Reklama

Kultura

Z rodziną przy świątecznym stole. Święta pisarki, lekkoatletki i regionalisty

Redakcja
Dodano: 24.12.2017
37031_Natalia
Share
Udostępnij
Tradycyjnie i rodzinnie – tak Święta Bożego Narodzenia spędzają Natalia Sońska – pisarka, Izabela Zatorska – utytułowana lekkoatletka oraz Aleksander Bielenda – historyk i regionalista. Nasi rozmówcy podkreślają, że w święta najważniejszy jest czas spędzony w gronie najbliższych: kolędowanie, składanie życzeń i kultywowanie rodzinnych tradycji.

Natalia Sońska: Wierzę w siłę życzeń i rodzinną miłość
 
Natalia Sońska, pisarka, absolwentka prawa, autorka kilku powieści, w których często pojawia się motyw świąt Bożego Narodzenia i grudniowej atmosfery, zaznacza, że obchody i rytuały związane ze świętami Bożego Narodzenia zaczynają się w jej domu już kilka dni przed Wigilią. Jak co roku, sprzątanie i przygotowywanie ciast i potraw należy rozpocząć wcześniej, by do świąt ze wszystkim zdążyć.
 
Każdy w domu ma jakiś udział w tych czynnościach. Ponieważ od lat spędzamy Boże Narodzenie w domu rodzinnym mojej mamy, pojawiamy się u babci i tam rozpoczynamy sprzątanie, gotowanie i pieczenie. Oczywiście, tradycyjnie, kobiety w domu zajmują kuchnię, panowie zaś mają za zadanie przygotować choinkę do ubrania, rozwiesić ozdoby przed domem czy przygotować drewno do kominka. Kiedy w całym domu pachnie już przygotowywanymi potrawami i ciastami, wiemy, że zbliża się ten czas. Podśpiewując pieczemy i gotujemy. Ja z mamą, ciocią i siostrą zajmujemy się właśnie wypiekami, babcia według tradycyjnych receptur przygotowuje wigilijne potrawy. Wszystko odbywa się w cudownej, ciepłej atmosferze. Rozmawiamy, śpiewamy kolędy, śmiejemy się, wspominamy dawne czasy i poprzednie święta. Jest wyjątkowo, bo bożonarodzeniowy nastrój unosi się wokół nas, mimowolnie wywołując uśmiechy na twarzach. 
 
W międzyczasie musimy też ubrać choinkę, którą dziadziu i tato przygotowują na kilka dni przed świętami. Tradycją jest, że drzewko ubiera się rano, w dzień Wigilii. Trzeba zawiązać cukierki, których dziwnym trafem zazwyczaj zostaje tylko połowa… Bombki, aniołki, światełka – wszystko ma swoją tradycję. Na naszej choince wiszą ozdoby, którymi jeszcze moja mama i jej rodzeństwo dekorowali choinki w dzieciństwie. Uwielbiam ten czas właśnie ze względu na tradycję. Boże Narodzenie jest wyjątkowym czasem. Niby są to święta powtarzalne, z pozoru każdego roku takie same, ale mimo to są wyjątkowe i całkiem nowe za każdym razem. Przynoszą wiele radości i ciepła, cieszą serca, a my czekamy na to niecierpliwie cały rok.
 
Przybieranie stołu też odbywa się według ustalonej kolejności. Cała rodzina musi się zebrać, każdy na chwilę odrywa się od pracy, by wspólnie rozłożyć na stole sianko, które dopiero przykrywa się białym obrusem. Symbolizuje ono żłobek, w którym urodziło się Dzieciątko Jezus, a domostwu ma zapewnić dobrobyt. Później zastawiamy stół. Zawsze znajduje się na nim dwanaście potraw, czasem nawet więcej. Obowiązkowo znajdują się na nim ryby, karp w galarecie króluje na środku stołu. Oczywiście zaczynamy od czerwonego barszczu z uszkami, jest także zupa grzybowa. Nie wyobrażam sobie Wigilii bez pierogów z kapustą i kutii, którą babcia przygotowuje według przepisu swojej mamy. To wyjątkowa, słodka potrawa z bakalii, maku i gotowanej pszenicy. Ponadto na naszym stole znajduje się także kompot z suszu, makowiec, domowy chleb. 
 
Całą kolację zaczynamy oczywiście od przełamania się opłatkiem. Składamy sobie wzajemnie życzenia, a ja z całego serca wierzę, że składane szczerze, zawsze się spełniają. Kiedy zasiadamy do stołu, każdy musi zjeść przynajmniej odrobinę każdej potrawy. Wierzy się bowiem, że ile potraw się pominie, tyle przyjemności ominie nas w nadchodzącym roku. Atmosfera podczas Wigilii jest wspaniała i niepowtarzalna. Cała rodzina rozmawia, świętuje i wspomina, odsuwając troski na bok. Liczy się tylko to, że jesteśmy razem. 
 
Kiedy już każdy spróbuje wszystkich przygotowanych potraw, napełniając przyjemnie brzuchy, wspólnie wybieramy się do sąsiedniego pokoju, w którym stoi dumnie, przystrojona rano choinka, a pod którą na każdego czekają prezenty. Choć nie ma w naszej rodzinie już malutkich dzieci, w tej chwili w każdym z nas budzi się coś z malucha. Dreszczyk emocji przy rozpakowywaniu podarunków towarzyszy nam w tym momencie. Dla każdego jest to taki powrót do beztroskiego dzieciństwa. Przy każdej z tych chwil jesteśmy szczęśliwi i uśmiechnięci. Kolejnym obowiązkowym punktem wieczoru jest wspólne kolędowanie, a następnie udanie się na pasterkę. 
 
Boże Narodzenie i drugi dzień świąt mijają w podobnej, wzniosłej, rodzinnej atmosferze. Wspólny świąteczny obiad, wspólne kolędowanie, spędzanie czasu w rodzinnym gronie pozwala naładować się pozytywną energią. Te święta są wyjątkowe, pozwalają całej rodzinie spotkać się w jednym miejscu, na co nie zawsze jest czas w ciągu roku. Każdy czerpie z tego przyjemność, a uśmiechy nie schodzą z naszych twarzy.
 
Uwielbiam ten czas, bo przeżywam go naprawdę mocno. Wierzę w moc życzeń, w siłę przyjaźni i rodzinnej miłości, która w ten czas jest wyjątkowo widoczna i zauważalna. Lubię spotykać się z rodziną, spędzać z nimi czas, rozmawiać. Daje mi to mnóstwo siły na kolejne dni i pozwala przetrwać kolejny rok. Okres Bożonarodzeniowy to czas wyjątkowy, prześniony cudownymi emocjami, których każdy z nas skrycie oczekuje. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Tradycyjne i aktywne święta Izabeli Zatorskiej
 
Izabela Zatorska z Wrocanki k. Krosna,  lekkoatletka, medalistka mistrzostw Europy i Świata, czołowa polska maratonka, jedna z najlepszych zawodniczek świata w biegach górskich, która urodziła się i wychowała w Małopolsce, przyznaje, że jej najmilsze wspomnienia świąt Bożego Narodzenia wiążą się z latami wczesnego dzieciństwa. – To były czasy, gdy szło się do lasu i ścinało drzewko. Pamiętam, jak mój tato przynosił do domu choinkę i ozdabialiśmy ją świeczkami, bo wtedy światełka nie były jeszcze popularne. Wieszaliśmy na niej różne ręcznie robione ozdoby oraz długie cukierki, a także zimne ognie, na które trzeba było uważać, żeby choinka się nie zapaliła – wspomina lekkoatletka. – Raz zdarzył się nam taki przypadek i tato musiał gasić drzewko.
 
Takie Boże Narodzenie zapamiętała i do tych wspomnień często wracała, gdy zmarł jej tato. Miała wtedy 10 lat. – Zostaliśmy z mamą i bratem sami, a święta Bożego Narodzenia już nigdy nie były takie jak przedtem. Nadeszły cięższe czasy, trudno było o pieniądze, więc święta mieliśmy skromne i zimne, bo kogoś nam brakowało. Moje życie ułożyło się tak, że niewiele świąt spędziłam z rodzicami. Do 10. roku życia Boże Narodzenie spędzaliśmy razem, a potem z mamą. Kiedy mama wyjechała za granicę, zostaliśmy z bratem sami. To by były ciężkie święta, bo nie miał mnie kto przytulić i ukochać. Teraz, kiedy mam dorosłe dzieci i wnuczka, a na Wigilię przyjeżdża do mnie 12 lub 14 osób, jest to dla mnie niesamowite – dodaje.
 
Izabela Zatorska przyznaje, że organizacja Wigilii jest dla niej trochę stresująca i denerwuje się, czy ze wszystkim sobie poradzi, ale potem zwykle okazuje się, że niepotrzebnie. Wigilia jest dniem spotkania z rodziną, wyciszenia, wspólnego kolędowania, obdarowywania prezentami. W tym roku do stołu wigilijnego w domu Izabeli Zatorskiej zasiądzie 14 lub 16 osób. Każdy przyniesie ze sobą jakąś wigilijną potrawę. Będzie ich dwanaście: zupa grzybowa, kapusta z grochem, pierogi z kapustą i grzybami, pierogi ze szpinakiem (po raz pierwszy), gołąbki jarskie, ryby (karp, pstrąg, łosoś), kluski z makiem oraz kutia, którą przyniesie ze sobą osoba z Bieszczad. Nie zabraknie też kompotu z suszek. – Dania będą tradycyjnie, na stole znajdzie się sianko, a najstarsza spośród osób przeczyta fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa. Po wigilii będziemy kolędować i obdarowywać się prezentami, a potem czekać na wyjście na pasterkę – opowiada.
 
Kolejne dni świąteczne pani Izabela także spędzi w gronie najbliższych. W Boże Narodzenie przyjedzie do niej z Krakowa syn, zaś 26 grudnia odwiedzi swojego przyjaciela w Bieszczadach. – Teraz odwiedzamy się i wypoczywamy, ale kiedy trenowałam profesjonalnie, w drugi dzień świąt startowałam w biegu Szczepana, więc święta miały akcent sportowy. Teraz staram się, aby drugi dzień świąt spędzić aktywnie. Zawsze wyciągam całą rodzinę np. na Cergową lub do Kątów na piękny punkt widokowy i wspólnie spalamy kalorie z dwóch poprzednich dni. Moje dzieci bardzo to lubią i zawsze pytają, gdzie pójdziemy tym razem. Nieważne, czy jest śnieg, czy nie, ale drugi dzień świąt spędzamy w ruchu – dodaje.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Aleksander Bielenda: Musi być jemioła!
 
Aleksander Bielenda, historyk i regionalista, twórca i kustosz Muzeum Regionalnego w Lubeni z siedzibą w Sołonce, przyznaje, że święta w jego rodzinie od wielu lat są tradycyjne, klasyczne, takie same, choć… inne, bo zmieniają się okoliczności, czasy, ludzie, a nawet ceny. – Zwyczajowo będziemy siedzieć przy stole całą rodziną, tak jak robi to wiele rodzin w Polsce i na świecie, ale to, co wyjątkowe i charakterystyczne dla naszej rodziny, to całkowite oddanie się sobie. Może to brzmi górnolotnie, ale tak jest. Będzie nasza wnuczka z rodzicami, nasz syn, i my – babcia i dziadek. Połamiemy się opłatek i zjemy dwanaście potraw, będziemy śpiewać kolędy. Będzie miło i serdecznie. Mówię to szczerze i z pełnym przekonaniem – podkreśla. – Tradycyjnie będzie miejsce dla niespodziewanego gościa, choinka, prezenty.
 
Aleksander Bielenda nie pomaga w przygotowywaniu wieczerzy wigilijnej, bo… sam ją przygotowuje. – Żona robi zakupy i to jest jej domeną, natomiast kuchnią i większością potraw zajmuję się sam, bo robię to świetnie. Jedynie pierogi oraz robi córka, a całą resztę ja. Nie robię z tego żadnej tragedii, bo to jest cała przyjemność świąt, żeby móc dogodzić podniebieniom swojej rodziny – mówi. 
 
Podczas kolacji wigilijnej domownicy spożyją m.in.: barszcz czerwony z uszkami, pierogi, rybę w trzech odmianach: karpia, pstrąga i łososia. Tajemnicą rodzinną jest przyprawianie ryb. Od wielu lat używa mieszanek sporządzanych przez zielarkę-szeptuchę z okolic Kazimierza Dolnego, które nadają rybom i potrawom specyficzny smak. Mieszanka składa się z piętnastu ziół (m.in. czosnek niedźwiedzi, dzika suszona marchewka) rosnących dziko na polach nadwiślańskich w okolicach Kazimierza Dolnego. – Osoby, które próbowały ryb z tymi przyprawami, wiedzą o czym mówię. Dzięki tej mieszance przypraw stół wigilijny pachnie i smakuje – mówi Aleksander Bielenda.
 
W domu Bielendów dużo się kolęduje, po wieczerzy wigilijnej przyjeżdżają do nich znajomi i wspólnie śpiewają aż do pasterki. Na świątecznym stole nie zabraknie słodkich wypieków, za pieczenie których jest odpowiedzialna córka. Będzie m.in. sernik i pierniki. 
 
Jak w większości domów, tak i u Bielendów przed świętami robi się porządki. Żona pana Aleksandra jest odpowiedzialna za generalne porządki. – Jest w tym pedantyczna, ale jest to jej zaleta, bo ja i syn jesteśmy bałaganiarzami. Moja żona znajdzie każdy kurz i nie da się jej oszukać. Czasami jest to denerwujące, ale ulegam, bo gdy widzę na godzinę przed wigilią efekty, człowiek czuje się szczęśliwy – przyznaje. – W święta nie kłócimy się o politykę, nie spieramy się o sprawy byle jakie. Rozmawiamy o sprawach przyjemnych.
Dom Bielendów zawsze przyozdobiony jest na święta gałązkami świerkowymi, ściętymi na lubeńskim grodzisku liczącym ponad sto tysięcy lat, a na drzwiach wejściowych wisi jemioła.
 
Olek Bielenda składa wszystkim czytelnikom lubeńsko-sołońsko-straszydlańskie życzenia:
 
„Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok!
Żeby Was nie bolała głowa, ani bok.
Żeby się Wam darzyło, mnożyło
w każdym kątku po dzieciątku
a na piecu troje.
Żebyście tylko potem nie godali, że to moje!”
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy