Reklama

Kultura

Hej, wy, ptaszkowie z gaju zielonego. Pieśni Lasowiaków

Alina Bosak
Dodano: 12.07.2023
Zespół Pieśni i Tańca "Kamień" z Kamienia na inauguracji III Festiwalu Kultury Lasowiackiej w Kolbuszowej. Fot. Tadeusz Poźniak.
Zespół Pieśni i Tańca "Kamień" z Kamienia na inauguracji III Festiwalu Kultury Lasowiackiej w Kolbuszowej. Fot. Tadeusz Poźniak.
Share
Udostępnij

„Oj, lesie, nasz lesie, oj, lesie bez granic, kaj miłości nie ma, to kochanie na nic” – śpiewali Lasowiacy, żyjący w Puszczy Sandomierskiej. To jedna z wielu ich przyśpiewek, po które chętnie sięgają współczesne kapele. Etnografów szczególnie jednak fascynują pieśni obrzędowe, liczące wiele setek lat – przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie – do dziś zachowały archaiczne cechy z czasów średniowiecza. 

Kochała je i śpiewała przy każdej okazji sławna ludowa artystka Maria Kozłowa, dla potomnych pragnął zachować niestrudzony etnograf Franciszek Kotula, rejestrowała na taśmie wybitna choreograf Alicja Haszczak – pieśni Lasowiaków zwracają uwagę ciekawymi tekstami i bogatą poetyką. Jak cały folklor tej grupy etnograficznej wyróżniają się za sprawą różnych wpływów, ale i pewnej izolacji, w jakiej kształtował się puszczański charakter osadnictwa w widłach Wisły i Sanu, na północ od Rzeszowa.

– Przy czym to granice umowne, bo Lasowiaków spotykamy także na prawym brzegu Sanu – przypomina Jolanta Danak-Gajda, etnograf i muzykolog, autorka audycji poświęconych ludowym twórcom, uhonorowana za zasługi dla kultury ludowej Nagrodą im. Oskara Kolberga. – Puszcza Sandomierska była zasiedlana dość późno, głównie przez mieszkańców Mazowsza i Małopolski, stąd w gwarze lasowiackiej pojawiło się np. mazurzenie. Słychać je także w ich pieśniach – obrzędowych, powszechnych i przyśpiewkach. To one są dziś najbogatszym zbiorem folkloru słownego Lasowiaków, jaki udało się ocalić.  

Pieśni towarzyszyły różnym wydarzeniom powiązanym z dorocznymi obrzędami, ale także rodzinnymi ceremoniami, jak śluby czy pogrzeby. Najstarsze pieśni obrzędowe swoimi  korzeniami sięgają nawet średniowiecza.  

– Zachowały się archaiczne pieśni weselne pełniące funkcje rytualne. Wesele to obrzęd przejścia – dla kobiet ze stanu panieńskiego do społeczności mężatek. Aby owo przejście uprawomocnić, towarzyszyły mu specyficzne, pełne symboliki pieśni przypisane poszczególnym etapom obrzędu – gdy panna młoda ubierała się w komorze do ślubu, śpiewały jej drużki, a i orszak, który z panem młodym przybył po nią do domu, witał się pieśnią. Śpiewano podczas błogosławieństwa rodziców, na opuszczenie domu, na oczepiny i na zakończenie wesela – wylicza Jolanta Danak-Gajda. – O tym, jak są stare, świadczą zachowane w niektórych z nich archaiczne skale w melodyce, jak m.in. pentatonika, czyli skala pięciostopniowa. Rytualne pieśni weselne charakteryzują się wolnym tempem, zmienną rytmiką i nieokreślonym ściśle metrum. Śpiewa się je jednogłosowo, charakterystycznie zawodząc. Przykładem takiego znanego od wieków utworu jest pieśń obrzędowa „Oj, chmielu, chmielu”, śpiewana po oczepinach.

Z czasem na weselach zawrotną karierę zrobiły przyśpiewki. Oparte na prostej melodii, z doraźnie wymyślonym tekstem, śpiewane „na drużbę”, „na swaszkę” i innym gościom zabawy, do dziś ubarwiają niejedno wesele.

Z obrzędowością rodzinną wiążą się także pieśni żałobne śpiewane podczas czuwania przy ciele zmarłego. – Są to stare pieśni, być może sięgające czasów baroku, nieludowego  pochodzenia, które z czasem uległy folkloryzacji. Do naszych czasów zachowały się one zanotowane w zeszytach przewodników ceremonii  żałobnej, intonujących śpiewy. Takie  pieśni znajdują się m.in. w repertuarze Zespołu Regionalnego „Grodziszczoki” i za ich wykonanie zespół otrzymał nagrodę na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą – mówi etnografka.

Teksty lasowiackich pieśni żałobnych dostosowane były m.in. do wieku osoby, która odeszła. Inaczej śpiewano przy zmarłym przedwcześnie młodzieńcu (dla którego śmierć chce się ustroić jak panna młoda w białe „rękawicki”), a inaczej przy ciele starca. W Grodzisku modlących się o spokój duszy zmarłego częstowano na koniec kromką razowego chleba z miodem lub ćwikłą z cukrem. Owa jałmużna za duszę stanowiła ważną część obrzędu.  

Lasowiacki rok pełen obrzędów

Wśród dorocznych obrzędów szczególnie bogaty jest repertuar ludowych pieśni kolędniczych, które śpiewane były kiedyś powszechnie w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku przez różne grupy przebierańców chodzących po wioskach i miasteczkach.

– Wyodrębnia się dwa typy kolęd: o tematyce religijnej i świeckiej – zwraca uwagę Jolanta Danak-Gajda. – Do ludowych kolęd religijnych należą pastorałki śpiewane np. podczas  jasełek i w przedstawieniach  z  szopką,  itp. Najciekawsze z tego repertuaru są kolędy określane jako świeckie. Wiele jest tu pieśni życzeniowych kierowanych najczęściej do gospodarzy, panien na wydaniu i kawalerów. Śpiewano je odwiedzając rodzinę i sąsiadów, ale najczęściej wykonywały je grupy kolędników wędrujące w okresie noworocznym po domach. Zwyczaj pochodzi jeszcze z czasów przedchrześcijańskich, kiedy obchodzono godnie święta związane z przesileniem zimowym, a pieśnią obrzędową zabiegano o urodzajny rok. Stąd przemieszanie treści świeckich i religijnych w tych tekstach.

Pieśni kolędników śpiewane gospodarzom zachowały się w najróżniejszych odmianach. Wariantowość jest cechą charakterystyczną ludowych pieśni, które z pokolenia na pokolenie przekazywano w tradycji ustnej, zmieniając czasem słowa, wersy, dopisując nowe zwrotki.

W roku obrzędowym szczególnie obchodzono i wciąż się obchodzi dożynki. Pochód żeńców z wieńcem również oprawiony był śpiewem. A wśród pieśni archaiczną metryką wyróżnia się „Plon niesiemy, plon” – śpiewana nie tylko przez Lasowiaków.

– Do czasów współczesnych zachowało się niewiele pieśni żniwnych z terenu Puszczy Sandomierskiej. Kotula zebrał ich tylko kilka – przyznaje Jolanta Danak-Gajda. W zbiorach Radia Rzeszów udało się jednak utrwalić takie pieśni w wykonaniu Walerii Popieluch z Wólki Pełkińskiej. Cechuje je archaiczna melodia i charakterystyczny zawodzący zaśpiew:

„O ja, mój zagoneńku, za ludźmi, za ludźmi

A przyjdźże mój Mikołasiu, a pomóż mi.

A przyjdźże mój Mikołasiu, a przyjdźże mi co żywo

Oj, bo mi jakoś marnie idzie dzisiej żniwo.

Oj, pewnież ty, kochano, cało nocke nie spała

O, jażes aż tak daleko za żeńcami została

O, jakżeś tak daleko za żeńcami została

Oj, pomóż że mi, pomóż, oj, to ich dogonimy

Oj, jak nos będzie dwoje, oj, to ich wyprzedzimy.

Za to współczesnych pieśni dożynkowych u Lasowiaków jest wiele. Układane z potrzeby chwili przez młodzież, miejscowych poetów dodają świeżego kolorytu obchodzonym co roku dożynkom. Dużo w nich dowcipu, żartów, przytyków, których przykłady i u Kotuli wyczytamy: „Nasi kolejarze – nie ma co narzekać, Pod szlabanem musisz dwie godziny czekać” (śpiewano na dożynkach w Jaślanach w 1967 roku). Ale też wcześniej śpiewacy w pieśni apelowali: „Nasi mili goście, proszę się nie gniewać, co my dziś przy wianku będziemy tu śpiewać”.

Ballady i inne pieśni powszechne Lasowiaków

Aby śpiewać, nie potrzebowano jednak czekać na obrzędy. Pieśń towarzyszyła codziennym czynnościom. Szybciej mijały z nią długie godziny spędzane w pracy na polu, w lesie, podczas zimowych wieczorów. Wśród pieśni powszechnych nie brakowało sensacyjnych ballad, kołysanek, miłosnych i żartobliwych piosenek. W miejscowościach położnych wzdłuż rzek, którymi spławiano drewno z puszczy do Gdańska, do dziś znane są także pieśni flisackie.

– Pieśń towarzyszyła ludziom przy każdej robocie – przyznaje Jolanta Danak-Gajda. – Jak bardzo była z pracą zespolona, uświadomiło pewne spotkanie podczas badań terenowych, w których uczestniczyłam jeszcze podczas studiów. Chcieliśmy nagrać pieśni, a śpiewaczka ludowa akurat pracowała na polu. Kiedy stanęła przed mikrofonem, śpiew jej jednak nie wychodził. Dopiero kiedy wróciła do pracy motyczką i w rytm uderzeń o ziemię zaczęła śpiewać, wszystko zabrzmiało jak trzeba. Śpiewano wspólnie, zbierając się na darcie pierza5 czy łuskanie grochu w jednej chacie. Trzeba tu też wspomnieć o śpiewach magicznych, bo przecież odczynianie uroków, wypędzanie chorób w obrzędowości Lasowiaków zajmowało niegdyś miejsce szczególne. Do dziś te dawne rytuały przypominają „Lasowiaczki” z Baranowa Sandomierskiego – zespół, który przed laty założyła Maria Kozłowa, a potem prowadziła Anna Rzeszut – babcia Hanka. Pieśń była więc wszechobecna. Jeszcze z mojego dzieciństwa pamiętam, że wciąż gdzieś było słychać śpiew.

Co udało się zachować z pieśni Lasowiaków

Po drugiej wojnie światowej rozpoczął się ruch folklorystyczny i dzięki temu wiele tradycyjnych pieśni udało się zachować. – Ważną rolę odegrał tu Wojewódzki Dom Kultury. W latach 80. pracowała w nim etnografka Marianna Halicka, która organizowała przeglądy pieśni na określony temat. Pamiętam przegląd pieśni żniwnych, pieśni kolędniczych i maryjnych. Ludzie odnajdywali teksty w zapiskach rodzinnych, wygrzebywali je z zakamarków pamięci i śpiewali na scenie. To pozwoliło wiele nich zachować, a ludziom ze wsi uświadomiło, że twórczość ludowa jest doceniana, warto ją utrwalać i kultywować dla kolejnych pokoleń – zauważa Jolanta Danak-Gajda. Przypomnieć też trzeba o ważnej roli Franciszka Kotuli i Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie. Kotula przez lata organizował obozy etnograficzne, na które zjeżdżali naukowcy z różnych stron Polski, m.in. mój profesor Bogusław Linette, etnomuzykolog i etnograf, który opisywał pieśni w ośrodku mokrzyszowsko-grębowskim koło Tarnobrzega. Mamy dziś nuty, teksty. Wspaniałą pracę wykonała także Ewa Fedyczowska, która na Uniwersytecie Rzeszowskim obroniła doktorat właśnie na temat pieśni lasowiackich. Przebadała te, które znajdują się w zbiorach zostawionych przez Franciszka Kotulę. Blisko dwieście pieśni usystematyzowała, dając nowe cenne źródło wszystkim tym, którzy folklorem Lasowiaków się interesują.

Takich osób rzeczywiście nie brakuje. Sięgają po nie tradycyjne kapele, a także zespoły folkowe i inni artyści, odkrywając w dawnych pieśniach ponadczasowe teksty i przesłanie. A przykładem może być album „Puszcza” nagrany przez Somethingski Trio i Darię Kosiek, a wydana przez WDK w Rzeszowie. Nikodem Soszyński sięgnął po pieśni Lasowiaków i stworzył dla nich współczesne aranżacje. Album zamyka ukochana pieśń Marii Kozłowej:

Napolcie ze mnie, napolcie ze mnie popiołu, popiołu.

I rozsijcie mie, rozsijcie mie po calusieńkiem polu.

Wyrośnie ze mnie, wyrośnie ze mnie, stokrutka, stokrutka.

Bedzie mie płakoł, bedzie żałowoł i uojciec, i matka.

Wyrośnie ze mnie, wyrośnie ze mnie rózy kwiot, rózy kwiot

Bedzie mnie płakoł, bedzie żałowoł cały świat, cały świat.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy