Dla przepięknych zdjęć, idealnie kolorystycznie kadrów, świetnej muzyki, w końcu dla dobrego wojennego dramatu, który w niczym nie przypomina "Szeregowca Ryana", bo bardziej jest opowieścią o sile życia jednostki, warto obejrzeć "Dunkierkę" Christophera Nolana, która wyświetlana jest we wszystkich największych kina w Rzeszowie.
Rzecz dotyczy "Operacji Dynamo", przeprowadzonej na przełomie maja i czerwca 1940 roku, w ramach której ewakuowano ponad 300 tysięcy alianckich żołnierzy z francuskiej plaży w Dunkierce okupowanej przez Niemców. Pozbawieni logistycznego wsparcia znaleźli się w potrzasku pomiędzy lądem naszpikowanym niemieckimi żołnierzami, a nie do przebycia wodami Morza Północnego. 400 tysięcy wojskowych utknęło na plaży, która z każdym dniem zamieniała się w większe cmentarzysko. Na ratunek z brytyjskiego wybrzeża wyruszyły setki statków i łodzi, głównie cywilnych, wspieranych przez nieliczne wojskowe myśliwce i morskie niszczyciele.
Nolanowi udaje się poprowadzić "Operację Dynamo" z trzech perspektyw: lądu, wody i powietrza, dzięki czemu śledzenie losów postaci granych przez Toma Hardy'ego, Marka Rylance'a, Fionna Whiteheada, Cilliana Murphy'ego czy Harry'ego Stylesa, jest naprawdę dużą przyjemnością dla widza. Trzy perspektywy to też trzej bohaterowie: pilot Spitfire'a (Tom Hardy), żeglujący prywatną łodzią na ratunek uwięzionym żołnierzom patriota (Mark Rylance) i walczący o przetrwanie na nabrzeżach Dunkierki szeregowiec (Fionn Whitehead). Oczyma tego ostatniego widzimy też jedną z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących scen w filmie – pusta plaża i setki tysięcy żołnierzy czekających na…
W filmie nie ma epatowania krwawymi fragmentami ciał ginących żołnierzy, czy rzezią z linii frontu, to raczej psychologiczny portret osaczonych żołnierzy, często młodych chłopców, którzy za wszelką cenę chcą przeżyć. Niekiedy tak bardzo, że w sytuacjach skrajnych za cenę życia kolegi.
W "Dunkierce" nie ma machania flagami, heroicznych salw czy monologów o horrorze wojny. Dominuje milczenie i skromne dialogi, najważniejsze są twarze głównych bohaterów i wymalowane na nich emocje.
Przez chwilę tyko, gdy z ekranu płynie głos Winstona Churchilla o niezłomności i waleczności brytyjskich żołnierzy, skonfrontowany z umęczonymi, przerażonymi twarzami młodych chłopców, którym cudem udało się uniknąć śmierci w Dunkierce, nasuwa się skojarzenie, że od zawsze jednostka jest tylko narzędziem mniej lub bardziej cynicznie wykorzystywanym do realizacji politycznych interesów mniej lub bardziej nieodpowiedzialnych mocarstw.
Jeśli to jednak zestawić z pięknymi zdjęciami Hoyte van Hoytemy oraz znakomitą muzyką Hansa Zimmera to "Dunkierkę" obejrzeć naprawdę warto. A jeśli jeszcze dodać, że przez 90 minut filmu ani razu nie widzimy na ekranie niemieckiego żołnierza, a mimo to poczucie lęku nie opuszcza nas nawet na moment, to Nolanowi naprawdę udało się stworzyć film, który bez wątpienia jest najciekawszym obrazem tegorocznego lata i pewnym kandydatem do Oscara w co najmniej kilku kategoriach.