Dziewięć ważnych i zapadających w pamięć spektakli, spotkania z twórcami wyjątkowych, autorskich teatrów oraz obecność największych nazwisk polskiej krytyki teatralnej – wszystko to sprawia, że publiczność długo jeszcze będzie wspominać piąty rzeszowski festiwal „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor”. I dobrze. – Nigdzie na świecie nie ma takiego miejsca, gdzie w promieniu 30 kilometrów i podobnym czasie dorastało trzech wielkich artystów. Może się tym pochwalić tylko Podkarpacie – przypomina prof. Krzysztof Pleśniarowicz.
Publiczność i goście zgodnie podkreślają, że była to jedna z najlepszych edycji rzeszowskiego festiwalu. Już piąta, a więc i pierwszy jubileusz, przy okazji którego warto zauważyć, że wydarzenie zyskało w teatralnym świecie sporą renomę. Chętnie przyjeżdżają tu przedstawić swoje spektakle najlepsi artyści, a także krytycy i naukowcy, zajmujący się tą dziedziną sztuki, ponieważ festiwalowi towarzyszą debaty i prelekcje, a także pokazy filmowe i wystawy. Wszystko odwołuje się do twórczości trzech reformatorów teatru – Józefa Szajny, Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora.
Między 23 a 27 września do Rzeszowa zawitały takie teatry, jak Teatr Muzyczny Capitol z Wrocławia, Trzeci Teatr Lecha Raczaka z Poznania, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy i Teatr Malabar Hotel, a także Teatr im. Stanisława Witkiewicza z Zakopanego. Aż trzy premiery zaprezentowały zespoły z Rzeszowa –
Teatr Przedmieście,
Teatr Maska oraz Teatr O.de.la. Dlaczego zaproszono właśnie te?
– To wybory subiektywne. Kiedy robi się autorski program festiwalu, trudno odciąć się od swoich preferencji – przyznaje Aneta Adamska, pomysłodawczyni i dyrektor artystyczny festiwalu „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor” oraz założycielka Teatru Przedmieście. – Staram się, aby program festiwalu był różnorodny. Nie stawiam jednak wyłącznie na te spektakle, które podobają się mnie. Staram się łączyć różne nazwiska, tematy, sposoby pracy. Na pewno jednak nasz festiwal jest na drugim biegunie Festiwalu Nowego Teatru, będącego kontynuacją Rzeszowskich Spotkań Teatralnych”. Tam chodzi o to, by pokazywać to, co w teatrze jest nowe. My wracamy do źródeł, do pierwotnych, najważniejszych i najbardziej elementarnych form, które nie potrzebują wielkich scenografii. Sambor Dudziński był na scenie sam i bawił nas swoim niezwykłym warsztatem i energią, aktorzy Witkacego budzili podziw aktorskim kunsztem, a mój teatr pokazał, jak mogą zadziałać w teatrze najprostsze środki scenograficzne. To często powtarzał Jerzy Grotowski, że największą awangardą jest cofnięcie się do tytułu.
Od duchowości po gębę Polaka
Tegoroczne spektakle dotykały ludzkiej duchowości, przeznaczenia i przemijania, ale zmuszały także do spojrzenia krytycznym okiem na narodowe przywary. W ten pierwszy nurt wpisała się „Podróż” Teatru Przedmieście, na podstawie powieści Tomasza Manna „Józef i jego bracia”, wyreżyserowana przez Anetę Adamską. Prosta i wydawałoby się oklepana historia Józefa, którego zazdrośni bracia zostawiają w studni na pewną śmierć, stała się pretekstem do szukania w ludzkim życiu z góry nakreślonych dróg, przeznaczenia i próby odpowiedzi na pytanie, czy ten, kto je kreśli, zawsze chce dla nas dobrze, czy można mu całkowicie zaufać? Do snucia tej metaforycznej opowieści wystarczył artystom piasek, kilka glinianych donic i gałęzi, które w prosty sposób stawały się pustynią, studnią, domem faraona.
Biblijne historie zaprzątnęły również uwagę Jacka Bały, autora scenariusza i reżysera spektaklu „Król Dawid – Live!” Teatru Muzycznego Capitol, w którym wystąpił wspomniany Sambor Dudziński – znakomicie wcielający się w artystę opętanego przez ducha króla Dawida. Poza starotestamentowymi tropami pojawiły się także te ewangeliczne. I to w najlepszym wydaniu. Trzeci Teatr Lecha Raczaka (założyciela Teatru Ósmego Dnia) wziął bowiem na warsztat „Misterium Buffo” Dario Fo – laureata Nagrody Nobla. Tu bohaterem jest Chrystus – sensacja wśród gawiedzi, bo przemienia wodę w wino i publicznie wskrzesza martwych. Groteska i komizm miesza się ze wzruszeniem, a sacrum spotyka z profanum.
Obecni na festiwalu znawcy wiele pochlebnych słów wypowiedzieli pod adresem „Don Juana”, który na podstawie tekstów Moliera i Bergmana przedstawił Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy i Teatr Malabar Hotel. Tu również pod historią zdrady i niewierności nie zabrakło pytań o istnienie w życiu człowieka metafizycznego ładu.
Najciekawszą scenografią zaskoczył publiczność Paweł Passini, który wspólnie z Teatrem Maska i neTTheatre przygotował „Bieguny”. Aby zobaczyć opowieść o Cyprianie Kamilu Norwidzie, widzowie musieli przywdziać zszyte ze sobą pingwinie stroje. I tak zagrali wszyscy w przedstawieniu Naród – jak mówił Norwid – wspaniały, ale społeczeństwo żadne.
O tak, śmiali się z polskich przywar także aktorzy z Zakopanego w spektaklach "Witkacy – Appendix" i "Ccy-Witkac-Y Menażeria" w reżyserii Andrzeja Dziuka. Słowa Witkacego wciąż bowiem trafiają w sedno. Chociażby te: „Za granicą uderza jedna rzecz: precyzyjne wykonanie według najkorzystniejszego planu. U nas często w różnych dziedzinach ma się wrażenie, że plan robił nieuk, a wykonywał niedołęga.” Rzeszowskiej publiczności dystansu i poczucia humoru jednak nie zabrakło i chętnie wtórowała przy refrenie: „Jeśli cię nic nie swędzi i nie za bardzo boli, nie miej pretensji żadnej do najsroższej doli”.
Taniec i Pina
Festiwal dał także okazję do posmakowania teatru tańca. I to nie tylko dzięki spektaklowi „Łagodna” wyreżyserowanemu przez aktorkę Teatru Maska – Martę Bury. „Źródłom Pamięci” towarzyszyła także wystawa Joanna Braun, wybitnej krakowskiej scenografki i malarki poświęcona Pinie Bausch, niemieckiej tancerce, bohaterce filmu Wima Wendersa. Pina była wielką osobowością, ktokolwiek się z nią zetknął pozostawał odmieniony na zawsze. Tak też wpłynęła na Joannę Braun, która stworzyła cykl obrazów po śmierci tancerki w 2009 r. To historia przemijania i trwania. Na wszystkich jest Pina, jej tak dobrze znane gesty. Tańczy, przechodzi na drugą stronę, rozpada się i zmienia w kosmiczną gametę. – Śmierć nie jest końcem, jest przejściem do nieśmiertelności, także dzięki ludzkiej pamięci – mówi malarka.
– Kantor powiedział mi: „Bo, wie pan, dla artysty najważniejsze jest pierwsze 50 lat po jego śmierci i dlatego założyłem Cricotecę”. I muszę powiedzieć, że pamięć o Kantorze ma się bardzo dobrze. Do dziś widać siłę jego oddziaływania na teatr światowy – mówił prof. Krzysztof Pleśniarowicz podczas wykładu w Muzeum Okręgowym.
– Takie wykłady, jak prof. Pleśniarowicza, prof. Osińskiego i innych gości wciąż uświadamiają mi, jaką mamy potencję w tym mieście. Niewykorzystaną – stwierdza Aneta Adamska i już planuje kolejny festiwal.
Tegoroczny dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Organizatorem był Teatr Maska, a współorganizatorem Teatr Przedmieście.