłumaczka, absolwentka archeologii i etnografii, doktor nauk o sztuce, adiunkt w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje ją interdyscyplinarne podejście do badań znaczeń przedmiotów materialnych, w tym także przedstawień obrazowych. Ciekawią ją zwłaszcza takie elementy, które prowokują ludzi do podejmowania konkretnych działań takich jak: kolekcjonowanie przedmiotów, ich „niestandardowe” użytkowanie, oddawanie im czci, przywiązanie do nich, emocjonalne reagowanie na kontakt z nimi i powody, dla których kontakt ten bywa tak bardzo ważny.