Reklama

Kultura

Szukając domu w Beskidzie Niskim – “Dziennik Uciekiniera” pisany pod Cergową

Alina Bosak
Dodano: 09.10.2017
35287_m
Share
Udostępnij

Pewnego dnia Joanna Sarnecka, warszawianka, pakuje walizki i wraz z trójką dzieci wyprowadza się do Zawadki Rymanowskiej w Beskidzie Niskim. Jest po rozwodzie. Musi od nowa budować dom. Czy uda się to właśnie tu? W dolinie pod Cergową?  „Zamykanie za sobą drzwi bywa trudne”, pisze Joanna na pierwszej stronie „Dziennika Uciekiniera” – bardzo osobistej, szczerej i pełnej metafor opowieści o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.

Jest sierpień 2011 roku, kiedy Joanna Sarnecka na internetowym blogu umieszcza pierwszy wpis. Jest Uciekinierem. Dlatego blog zatytułowała właśnie tak – „dziennik uciekiniera”. Będzie prowadzić go przez cztery lata. Aż ułoży się w opowieść o wykorzenianiu z wielkiego miasta, odchodzeniu i budowaniu od nowa, o tęsknocie, bezdomności i dobrych chwilach w dolinie na końcu świata. Tak powstała książka „Dziennik Uciekniera”. W tym roku ukazała się w wydawnictwie Oficynka i trafiła do księgarń, także bieszczadzkich.

Bieszczady i Beskid Niski dały schronienie wielu niespokojnym duszom i zakapiorom, tym, co gnania marzeniem rozpoczęli niełatwą włóczęgę. Nie żyło się tu łatwo, ale prawdziwie i ślady tych uczuć znalazły się także w książce Joanny Sarneckiej.

To lektura, która na długo zapada w pamięć. Joanna, antropolog i animatorka kultury potrafi bowiem zajmująco opowiadać. Wie to każdy, kto miała okazję podziwiać występ grupy Opowieści z Walizki. Joanna ją stworzyła i wraz z zaprzyjaźnionymi artystami jeździ po całej Polsce, by opowiadać dzieciom i dorosłym historie – wymyślone i adaptowane baśnie, mity, przypowieści. Grupa powstała jeszcze w Milanówku pod Warszawa, a Joannie udało się utrzymać ją po przeprowadzce w Beskid Niski. Wcale nie było to łatwe, czego czytelnik „Dziennika Uciekiniera” łatwo się domyśli.

To nie jest historia o bogatym warszawiaku, który wykupił pięć hektarów ziemi na dalekiej wsi, postawił drewniany dwór i wiedzie szczęśliwe życie z widokiem na góry. W „Dzienniku” jest z tego tylko widok na góry. Szczęścia się tu szuka, a rzeczywistość drapie skórę i szczypie w oczy. Trzeba się z nią zmagać, nie poddawać się i nigdy nie tracić z oczu marzeń. To najważniejsze to własny dom.

Jego szukanie dzieli się na etapy. Najpierw trzeba przejść żałobę po stracie tego poprzedniego miejsca i ludzi z nim związanych.

Joanna pisze: „Pożegnania. Kolejne, jedno po drugim, jedno trudniejsze od drugiego. Czy pamiętasz swoje pierwsze pożegnanie? Z matką, kiedy zostawiała cię po raz pierwszy samego? Z przyjacielem, z kimś, kto odszedł na zawsze? Tak, pamiętam. Nawet jeśli zatarły się w głowie szczegóły, nawet jeśli obraz tamtego rozstania jest poszarpany i nieczytelny, kolory, kształty, otoczenie, dokładny czas i miejsce, nawet jeśli to wszystko nie jest już dla mnie takie pewne, to pewne jest to, co się zdarzyło. Ten moment, kiedy trzeba po prostu pozwolić odejść. Najtrudniejszy spośród gestów. Tak, idź, odejdź, jeśli tak ma być.”

Budowanie nowego domu nie jest łatwe. I nie chodzi tylko o eleganckie cztery ściany. Dlatego: <> Uczucie bezdomności okazuje się niezależne od statusu majątkowego. Jest udziałem każdego, kto wytrącony z utartego szlaku i przeniesiony w nowe miejsce, próbuje je oswoić, uczynić swoim, nauczyć się nowych dróg.

„Dziennik Uciekiniera” okazuje się wielką metaforą ludzkiej włóczęgi w poszukiwaniu domu, szczęścia i siebie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy