Puszysty sernik bez sera, urocze muffinki Rudolfa, „barokowe” w smaku Rokoko, miodownik z niewielką ilością miodu, za to z dużym udziałem kokosu i mleka skondensowanego, ciasto mocno pomarańczowe i… pierniczki oczywiście. Takie pyszności na święta Bożego Narodzenia poleca Magdalena Pietrucha, prowadząca blog Znerwicowanazona.blog.pl . Blog z tak apetycznymi i zachwycającymi słodkościami, że czytając go, bez wyrzutów sumienia odsuwamy na dalszy plan myśli o jakichkolwiek dietach.
W domu Magdaleny Pietruchy od kilku dni unosi się zapach świąt. Magda, znana w sieci jako „Znerwicowana żona”, której „pieczenie pomaga w psychoterapii”, ostatnio dużo czasu spędza piekąc pierniki dla znajomych. Dla siebie już upiekła i wkrótce zawisną one na ozdobionej lampkami choince. – Będzie bez przepychu, ale aromatycznie. Od miesiąca w mojej lodówce leżakuje ciasto na piernik, podwójna porcja, bo w tamtym roku zabrakło – śmieje się Magdalena. – Święta co roku spędzamy z mężem u rodziców. Wprawdzie przy przygotowaniu Wigilii jestem jedynie pomocą, za to ciasta i słodkości to już moja działka. Żałuję tylko, że nie mogę upiec moich ulubionych ciast z bitą śmietaną i tych wymagających chłodzenia, ponieważ lodówka podczas świąt i tak jest przepełniona.
Święta? Koniecznie z makowcem, piernikiem i pierniczkami
Sięgając do wspomnień świątecznych smaków z czasów dzieciństwa, Magdalenie przypomina się kutia, której dosłownie nienawidziła. Ale, jak nakazywał zwyczaj, próbowała chociażby jedną łyżeczkę. Do dziś nie może pojąć, jak komuś może smakować coś takiego.
– Uwielbiam mak i bakalie, ale w połączeniu z makaronem, ryżem czy pszenicą są dla mnie nie do przyjęcia. Oprócz tego pamiętam dania z grzybami, które tak specyficznie smakują jedynie podczas Wigilii. Przygotowywane w ciągu roku nie są już takie same – przyznaje blogerka. – W moim rodzinnym domu nigdy nie było tradycji przygotowywania pierników i makowców na święta. Po prostu piekło się ciasta, które były lubiane przez wszystkich. To ja powoli wprowadzam te tradycyjne smaki do mojej rodziny. W tym roku na pewno upiekę piernik. Będzie też makowiec, ale nie w drożdżowym cieście, tylko w wersji z bezą. Co więcej? Jeszcze nie wiem, ale gdy rozkręcę się z pieczeniem to będzie tego dużo. Ważne, żeby było smacznie.
Oto, co Magdalena poleca czytelnikom
Tym, którzy nie zdecydowali jeszcze o rodzaju wypieków, jakie znajdą się na świątecznym stole, Magda Pietrucha poleca kilka sprawdzonych ciast. Po pierwsze sernik, bo większość z nas lubi to ciasto, ale – jest to sernik bez sera, za to pyszny i puszysty
http://znerwicowanazona.blog.pl/2013/10/24/sernik-bez-sera/ Drugą propozycją są muffinki Rudolfa
http://znerwicowanazona.blog.pl/2013/12/20/propozycja-na-swieta-muffinki-rudolfa/ – idealne dla osób, które nie lubią piec, ale chcą przygotować na święta coś, co cieszy oko. Są łatwe do upieczenia, a ich dekoracja jest znakomitą zabawą. Można też pokusić się o muffinki drożdżowe z nutką pomarańczy
http://znerwicowanazona.blog.pl/2014/01/23/muffinki-drozdzowe-z-nutka-pomaranczy/
Pieczenie – nałóg i lekarstwo w psychoterapii
Na uwagę zasługują nie tylko słodkości, jakie Magdalena pokazuje na swoim blogu. Bloga
Znerwicowanazona.blog.pl pewnie by nie było, gdyby po wyprowadzeniu się od rodziców i wyjściu za mąż Magdalena z nudów nie zaczęła piec. Najpierw piekła muffinki, nie mając nawet miksera, by przygotować coś bardziej skomplikowanego. Z czasem zaopatrzyła się w potrzebny sprzęt i zaczęła piec nałogowo. –
Zdarzało się, że zrobiłam tyle pyszności, że musiałam rozdawać po znajomych. Często robiłam zdjęcia wypieków i umieszczałam na Facebooku. Dopiero mój mąż i bratowa namówili mnie, żebym założyła bloga. W końcu się zdecydowałam, ale na początku wstydziłam się przyznać, że go prowadzę. Najpierw bałam się, że nikt nie będzie zaglądał na bloga, później, że jednak ktoś przeczyta mój post, a co najgorsze – jeszcze skomentuje – śmieje się Magdalena. – Ale dziś jest już inaczej, jestem zadowolona i nawet odrobinę dumna z tego jak on wygląda. Na fanpagu mojego bloga jest już ponad 840 polubień i ta liczba ciągle rośnie.
Blog powstał 28 czerwca 2013 roku. Na początku Magdalena zrobiła zdjęcia telefonem, ale od około roku pomaga jej w tym fotografka Marta Filipowicz (
http://mia-art.pl/). – W czasie gdy zakładałam blog, często słyszałam: Czemu jesteś taka zdenerwowana?
Wyluzuj, nie stresuj się. I tak pojawił się pomysł na Znerwicowaną żonę. Trochę na przekór, trochę by zaciekawić już samą nazwą – opowiada. – Później wymyśliłam hasło: „O tym, jak pieczenie pomaga w psychoterapii”. Hasła, o tym jak się kocha gotowanie, widziane na innych blogach, wydawały mi się naiwne. Zresztą na początku starałam się pisać o tym, że czekolada pomaga na wszystkie smutki, a gotowanie pomaga się odstresować. Ale ileż można pisać o jednym? Hasło zostało, a blog stał się blogiem kulinarnym całkowicie.
Prowadzenie bloga diametralnie zmieniło życie Magdaleny. Nie ma czasu na nudę. Czasami wstaje przed 5 rano i zaczyna coś piec. Zaczęła chodzić na pchli targ w poszukiwaniu naczyń do sesji, by zdjęcia nie były nudne. – A w głowie wciąż mam mnóstwo pomysłów na wypieki. Jest tyle przepisów do sprawdzenia i wprowadzenia w nich zmian po mojemu – mówi Magdalena