Trudno w to uwierzyć, ale Jasło od kilku lat uznawane jest za stolicę polskiego winiarstwa, a podkarpackie wino za najlepsze w Polsce. W regionie w ponad 120 winnicach trwa właśnie winobranie, które potrwa do połowy października, a potem jak zapowiadają winiarze, można się spodziewać wyjątkowo dobrego wina z rocznika 2013. Może nawet tak znakomitego, jak Malva 2012 – białe wino wytrawne powstałe z połączenia dwóch odmian winogron: Ortega i Aurora, o którym Tomasz Kolecki- Majewicz, wielokrotny mistrz polskich sommelierów napisał: cudeńko gotowe wygrywać laury wszędzie. Kremowa faktura, fantastycznie mineralne, pełne owocowego nerwu i kwiatowej subtelności.
Malva jest autorstwa Elwiry i Wiktora Szpaków z podkarpackiej winnicy „Jasiel”, którzy swoją winiarską historię piszą od 2001 roku. Zaczynali od niewielkiego ogrodu winoroślowego, potem była 20-arowa winnica w miejscowości Jareniówka pod Jasłem, w końcu od 5 lat są posiadaczami jedynej na Podkarpaciu i jednej z ładniejszych w Polsce, winnicy tarasowej położonej w przysiółku Łęgórz.
Winnica ma ponad 2 hektary i jak na podkarpackie realia jest całkiem duża. Większość bowiem ze 120 regionalnych winnic, to niewielkie, kilkuarowe ogrody winoroślowe, a wszystkie winnice w regionie zajmują nieco ponad 150 hektarów. Siła podkarpackiego winiarstwa tkwi bowiem nie w olbrzymich, przemysłowych wręcz winnicach, ale w jakości wytwarzanego tu wina. Zagłębie winiarzy koncentruje się w okolicach Jasła i Krosna, Rzeszowa oraz Jarosławia i Przemyśla. I choć Podkarpacie nie ma długich historycznych tradycji winiarskich, klimat u nas też jest sporo gorszy od tego w zachodniej Polsce, w okolicach Zielonej Góry, która przez lata uznawana była za stolicę polskiego wina, to jednak pasja i podkarpackie gleby – dobre do uprawy wina – sprawiły, że o podkarpackim winie mówi się coraz głośniej i z coraz większym uznaniem.
– Powszechnie wiadomo, że w ponad 80 procentach, może nawet w 90 procentach wpływ na jakość wina ma gleba, na której rosną winogrona, resztę stanowi to „coś”, co każda winnica i winiarz mają niepowtarzalnego – mówi Elwira Szpak.
– Uważamy z mężem, że akurat gleba w naszej winnicy, niezwykle zasobna w unikatowy less z nawiewami margla i łupka jest idealna do nasadzeń z białego wina, choć wina czerwone też wychodzą bardzo dobre.
Pewnie dlatego Elwira i Wiktor Szpakowie, którzy od kilku tygodni mają pozwolenie na legalną sprzedaż swoich win i są w nielicznej, bo ledwie kilkuosobowej grupie winiarzy z Podkarpacia, którzy takie pozwolenie posiadają, do sprzedaży wprowadzili trzy wina białe: Malva, Rozeda, Robinia i jedno czerwone: Peonia. Ceny wahają się od 52 do 72 zł. Drogo, zważywszy, że w sklepie już za 30 zł można kupić dobre wino australijskie, albo argentyńskie.
– Mamy świadomość, że są to ceny dla osób, które choć trochę znają się na winach i potrafią docenić bardzo dobry towar produkowany w niewielkiej ilości, tylko dla wybranych odbiorców – dodaje Wiktor Szpak. – W Europie dobre wino kosztuje 10-15 euro, przy czym we Francji, czy we Włoszech zrobienie wina takiej jakości jak nasza Malva, jest dużo łatwiejsze niż w Polsce.
W biednym, nieuprzemysłowionym Podkarpaciu, zwłaszcza w jego południowej części, gdzie nigdy nie było dużych miast i większych zakładów pracy, winnice mogą być idealnym sposobem na zaktywizowanie ludzi, stworzenie rodzinnych biznesów, znalezienia sposobu, by dorobić do skromnych pensji i zmienić swoje życie – przekonuje Wiktor Szpak.
– Czy kiedykolwiek spotkałbym się z konsul generalna USA w Krakowie, albo ludźmi kultury znanymi z telewizji? – pyta retorycznie Szpak – Nigdy. Wino sprowadziło te osoby do mojego domu w Jareniówce. Dziś odwiedzają mnie systematycznie, a wino jest pretekstem do niekończących się dyskusji.
Modna włóczęga po podkarpackich winnicach
Bo pieniądze kryją się w enoturystyce – winiarskiej turystyce coraz bardziej popularnej formie spędzania czasu w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych i coraz chętniej praktykowanej także w Polsce i na Podkarpaciu. Bogaci pasjonaci wina jeżdżą na winiarskie włóczęgi do Kalifornii albo Republiki Południowej Afryki, zamożni degustują wina w osadach winiarskich na Węgrzech, Słowacji, w Mołdawii, niebiedni coraz częściej chcą smakować wina podróżując po Podkarpaciu. Już dziś, kto zjedzie w okolice Jasła, w co najmniej kilku bardzo dobrych winnicach nie zawiedzie się serwowanym tam winem i samymi winnicami.
– W ostatnim czasie nie ma dnia, byśmy nie odbierali telefonów od ludzi chcących zwiedzić naszą winnicę i skosztować wina – mówią Szpakowie. – I o ile jeszcze kilka lat temu były to osoby mocne dojrzałe, to w ostatnich latach zaskakuje nas spora grupa bardzo młodych gości: studentów, uczniów szkół średnich, młodych małżeństw i grup przyjaciół, którzy chcą spędzić czasu w naszej winnicy. Większość z nich przyjeżdża z Polski, z Jasła były może trzy rodzimy, trochę więcej z Rzeszowa i innych miast naszego regionu. Niektórzy zwiedzają skansen Karpacka Troja w Trzcinicy, a potem chcą skosztować lokalnego wina, porozmawiać z winiarzami. Ceny wstępu na poziomie 10-20 zł od osoby nie są też zaporowym wydatkiem.
Ciekawość gości jest tym większa, że wystarczy kilka chwil spędzonych w winnicy, by zauważyć, że na pozór takie samo wino różni się w sposób niebywały. W zależności od odmiany niby te same czerwone, albo białe kiście smakują diametralnie różnie. Inaczej Siegerrebe, Solaris, inaczej Muskaris, z których robi się wina białe. Podobnie jest z Rondem, Regentem i Cabernet Dorsa, odmianami, z których powstaje wino czerwone.
Nie ma wątpliwości, że zainteresowanie dobrymi, regionalnymi winami w kolejnych latach będzie rosło, tak samo jak liczba osób chcących, choć kilka dni spędzić w prawdziwej winnicy, gdzie można podejrzeć proces produkcji wina. Jeśli do tego dodać, że wino z obecnego rocznika, ze względu na długie, suche i bardzo słoneczne lato, może być tak dobre, jak rzadko w którym roku, to mówienie o Podkarpaciu jako o zagłębiu wina i winiarzy przestaje być fanaberią, a staje się faktem.