„Jak Krzyż Kawalerski herbem Rzeszowa został”, „O wilkach na Wilkowyi”, „O tym jak Wisłok Królową Jadwigę uratował” i „O chorobie kołtunem zwanej” to tylko niektóre z intrygujących tytułów legend Marka Czarnoty, które postanowili zilustrować artyści z Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. 32 historie opowiedziane słowem i obrazem zamknięto w oprawionej płótnem książce wg projektu graficznego Doroty Sankowskiej, Anety Suslinnikow i Natalii Łach. Album zachwyca barwnymi pracami wykładowców i ich studentów. Aż żal, że na razie nie można go kupić w księgarni, a nakład jest symboliczny. Byłby to piękny i oryginalny sposób na promocję Rzeszowa.
Chyba nikt nie potrafił tak barwnie opowiadać o Rzeszowie, jak nieżyjący już regionalista i bibliofil Marek Czarnota. I równie barwnego doczekał się wydania swoich „Legend Rzeszowskich”. Na pomysł, by je zilustrować, wpadła dr hab. prof. UR Dorota Sankowska, która na Wydziale Sztuki UR prowadzi Pracownię Mediów Rysunkowych. – Kiedy zastanawiałam się, jaki tekst zaproponować studentom do zilustrowania, do głowy przychodziło wiele pomysłów – wspomina profesor Sankowska. – W końcu literatura jest bardzo bogata. Nie chciałam im zostawiać wolnej ręki, ale zmobilizować do pracy nad czymś, co da całość złożoną z ich dzieł. Legendy znakomicie się do tego nadawały. A skoro legendy, to dlaczego nie rzeszowskie? Tak trafiliśmy na książkę Marka Czarnoty – człowieka bardzo ważnego dla popularyzacji historii Rzeszowa i charyzmatycznego regionalistę.
Rys. Aneta Suslinnikow, grafika cyfrowa, 2017, ilustracja legendy "Dlaczego Trzciana nazywa się Trzciana".
Dorota Sankowska dotarła do wydania jego „Podań, legend i opowieści z Rzeszowa i okolic” z 2009 roku (wydawnictwo Mitel). Tamto zostało zilustrowane rysunkami rzeszowskich przedszkolaków. Teraz za legendy wzięli się artyści. Z ponad 30 historii opisanych przez Czarnotę studenci III roku Grafiki i Pracowni Mediów Rysunkowych wybierali te, które najbardziej ich zainspirowały.
– Studentów było 17, więc aby móc stworzyć książkę, do współpracy zaprosiłam także ich mistrzów – naszych profesorów grafiki, malarstwa, rysunku – dodaje autorka pomysłu. – Z każdego zakładu na naszym wydziale, tak, aby można było zaprezentować różne dziedziny sztuki. Obok malarstwa klasycznego – malarstwo cyfrowe, grafikę cyfrową, także linoryt, drzeworyt, rysunek.
Pomysł spodobał się, chociaż miał połączyć tak wiele różnych artystycznych światów. Tak powstały 32 ilustracje i zarazem znakomity materiał na album. Pracownicy naukowi i studenci pracowali od stycznia 2017, a pod koniec 2018 roku „Legendy” opuściły drukarnię. Wydane zostały z funduszy Wydziału Sztuki i Uniwersytetu Rzeszowskiego w skromnym nakładzie. Tymczasem warto, by to wydawnictwo stało się dostępne dla każdego czytelnika. Album promuje miasto i jego historię, a jednocześnie jest dziełem sztuki. Jest atrakcyjny zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Nawet rodowitym rzeszowianom pozwala odkryć legendy o swoim mieście, o Wilkowyi, Pobitnie i innych jego zakątkach.
Grzegorz Frydryk, linoryt i grafika cyfrowa, 2017, ilustracja legendy "O chorobie kołdunem zwanej".
Przykładowo, znakomity plakacista Wiesław Grzegorczyk zilustrował legendę pt. „Objawienie się Rzeszowskiej Pani”, zaczynającą się w od słów: „Na tem miejscu, na którem jest kościół oo. Bernardynów, mieszkał niejaki Jakub Ado, z urodzenia ubogi kmiotek, z cnoty znamienity człowiek”. To jemu w sadzie, na gruszy, objawiła się Matka Boska. W tym miejscu postawiono kapliczkę, a potem obok niej kościół, w którym stanęła figura Matki Boskiej Rzeszowskiej. Z kolei Janusz Pokrywka wykonał barwną ilustrację do legendy o tym, skąd na szczycie krzyża w Świlczy wziął się kogut i dlaczego rzekę tamtejszą Łuckowa nazwano. Karolina Handermandel wybrała historię o tym, jak wieś Krasne wzięła nazwę od krasnego pola, na którym książę osadził jeńców tatarskich za namową dzielnego wojaka Rzesza. W albumie są i sensacyjne opowieści związane z dawnym Rzeszowem, jak ta wybrana do zilustrowania przez Magdalenę Uchman „O niewiastach o czary pomówionych”. Marek Czarnota przypomina proces, jaki odbył się za czasów księcia Lubomirskiego, kiedy to pewna zazdrosna mieszczka pomówiła kilka kobiet z Pobitna i Staromieścia o uprawianie czarów. Sąd zarządził wówczas próbę wody. Gdyby kobiety wrzucone do Wisłoka, utrzymały się na wodzie, znaczyłoby, że są czarownicami. Te jednak szły na dno i z wody wyławiał je… kat. Miał on ostatecznie swoją „uciechę”, bo fałszywą oskarżycielkę za oszczerstwa skazano na karę pręgierza.
W albumie znajdziemy legendy i podania o wiele mówiących tytułach: „Jak Krzyż Kawalerski herbem Rzeszowa został”, „O wilkach na Wilkowyi”, „O tym, jak Wisłok Królową Jadwigę uratował”, „Jak Piotraszówka w Boguchwałę się zmieniła”, „Dlaczego Rzeszów nazywa się Rzeszów”; a i dość tajemniczych: „Żabnik i Pogwizdoł”, „Skrzynowina”, „O chorobie kołtunem zwanej”.
Wydana na kredowym papierze księga zawiera całe bogactwo technik plastycznych. Klasyczne malarstwo, techniki komputerowe, mieszane, długopis na papierze, akryl na płótnie, drzeworyt, kolaże. Tradycyjny rysunek łączony z montażem elektronicznym. Mimo różnego zestaw artystów i technik, album jest spójną całością. – Łączy je tekst Marka Czarnoty, nadając im jakiś wspólny klimat. Artyści przystępując do pracy wiedzieli, że książka ma mieć format kwadratu, a ilustracja może mieć przełożenie na rozkładówkę. Szukaliśmy oczywiście odpowiedniego rytmu, układając kolejność tych prac. Nie kierowaliśmy się przy tym chronologią czy książką-pierwowzorem, ale obrazami. To była wspaniała praca przy projektowaniu książki – przyznaje prof. Dorota Sankowska.
– Album w pewien sposób oddaje nasze zakotwiczenie w tym miejscu, w tym mieście – dodaje dr hab. prof. UR Jarosław Sankowski, jeden ze współautorów. – Chcieliśmy, aby powstała książka, nad którą będzie można się pochylić. Książka to bardzo kameralny sposób odbierania grafiki i tekstu, specyficzna i historyczna przestrzeń czytania. Książkę zaczyna się czytać, w pewnym momencie odkłada. Czasem wraca za godzinę, czasem za miesiąc. Czasem podróżuje się po książce, oglądając najpierw obrazki. Jeśli nam się podobają, to sądzimy, że tekst także jest dobry. Taką książkę czyta się wielokrotnie. Dobra książka jest w sercu.
Stanisław Lifar, bez tytułu, 2017, technika własna, ilustracja "Opowieść o strzale".
– Ilustracja jest trudną dziedziną sztuki artystycznej. Bywały czasy, że traktowano ją jako sztukę użytkową, która służy słowu i literaturze, ma je objaśniać – uzupełnia prof. Sankowska. – Na naszych studiach staraliśmy się tak przygotować program zajęć i tak je poprowadzić, aby ilustrację traktować w szerokim znaczeniu i jako właśnie sztukę. Słowo jest ważne, ale nie tłumaczymy obrazem słowa. Dzieło literackie staje się tematem dla artysty, ale jednocześnie ilustracja nie musi się ograniczać do czystego przedstawienia treści, nie ma wprost przekładać akcji, nastrojów bohaterów. Lepiej, gdy dopowiada, rozwija, nawet wchodzi w dialog. To czyni ilustrację dziełem autonomicznym, które może funkcjonować także poza książką.
Album, który stworzyli studenci i profesorowie, także może być książką, do której się wraca. – Marek Czarnota, sam będąc bibliofilem, nie mógłby sobie wymarzyć piękniejszej książki z wybranymi fragmentami swoich legend – domyśla się prof. Dorota Sankowska.
Album: Legendy Rzeszowskie Marka Czarnoty w ilustracjach pracowników i studentów Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Na podstawie wybranych tekstów Marka Czarnoty „Podania, legendy i opowieści z Rzeszowa i okolic”, wg projektu graficznego Doroty Sankowskiej, Anety Suslinnikow i Natalii Łach, Oficyna Wydawnicza Zimowit, Rzeszów 2018.
Justyna Świetlik, malarstwo cyfrowe, 2017, ilustracja legendy "Dwa serca złączone".