Reklama

Kultura

Trans na bulwarach – “Kwiat paproci” zaczarował, a Trans/Misje jadą do Koszyc

Alina Bosak
Dodano: 01.09.2018
40585_kwiat
Share
Udostępnij
Robimy dzisiaj imprezkę. Kawior, ostrygi, litry najdroższego szampana i bawimy się do białego rana! – woła Jacuś, rozpaczliwie próbując być szczęśliwym samotnikiem. Ale bez bliskich się nie da. Bogactwo to za mało. Wokół pulsuje muzyka, falują światłem zmieniające się obrazy. Spektaklem „Kwiat paproci” pełnym magii i słowiańskich rytuałów pożegnał Rzeszów w piątkową noc na bulwarach nad Wisłokiem Międzynarodowy Festiwal Sztuk  Trans/Misje. W ciągu 7 dni wzięło w nim udział 500 artystów i 10 tysięcy widzów. Za rok takie święto przygotują Słowacy w Koszycach. 
 
Teatr im. Wandy Siemaszkowej i twórcy widowiska „Kwiat paproci” zmienili zwyczajny park w pełen magii las. Scena, lśniąca niebiesko-fioletowym światłem i wysyłająca w alejki pulsujące dźwięki muzyki, z dala wyglądała jak ognisko, przy którym w sobótkową noc odbywały się tańce i miłosne zaloty. Między drzewami roznosił się zapach kadzidełek, które rozdawali tancerze zespołu Rudki i O.de.la przybywającym na spektakl. W alejkach kładły się cienie, a Barbara Napieraj w bajecznym wianku, grająca legendarną Niemczychę, zaczęła opowieść o magicznym kwiecie paproci. W wierzeniach słowiańskich, zakwita on tylko raz w roku, w czasie przesilenia letniego, podczas najkrótszej nocy w roku. Kto go znajdzie, będzie miał bogactwo i dostatek. Szukano tego kwiatu zawsze podczas słowiańskiego święta Kupały.
 
Martyna Łyko, reżyserka „Kwiatu paproci” wraz z zaproszonymi do współpracy twórcami: Tobiaszem Sebastianem Bergiem (choreografia), Kamilem Tuszyńskim (muzyka), Anastasią Worobiową (oprawa wizualna) oraz Michałem Szymaniakiem (tekst), przetransponowała legendę i prastare wierzenia na współczesny język. Dzisiejsza Noc Kupały to całonocne techno party – transowe tańce przy migających światłach, multimedialne odloty od przyziemnej codzienności, ale te same od wieków marzenia o szczęściu i bogactwie. W takim klimacie Jacuś grany przez Mateusza Marczydło, mimo przestróg Matki(w tej roli Anna Demczuk) i Ojca (Paweł Gładyś), wyrusza w las, by zdobyć czarodziejski kwiat.
 
 
Fot. Maciej Rałowski
 
Michał Szymaniak stworzył tekst „Kwiatu paproci” w oparciu o napisaną ponad 150 lat temu baśń Józefa Ignacego Kraszewskiego pod tym samym tytułem. Szymaniak przetransponował ją na język współczesnej młodzieży. Wierszowany tekst pełen jest zwrotów ze szkolno-dyskotekowego slangu. Jacuś jeździ ferrari, nosi "garniak" od Dolce&Gabbana. 
 
U Kraszewskiego baśń zaczynała się tak: „Od wieków wiecznych wszystkim wiadomo, a szczególniej starym babusiom, które o tem szeroko a dużo opowiadają wieczorem przy kominie, gdy się na nim drewka jasno palą i wesoło potrzaskują, że nocą św. Jana, która najkrótszą jest w całym roku, kwitnie paproć, a kto jej kwiatuszek znajdzie, urwie i schowa, ten wielkie na ziemi szczęście mieć będzie.Bieda zaś cała z tego, że noc ta jest tylko jedna w roku a taka niezmiernie krótka, i paproć w każdym lesie tylko jedna zakwita, a to w takim zakątku, tak ukryta, że nadzwyczajnego trzeba szczęścia aby na nią trafić.”
 
Szymaniak posługuje się już zupełnie innym stylem, ale treść legendy w spektaklu Teatru Siemaszkowej zachowana została jednak wiernie. I tańce, którymi Jacuś zagłuszał wyrzuty sumienia, i ziemia, która się rozstąpiła, by go pochłonąć.
Wszystko to u Kraszewskiego było. U Szymaniaka też jest. U Kraszewskiego Jacuś „ani na moment nie spoczywając, durzył się ciągle czemuś, latał, jeździł, strzelał, słuchał wrzasków różnych, jadł, pił… hulał”. A co robi Jacuś współczesny? Dzwoni, bo ma być imprezka. 
 
Bo zdobył Jacuś upragniony kwiat paproci, ale…„Nie ma szczęścia dla człowieka, jeżeli się nim z drugim podzielić nie może”. To przesłanie z legendy Kraszewskiego Martyna Łyko i jej ekipa przekazują w rytmie techno, rymami, w których mowa o ferrari i garniakach. Młodzi, szaleni i odważni artyści, mówią językiem współczesnych młodych bogów. Stary „Kwiat paproci” dzięki nim podoba się małolatom, którzy nie chodzą do teatru, ale i nie gwałcił wrażliwości wyrobionego widza. Dla tego ostatniego jest smaczną rozrywką. To rzadka sztuka pogodzić tak różne estetyki. Tu się udało. Wszystko w tym spektaklu zagrało – reżyseria i scenariusz, muzyka i wizualizacje, choreografia. I 10 minut fajerwerków, które wybuchały nad sceną, kiedy Jacuś znalazł kwiat paproci i w ekstazie tańczył ze swoim złotym cielcem.
 
Martyna Łyko, reżyserka „Kwiatu paproci” studiowała na uniwersytetach w Lille, Nafplio i w Londynie. Reżyserię teatralną ukończyła, realizując prapremierę opery „No exit” (2012). W Polsce zadebiutował w Rzeszowie spektaklem „Coś w rodzaju miłości” (2016). W ubiegłym sezonie wyreżyserowała dwie prapremiery: „Single Radiocals”  (Teatr im. Jaracza, Olsztyn) oraz „Dziecko” Teatr Współczesny w Szczecinie. O „Kwiecie paproci” napisała:  „Inspiruje nas rytualność; interpretujemy dawne zwyczaje, przyrównując je do naszych, dzisiejszych. Tworząc, wychodzimy od form gotowych, jakimi są: baśnie, pieśni i tańce z repertuaru zespołu ludowego i łączymy je z tym, co dzisiaj wprawia nas w ruch i wszystko to twórczo przeobrażamy”. I tak właśnie w piątek na bulwarach było. 
 
 
Fot. Maciej Rałowski
 
Spektakl świetnie pasował na podsumowanie festiwalu Trans/Misje, który zdominował miejskie przestrzenie od 25 do 31 sierpnia. W ciągu siedmiu dni wystąpiło na nim 500 artystów, a w spektaklach, koncertach, wystawach i innych wydarzeniach uczestniczyło w sumie 10 tysięcy osób. Za rok, w pierwszej połowie września Trans/Misje odbędą się na Słowacji w Koszycach – wicedyrektor Teatru Narodowego w Koszycach w piątek odebrał puchar przechodni organizatora – rzeźbę Witolda Śliwińskiego, znakomitego podkarpackiego artysty.
 
Potem Trans/Misje będą w Ostrawie, Debreczynie, Lwowie i Trokach. Powrót do Rzeszowa dopiero za sześć lat. Aby ten czas się nam nie dłużył, Jan Nowara, pomysłodawca festiwalu Trans/Misje i dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej obiecał zorganizować coś pomiędzy: – Chcielibyśmy zaprosić artystów różnych sztuk, którzy będą działali w plenerze, wśród natury. Nie wiem, jak nazwiemy ten kolejny festiwal, ale za rok pod koniec sierpnia znów chcemy działać na bulwarach – zdradził.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy