Miesiąc temu światowa premiera na Festiwalu Filmowym w Cannes, we wtorek pokaz przedpremierowy w Rzeszowie. „Zimna wojna” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego, zdobywcy Oscara za „Idę” jest pierwszym filmem dofinansowanym przez Podkarpacki Regionalny Fundusz Filmowy, a w Pacławiu i w Kalwarii Pacławskiej kręcone były też zdjęcia. Dzięki temu, że Podkarpacka Komisja Filmowa 2 lata temu tak dobrze zainwestowała pieniądze, we wtorek, kilka dni przed oficjalną, polską premierą, z udziałem m.in. Tomasza Kota i Joanny Kulig w Wojewódzkim Domu Kultur w Rzeszowie, mogliśmy obejrzeć jeden z najpiękniejszych i najzabawniejszych melodramatów w polskim kinie.
Najnowszy film Pawlikowskiego zachwycił w Cannes, gdzie otrzymał 20 minutową owację na stojąco, ujął krytyków filmowych na całym świecie, którzy entuzjastycznie piszą o polskim obrazie, wzruszył w Rzeszowie.
Bo nie da się obojętnie przejść obok tej pięknie opowiedzianej historii w biało – czarnej tonacji, ale jakże innej od tej, jaką pamiętam z „Idy”. Dlaczego znów czarno-biały Pawlikowski?
– Lata 50. nie mają koloru. Pamiętacie państwo filmy z „Kroniki Filmowej” z tamtych lat, one są właściwie szare – mówiła na wtorkowej konferencji prasowej producentka, Ewa Puszczyńska.
– Przy czym nie było od początku pewne, że ten film będzie czarno-biały – tłumaczył Łukasz Żal, autor zdjęć. – Przez pół roku jeździliśmy po Polsce szukając idealnych miejsc na zdjęcia, kadry. Film powstawał m.in. w Łodzi, na Śląsku i Podkarpaciu. Pierwsze sceny w filmie pochodzą właśnie stąd. Zarówno ja, jak i Paweł Pawlikowski jesteśmy dokumentalistami i w każdym ujęciu czekamy na ten moment, który jest najpełniejszy, w którym wszystkie plany zagrają. W „Zimnej wojnie” bardzo ważny, może najważniejszy był kontrast między czernią a bielą.
Joanna Kulig. Fot. Dominik Matuła
Miłosna opowieść Pawlikowskiego rozpisana jest na dwie dekady. Widzimy Polskę z lat 50. i kadry z zimnowojennego Berlina. Paryż z lat 60. i Jugosławią, a wszystko to w tle opowieści o dwójce ludzi, którzy nie mogą żyć ze sobą, a bez siebie – nie chcą.
Joanny Kulig i Tomasza Kota w "Zimnej wojnie" stworzyli niezwykłe kreacje. Po „Bogach”, gdzie Tomasz Kot zachwycił jako Zbigniewa Religa, wydawało się, że trudno będzie o coś jeszcze lepszego, a jednak! W „Zimnej wojnie” wspaniale partneruje Joannie Kulig, pozwalając na eksplozję jej talentu. On – powściągliwy, wycofany, starszy, zdaje się stabilizować filmowy związek. Ona – energetyczna, zadziorna, sensualna, kobieta – dziecko, momentami nieokrzesana – rozpala ich namiętność. Kot dał filmowemu Wiktorowi ton melancholii, Kulig obdarowała swoją bohaterkę temperamentem, humorem i muzycznym talentem. Czy na kimś się wzorowali?
– Porównań jest dużo – śmiała się we wtorek Joanna Kulig. – Jeanne Moreau, Marilyn Monroe. I chyba z tej ostatnie w filmie ma najwięcej. Tomasz Kot przyznał, że nie jest tajemnicą, iż wzorował się na pierwowzorze swojej postaci, Tadeuszu Sygietyńskim, założycielu Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Znakomitym dyrygencie, muzyku może nie ekspresyjnym, ale na pewno znającym swoją wartość.
Tomasz Kot. Fot. Dominik Matuła
Muzyka jest też jednym z największych atutów obrazu Pawlikowskiego. "Zimna wojna" rozbrzmiewa fantastycznymi melodiami, w których ludowe motywy spotykają się z jazzowymi aranżacjami Marcina Maseckiego. "Dwa serduszka", ludowa piosenka śpiewana w filmie przez Joannę Kulig, w pewnym momencie staje się symbolem zniewolenia przez ojczystą kulturę, a wyśpiewywana w genialnej, jazzowej aranżacji okazuje się komentarzem do życia filmowych bohaterów.
Romans Wiktora i Zuli, który narodził się przy okazji powstania zespołu „Mazurek” rozgrywa się w czasach stalinizmu i odwilży, epoce zimnej wojny i żelaznej kurtyny. Historia jest jednak tylko tłem dla tragicznej historii dwojga kochanków.
Czy jednak w kolejnej swojej filmowej opowieści Pawlikowski wróci na Podkarpacie?
– Niewykluczone – śmiała się Ewa Puszczyńska. Podkarpacie jest piękne. Macie tutaj wspaniałe miejsca i plenery.