Zielony fotel, gasnące światła i ten nienachalny, acz doskonale wyczuwalny zapach kurzu – taka jest magia kina, zwłaszcza takiego, jak kino „Zorza”, które od 67 lat żyje swoim filmowym życiem w samym sercu Rzeszowa, a które właśnie stało się bohaterem dokumentalnej opowieści wyreżyserowanej przez Ewę Kitlińską. Na piątkowej premierze na widowni usiedli ci, którzy na „Zorzy” i w „Zorzy” się wychowali. Tutaj poznali ulubionych bohaterów na wielkim ekranie, tutaj spędzali wagary, przychodzili na pierwsze randki, czy tak jak Marta Kraus, szefowa Podkarpackiej Komisji Filmowej, w kinie „Zorza” zaręczyła się. Wzruszający, niespełna 40-minutowy dokument zabiera nas w sentymentalną, pełną emocji, humoru, ale i niezwykłego klimatu podróż, bo przecież na ulicy 3 Maja w Rzeszowie od zawsze było kino, kościół, szkoła i sklep papierniczy, którego już nie ma, ale w którym powstała „niebieska” sala studyjna, kinowa oczywiście.
Film powstawał ponad 2 lata, nakręcono prawie 40 godzin materiału, wszystko w niełatwym czasie – pierwsze pandemii COVID-19, potem wojny na Ukrainie, tak blisko granic Polski, Podkarpacia, w końcu Rzeszowa, który od ponad roku jest największym hubem humanitarnym i militarnym dla naszych sąsiadów ze Wschodu. I gdy podglądamy na ekranie Grażynę Deptuch, prezeskę Regionalnej Fundacji Filmowej, która jest właścicielem „Zorzy”, ta zrezygnowanym głosem przyznaje, że jeszcze bardziej niż koronawirusa obawia się wojny.
A przecież „Zorza” to już jedyne kino studyjne w mieście, które od 67 lat jest częścią Rzeszowa. Gdy w latach 50. XX wieku oddawane było do użytku, zachwycało nowoczesnością, przestrzenią i prestiżową miejscówką.
– Zorza była trzecim powojennym kinem. Trzecim, spośród dwudziestu czterech, które istniały w Rzeszowie. Do 2023 roku przetrwało jako jedyne, walcząc z przeciwnościami i kryzysami, klucząc pomiędzy multipleksami, digitalizacją i transformacją kulturowo-społeczną. Zorza jest ważnym miejscem nie tylko dla mieszkańców Rzeszowa, ale i dla całej kultury kiniarzy, która już dawno odeszła. W swoich murach wychowała tysiące ludzi. W wielu miejscach Polski na ulicach mijają się “dzieci Zorzy” – pracownicy, miłośnicy kina, wychowankowie starych murów – mówią Ewa Kitlińska, reżyserka i scenarzystka oraz Mirek Mazurkiewicz, operator.
Andrzej Zawiślak. Fot. Dominik Matuła
To dzięki nim wędrujemy po zakamarkach „Zorzy” podążając za Andrzejem Zawiślakiem, kinooperatorem, który w „Zorzy” przepracował 55 lat. Haliną Kowalską przez ponad 30 lat związaną z dużym ekranem przy ulicy 3 Maja, odpowiedzialną za dystrybucję filmów do mniejszych kin na Podkarpaciu oraz Kasią Kazanecką, całym sercem przywiązaną do „Zorzy”, która wymyśliła popularny cykl „Zorza w ciemno” i odpowiada za promocję kina.
Tak powstała ciepła, wzruszająca opowieść, bo przecież „Kino to kino” – jak mówi Katarzyna Kaznecka. W dobie Netflixa i innych platform filmowych wydawało się, że żywot X Muzy wydaje się przesądzony, a jednak nie.
– Magia kina zawsze działała i będzie działać – dodaje Kazanecka. – Na pierwszy seans przyszłam tutaj z tatą i pokochałam to miejsce. Pamiętam, jak przed laty ściągałam plakaty filmowe z tablic, najlepiej po deszczu – idealnie wtedy „odchodziły” i kilka wisiało w moim pokoju.
Dla Haliny Kowalskiej kino przez lata kojarzyło się ze „ścianą płaczą”, czyli rozpiską filmów do kin w regionie, a już całkiem serio, po tylu latach i godzinach spędzonych w tym miejscu, nie można go nie kochać.
– Uwielbiam thrillery i melodramaty. Po prostu – dodaje pani Halina. Absolutnie zachwycająca na ekranie, tak naturalna i zabawna, że nie sposób o niej zapomnieć. Tak samo jak o mailu, w który żegna się ze współpracownikami na dzień przed odejściem na emeryturę.
– Praca w kinie była jak pomieszanie wszystkich gatunków filmowych – pisze, a widownia nie kryje swojego entuzjazmu.
Film o Kinie Zorza w Rzeszowie
Wzrusza się, gdy Andrzej Zawiślak po 55 lat latach spędzonych na zapleczu kina, po przewinięciu tysięcy kilometrów taśm filmowych, żegna się z „Zorzą”.
– Istnieje życie po kinie – żartuje mężczyzna. – Kupiłem akwarium, hoduję rybki i nawet się rozmnażają.
– To jest miejsce, gdzie mogę uciec, schować się, wejść do innego świata i doświadczać go sama, albo z bliskimi mi osobami – dodaje Ewa Kitlińska.
…”Jakże tu miło się wtulić, deszcz, zawieruchę przeczekać i nic, i nic nie mówić, i trwać, i nie uciekać. Najlepsze te małe kina, gdzie wszystko się zapomina; że to gospoda ubogich, którym dzień spłynął źle…” – jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński w wierszu „Małe kina”, który został wykorzystany w zapowiedzi dokumenty o „Zorzy”.
– Kino to spotkanie ze sztuką i z drugą osobą. Tutaj mam czystą głowę – przyznaje Mirek Mazurkiewicz.
Od lewej: Grażyna Bochenek, Katarzyna Kazanecka, Halina Kowalska, Ewa Kitlińska, Basia i Mirek Mazurkiewicz. Fot. Dominik Matuła
Ta krótkometrażowa dokumentalna opowieść o Kinie Zorza jest pretekstem do refleksji o tym, czym było kino kiedyś a czym jest teraz i jaką pełni rolę w naszej świadomości, kulturze, społeczeństwie. To także obserwacja codziennego życia kina, któremu towarzyszy szczypta magii. Po premierze był też koncert jazzowo-poetyckiej grupy Late Night Poems, zainicjowanej przez rzeszowskiego twórcę Bartłomieja "Eskaubei" Skubisza, na którym zabrzmiały utwory z płyty „Ostatni Dzień Lata", które posłużyły za soundtrack do filmu „Zorza".
Film w reżyserii Ewy Kitlińskiej wyprodukowany przez Stowarzyszenie Form Różnych powstał w ramach Podkarpackiej Kroniki Filmowej ze środków Województwa Podkarpackiego. Partnerem produkcji jest Miasto Rzeszów.