Nie czytamy? Bzdura. Uwielbiamy słowo, pewnie bardziej to mówione, niż pisane, ale na spotkania z Janem Nowickim, Katarzyną Grocholą, czy Jerzym Bralczykiem przy okazji Bieszczadzkiego Lata z Książką przyszły setki osób. W sobotę Nowicki i inni uwodzili słowem w Przemyślu, w niedzielę jest jeszcze szansa na spotkanie z książką, ale i Jerzym Kisielewskim, czy Hanką Bakułą także w Sanoku.
Świetny aktor filmowy i teatralny, genialny Wielki Szu – takiego Jana Nowickiego znamy wszyscy. Niewielu wie, że Nowicki to też autor książek, m.in. „Między niebem a ziemią”- zbioru felietonów-listów publikowanych w latach 1998–2000 na łamach „Przekroju”, których adresatem był nieżyjący już twórca Piwnicy pod Baranami, Piotr Skrzynecki oraz autobiografii „ Mężczyzna i One”. Jan Nowicki autor piosenek?! Też prawda, i to nie byle jakich, bo z muzyką Zbigniewa Preisnera, Jana Kantego – Pawluśkiewicza oraz Zygmunta Koniecznego, śpiewanych przez Grzegorza Turnaua i Andrzeja Grabowskiego.
Do tego genialny cynik, sybaryta, gawędziarz i prowokator. Gdy w sobotę zasiadł na scenie w Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu, zdawało się, że nigdy z niej nie zejdzie, a goście nigdy nie wstaną z krzeseł. Po prostu ma tę fenomenalną umiejętność zagarnięcia czasu i przestrzeni, wystarczy dać mu mikrofon do ręki i nie przeszkadzać.
– Konwalie, bzy, albo pet – wiecie, co to jest?! – przekomarzał się z widownią Jan Nowicki. – Początek piosenki. Bo pisanie piosenek jest fenomenalnym zajęciem dla starszego, kulturalnego pana. Dlatego nie zachęcam do pisania krzyżówek, jak to robi Wałęsa, bo jeszcze was to doprowadzi do Nagrody Nobla, ale każdy kto kocha słowo, może spróbować napisać piosenkę, choćby tylko dla siebie samego.
Dla Nowickiego pisanie jest zajęciem boskim i nie ma wątpliwości, że w kulturze najważniejsza jest literatura, muzyka, teatr, a gdzieś na samy końcu „telewizyjne ścierwo”.
– Dziś poważny aktor, żeby zarobić 500, 600 zł musi się solidnie „upieprzyć”, więc ja sobie piszę – ironizował Nowicki. – I bynajmniej nie są to wynurzenia starego, zgorzkniałego człowieka, ale moja obserwacja rzeczywistości. Dzisiaj sukces jest jeszcze trudniejszy do zniesienia niż brak sukcesu. Sukces wymaga jazdy na rowerze, chudego sera i wypalonych 5 papierosów, zamiast 60. Więc po co mi to?!
Nowicki od pięćdziesięciu lat związany z Teatrem Starym w Krakowie i kręgiem twórców „Piwnicy pod Baranami” nie mógł nie odwoływać się do klimatu i ludzi Krakowa.
– To jest miasto poza czasem – mówił. – Takie było i ciągle takie jest. – Wychodziłeś na Rynek i spotykałeś wszystkich. Obok siebie siadali: „Suchy Franek” ( wiecie, o kim mówię, o kardynale Franciszku Macharskim), nastroszony śp. Czesław Miłosz, wiecznie wkurzony śp. Sławomir Mrożek z tą swoją dziwną żoną i tak czas płynął na niekończących się dyskusjach. Z daleka przemykał jeszcze śp. Tadeusz Kantor, czasem rzucając; A to pan jeszcze żyje? Wielka szkoda.
I do dziś ten Kraków na swój sposób jest „dziwaczny”. Gdy Nowicki napisał piosenki: „Noc”, „Konwalie, bzy, albo pet”, ktoś za darmo udostępnił studio nagraniowe, kompozytor nie pytając o kasę napisał muzykę, a ktoś uznany muzycznie chętnie włączył piosenkę do swojego repertuaru.
Sam Nowicki ma tę cudną umiejętność, że bez wysiłku spuszcza powietrze z balonika naszego zadęcia i głupoty. Po prostu świetnie się go słucha i czyta. Przez lata uważany za dyżurnego eksperta w sprawach damsko-męskich wydał w końcu autobiografię „Mężczyzna i One”. I … widać tu świetną, starą szkołę mówienia i pisania, ogromny dystans do siebie i godność dojrzałego mężczyzny, od którego młodsi – kobiety i mężczyźni – nauczyć się mogą wiele. Jest w niej subtelny dystans ludzi, którzy widzieli w życiu niejedno, co bardzo podnosi na duchu, gdyż obcowanie z takim doświadczeniem nie męczy ani nie budzi frustracji. Nowicki ma ten czar nienabyty, niewyćwiczony i dla większości śmiertelników nieosiągalny – jak mawiał Jerzy Pilch.