Golf pogardliwie nazywany grą dla emerytów albo żon milionerów, zyskuje przy bliższym poznaniu. Każdy, kto choć raz da się skusić na przejście kilku kilometrów w pogoni za piłką do 18 dołków, zwykle jest już tak uwiedziony, że pewniakiem stają się jego powroty na pole, jeszcze raz i jeszcze …. i tak bez końca.
Jak dobrze grasz w golfa, czyli handicap
Wszystko przez magiczny handicap, czyli liczbę określającą umiejętności gracza. Niski handicap, jednocyfrowy, świadczy o tym, że jego posiadacz opanował sztukę gry niemal do perfekcji. Profesjonaliści posiadają handicap 0, w Polsce amatorzy zaczynają od 36. Magnetyczne oddziaływanie handicapu wychodzi przy okazji zawodów. Wynik uzyskuje się po odjęciu handicapu od liczby uderzeń, jakimi pokonało się 18-dołkowe pole. Dzięki temu golfowy żółtodziób (pod warunkiem, że ma genialny dzień) może ograć zawodowca (pod warunkiem, że ten ma dzień bardzo słaby). To się nazywa igranie z losem i frajda mogące uzależnić od golfa.
Zachęcająca nagroda
Taki prowokacyjny uśmiech od losu, ponad 3 lata temu spotkał Macieja Twardzika, właściciela firmy budowlanej NTB w Głogowie Małopolskim pod Rzeszowem. Dla zabawy, na jednym z wyjazdów biznesowych spróbował gry kijem i piłeczkami trafianymi do dołków. Amatorowi tak dobrze szło, że wygrana butelka czarnego Johny Walkera nie mogła zostać tak banalnie wypita, bez sportowych konsekwencji i deklaracji na przyszłość. Zwłaszcza, że kolejny wyjazd biznesowy znów był z golfem w tle, tym razem na polu golfowym w Paczółtowicach pod Krakowem. – Tam kilka lekcji dał mi profesjonalny trener, Maciej Wojdyński i stwierdził, że mam talent – śmieje się Twardzik. –
Przypuszczam, że mówi tak na zachętę wszystkim początkującym graczom, ale ja uwierzyłem. Tym bardziej, że kilka miesięcy później Wojdyński zadzwonił i zaproponował mi tygodniowy wyjazd do Tunezji dla golfistów.
Od golfa w necie, na trawę w realu
Czy masowo pokochamy golfa i stanie się on rozrywką narodową? Wielu wątpi. Na Podkarpaciu oprócz ogrodu golfowego w Głogowie Małopolskim, jest 9-dołkowe pole golfowe w Porębach Krzywskich oraz tzw. driving range, czyli pole treningowe w Leśnej Woli. Golf ciągle uchodzi za sport elitarny, kosztowny, zamknięty w klubach, gdzie wpisowe jest nieprzyzwoicie drogie. – A to nieprawda – twierdzi Stanisław Sroka, prezes Podkarpackiego Klubu Golfowego (
www.pkgolf.pl), właściciel Akademii Golfa w Porębach Krzywskich. – Na pewno jest to sport najbardziej popularny wśród biznesmenów, ale coraz więcej wśród graczy jest ludzi wolnych zawodów; prawników, lekarzy, artystów, architektów, w ostatnim czasie nie brakuje pasjonatów golfa, którzy przez lata podglądali zawody w telewizji, alba grali na konsoli lub online w Internecie, a teraz chcą spróbować sił na prawdziwym polu.
Królem golf, królową lekkoatletyka
– W końcu od zawsze wiadomo, że królową sportu jest lekkoatletyka, ale królem golf. I ja tę tezę potrafię udowodnić – śmiertelnie poważnie wyjaśnia Twardzik.
To jest gra, która zachowuje młodość, ale nie wymaga młodości, by wygrywać. Golf premiuje systematyczność, wytrzymałość i sprawność fizyczną, ale tę wypracowaną, prowadzoną z głowy, a niewynikającą z wielkości muskułów. Wymaga decyzyjności, odwagi, samych królewskich cech. Do tego ważna jest w niej etykieta, fair play i elegancja. – Golf jest bezdyskusyjnym królem – śmieje się Twardzik.
Rzeczywiście w przepoconym dresie i w trampkach na pole golfowe nikt nie wchodzi. Obowiązują eleganckie, długie spodnie i koszula z kołnierzykiem, do tego buty zwane spikes – przypominające eleganckie półbuty, z kolcami pod spodem, zapobiegające ślizganiu się butów na trawie i gwarantujące graczowi pewne stanie. Są też wygodne, przejście 18 dołków, to około 10-kilometrowy spacer zajmujący 4 -5 godzin.
Rodzinna dyscyplina
– Zazdroszczę i podziwiam rodziny, gdzie wszyscy grają w golfa. Proszę mi pokazać dom, gdzie w sobotę, albo w niedzielę rodzice spędzają 5 godzin na dyskusji z dziećmi, jednocześnie obserwując, jak te radzą sobie ze stresem, albo podejmowaniem decyzji. Na polu golfowym wszystko to jest – opowiada Bogusława Twardzik. – Kiedyś przyłapaliśmy się z mężem na wspólnej myśli, że wszystkie najważniejsze sprawy omawiamy na polu golfowym.
W poszukiwaniu piłki przeciwnika
Choć patrząc z boku, golf może zdawać się potwornie sformalizowany, pełen rytuałów, to większość graczy właśnie elegancję i etykietę wymienia wśród największych zalet golfa. W jednej grupie golfistów wychodzących na pole, są zwykle cztery osoby. Wszyscy po kolei wykonują uderzenia z tee, następnie idą do swoich piłek i wykonują uderzenia w stronę chorągiewki. Największa zabawa jest z najmniej doświadczonymi graczami, którzy potrafią posyłać piłki w najbardziej tajemnicze miejsce, gdzie znalezienie ich graniczy z cudem. – W dobrym tonie jest pomagać przeciwnikowi szukać jego piłki – śmieje się Maciej Twardzik.
Kij kijowi nie równy
Przy podejmowaniu decyzji o doborze kija na przeciwników nie ma już, co liczyć. W końcu od tego zależy zwycięstwo. W torbie jest zwykle 14 kijów, różnią się długością, wagą, kształtem główki i nachyleniem lica. Woods, to kije, którymi uderza się piłkę najdalej. Najlepsi gracze posyłają nimi piłkę na odległość nawet 300 metrów. Irons są najliczniejszą grupą kijów, różnią się nieznacznie, ale sprawiają, że piłka uderzona z tą samą siłą, może polecieć na różne odległości. Putter, to specjalne kije do uderzania na greenie, po których piłka się toczy. Wedge pozwalają uderzyć piłkę wyżej i bliżej.
Czy golf stanie się sportem masowym? Jeśli przyjąć, że używany kij można już kupić za 20 zł. To mógłby. Jeśli uwierzymy, że jesteśmy potwornie leniwym narodem. Będzie trudno.