Za najlepsze futro uznawany był od wieków błam z wilczych ogonów. Jan III Sobieski wysłał go królowej Marysieńce z pełnym miłości listem: „Na wór dla zagrzania ślicznych nóżek Wci serca mego, posyłam wilczych ogonów samych błam, w który włożyłoby się sto takich nóżek, jak u Wci serca mego. Jest to rzecz tak ciepła, że nie podobna nic cieplejszego …”
Człowiek wykorzystywał również wilka do celów leczniczych. Jak pisze Jakub Haur w dziele „Oekonomika ziemiańska generalna…”(1744) ususzone i sproszkowane serce zwierzęcia podawane w piwie uśmierzało „wielką chorobę” (padaczkę); sadło wilcze „żyły suche odwilża”, pomagając w chorobach reumatycznych. Zaś krew zwierzęcia z wódką winna być podawana chorym, którzy plują krwią. Kły wilcze służyły za amulety; zawieszony na szyi dziecka wilczy ząb przyspieszał ząbkowanie, a jego skórę przykładano na bolący brzuch.
Większa od „pożytków z wilka” była ludzka obawa. Każda wojna i epidemia powodowała mnożenie się watah, które żywiły się mięsem zmarłych i zabitych. W Europie i w Polsce ilość wilczych stad wzrosła w czasie I i II wojny światowej. W 1955 r. powołano nawet stanowisko komisarzy do spraw tępienia wilków. Ich zadaniem było nie tylko organizowanie polowań, lecz także masowa eksterminacja stad za pomocą wykładania trucizn. Zwierzęta ginęły w męczarniach. Ich ilość gwałtownie spadła z kliku tysięcy do ok. 1 tys. sztuk. W województwie Podkarpackim, gdzie znajduje się największe w Polsce skupisko wilka jest ich obecnie ok. 400-450.
20 lat temu było ich w naszym regionie 300-350, co oznacza iż po powojennym pogromie liczba tych zwierząt wzrosła do rozsądnej ilości. Z tym, że nie do końca wiadomo, na jakim poziomie tę „rozsądną ilość” ustalić. W ubiegłym roku na Podkarpaciu szkody wyrządzone przez wilka w inwentarzu rolników wyniosły 200 tys. zł. Odszkodowania wypłaca Skarb Państwa. Aby te wydatki zmniejszyć, władze pozwalają na limitowany odstrzał wilka. Na początku lat 90-tych przeciw temu odstrzałowi protestowali ekolodzy z całej Europy z Brigitte Bardot na czele. Gdyby odstrzału zaniechano, zaczęliby protestować rolnicy. Grożą oni tym, iż zawieszą płacenie podatku gruntowego i rozprawią się z wilkami bez odgórnego pozwolenia: jako kłusownicy. Złośliwi twierdzą, iż największe zagrożenie dla wilczych stad stanowią nadmierni „miłośnicy” tych zwierząt. Nie do dziennikarza należy rozstrzygnięcie sporu między rolnikami, ekologami, myśliwymi, leśnikami i urzędnikami.
Za to na wilkach może zyskać promocja województwa podkarpackiego. A to dzięki działalności fotografika Tadeusza Budzińskiego. W roku 2003 jego album „Wilk” zdobył Grand Prix Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek i uznany został za najpiękniejszą książkę roku. Obecnie Budziński przygotowuje wydawnictwo, które uważa za książkę swojego życia. To kolejny – tym razem wyłącznie w czerni i bieli – album saga o wilku z tekstem i oprawą graficzną prof. Andrzeja Strumiłły (Wydawnictwo Edyty Wittchen z Warszawy).
Tadeusz Budziński: Jak doszło do tego, że zostałem „wilczarzem”? I to „wilczarzem” w podwójnym znaczeniu: i myśliwym i tropicielem, strzelcem i fotografem (…)
Dopiero w 1975 roku zostałem myśliwym. Wcześniej często brałem udział w tropieniu i fladrowaniu wilków, jedynie fotografując, ucząc się i asystując znanym bieszczadzkim myśliwym. Fascynacja wilkami narastała. Przez 10 lat polowałem, nie rezygnując z fotografii. Patrząc na moje prace Włodzimierz Puchalski powiedział kiedyś, że naprawdę dobre zdjęcia zwierzyny robi myśliwy. Mając strzelonych kilka wilków i tyleż najwyższej klasy przeżyć myśliwskich z tym związanych, czuję ostatnio, że pasja fotografowania bierze górę.
Dalej chcę słuchać przy księżycu i w śniegu Otrytu wyjących watah, wabić i czekać na ciemne sylwetki wilków sunące lekko po stoku trop w trop, lub obserwować je w gonnym szyku idące za chmarą jeleni … Ochrona wilka jest czymś koniecznym i oczywistym, a etyczny myśliwy jest jej sprzymierzeńcem i gwarantem.