Reklama

Dom

Po co komu architekt wnętrz?

Artykuł sponsorowany
Dodano: 18.12.2014
14299_galeria-1
Share
Udostępnij
Takie pytanie pada bardzo często w dyskusjach na forach internetowych pod artykułami o urządzaniu wnętrz.
Zwykle, jednym tchem dodawane jest uzasadnienie takiego stanowiska, które brzmi mniej więcej tak: "Nie rozumiem, jak można pozwolić obcej osobie na to, by mówiła mi jak mam urządzić swoje mieszkanie / dom?".
 
Jest w tym dużo racji.  Ale też sporo niezrozumienia roli jaką pełni projektant w procesie "budowania" wnętrza. Praktycznie każdy z nas wie, w jakich wnętrzach najlepiej się czuje, co sprawia, że nasze mieszkanie, czy dom są bardziej przytulne i, że chętniej do nich wracamy po pracy. W końcu, każdy z nas ma jakiś gust, wie co mu się podoba, czy potrafi powiedzieć jakie kolory sprawiają, że czuje się w danym wnętrzu lepiej. Dodatkowo, większość osób, które budują dom, czy planują zakup mieszkania, przegląda czasopisma wnętrzarskie, czy portale internetowe poświęcone urządzaniu wnętrz.
 
W internecie można znaleźć również całą masę stron projektantów, a każda z nich ma tzw. "galerię", w której projektanci ci, chwalą się swoimi pracami. Wystarczy tego na to, by czerpać pełnymi garściami i z pomysłów i z podpowiedzi. Czy jednak rzeczywiście? To, że się wie CO chciałoby się mieć w swoim wymarzonym mieszkaniu czy domu, nie oznacza jeszcze, że wie się JAK to zrobić. Różnica, wydawałoby się minimalna, a jednak zasadnicza – bo jak wiadomo "diabeł tkwi w szczegółach".
 
Kilkanaście lat temu, zgłosiło się do mnie młode małżeństwo, które z jakichś, bliżej mi nie znanych powodów (w które nie wnikałem), wykupiło od spółdzielni… przejście pomiędzy klatkami na ostatniej kondygnacji wieżowca, plus małe pomieszczenie gospodarcze (pralnia, lub suszarnia – nie pamiętam już). Miałem zaadaptować je na mieszkanie. Całość miała jakieś trzydzieści parę metrów kwadratowych, a jedynym, w miarę sensownym (jeśli chodzi o gabaryty) pomieszczeniem, była ta pralnio-suszarnia. W pozostałej części "mieszkanie" miało szerokość bodajże 1,8 m. Powiem szczerze, że na tak nietypowej przestrzeni zorganizować coś, co można by było nazywać mieszkaniem, nie było łatwo. Projekt został zrealizowany, klienci wyszli z pracowni zadowoleni, a ja do dziś uważam go za najbardziej ciekawy problem projektowy z jakim miałem okazję się zmierzyć.
 
To oczywiście przykład najbardziej nietypowy w mojej karierze, ale gdyby się tak zastanowić, to wcale nie tak znowu oderwany od problemów, które napotykają klienci budujący domy, czy kupujący "normalne" mieszkania. Na nich też czyha sporo problemów zarówno powierzchniowych, jak i funkcjonalnych. Czyli takich, które należy rozwiązać ZANIM w oknach zacznie się wieszać firanki, a na ścianach obrazy. Bo w każdym projekcie najbardziej istotna jest jego FUNKCJA. Najpiękniejsze wnętrze, wykończone najdroższymi materiałami, pozbawione odpowiedniej funkcjonalności pozwalającej na wygodne i bezproblemowe korzystania z niego, będzie zawsze gorsze od wnętrza przaśnego ale przygotowanego zgodnie z potrzebami jego mieszkańców. Niestety, jak się nie wie jak prawidłowo rozwiązać funkcję, to popełnia się błędy, które mszczą się na nas przez lata. A nie każdy to wie, bo do tego potrzeba lat praktyki.
 
Jaką chcę mieć lodówkę?
 
Zwykle na etapie zakupu mieszkania, czy projektu domu, mało kto zastanawia się jak DOKŁADNIE będą urządzone poszczególne pomieszczenia. Oczywiście, każdy ma wyobrażenie ogólne – że narożnik, że lodówka, że kabina prysznicowa zamiast wanny… Ale 9 na 10 klientów pytanych przeze mnie o szczegóły nie potrafi precyzyjnie odpowiedzieć na zadane pytanie. Ja to nawet rozumiem – na tym etapie, głowę zaprzątają im rzeczy dużo istotniejsze w ich mniemaniu. Ale decyzje dotyczące GABARYTÓW poszczególnych elementów wyposażenia podjęte PRZED rozpoczęciem prac wykończeniowych, pozwalają bardzo często na uniknięcie rozczarowania w momencie ich finalizowania. Bo, wtedy może się okazać, że ta przykładowa lodówka – owszem, mieści się w kuchni ale jej gabaryty powodują, że nie wygląda ona tak wspaniale, jak wyobrażał to sobie wcześniej inwestor. Albo chociażby powoduje, że dostęp do niej nie jest tak wygodny, jak mógłby być.
 
Kiedy zajmuje się projektem osoba z doświadczeniem, to już na etapie wstępnego rozplanowania funkcji, może inwestorowi przedstawić alternatywę – jeśli lodówka zwykła, to zrobimy to w taki sposób, a jeśli typu "side by side" (która ma nie tylko większą szerokość, ale również głębokość – o czym część inwestorów zdaje się zapominać), to zrobimy to inaczej. 
 
Czasem jest to kwestia zmiany układu mebli ale nierzadko, trzeba np. przestawić ścianę albo wykonać zabudowę z gips-kartonu, która spowoduj, że całość nabierze funkcjonalnego i estetycznego sensu. Kiedy się o tym wie przed rozpoczęciem prac, to jest czas na ewentualne zmiany czy korekty. Gorzej, kiedy taki problem pojawia się kiedy wnętrze już pomalowane, "uzbrojone" gniazdkami, z ułożoną podłogą, czeka tylko na wniesienie mebli.
 
Oczywiście – może to również doradzić stolarz wykonujący meble (coraz częściej w cenie wykonawstwa mamy projekt), ale kuchnia to nie tylko szafki. Czy stolarz zaprojektuje nam obniżenie sufitu i rozmieści oprawy oświetleniowe? Czy rozplanuje płytki i dobierze ich rodzaj do koloru szafek? Czy uwzględni problem dopasowania kuchni otwartej do pozostałej części domu (salonu, jadalni) tak, żeby stanowiły one spójną całość? A najważniejsze – czy wtedy, kiedy będzie nam to doradzał (jeżeli już) będziemy mieli na to i czas i ochotę? Że o pieniądzach na dodatkowe przeróbki nie wspomnę.
 
 
Gdzie podepnę choinkę?
 
Większość projektów, które kupujemy (nieważne, czy u developera, czy w pracowni sprzedającej gotowe projekty) zawiera również projekt instalacji elektrycznej. To zrozumiałe, bo wiadomo, że bez gniazdka, włącznika, czy kabelka, do którego możemy podpiąć lampę – trudno funkcjonować. Problemem tych projektów jest to, że są one uniwersalne – takie dla wszystkich, czyli – dla nikogo. Czy ktoś na etapie analizowania projektu mieszkania / domu, który ma zamiar kupić zastanawia się, że w okresie świąt, pojawi się w jego domu coś takiego jak choinka? Sądzę, że jeśli tak, to mało kto. 
Problem niby żaden, bo przy pomocy odpowiednio długiego przedłużacza można się podpiąć nawet do sąsiada ale – jeżeli można na etapie realizacji projektu rozplanować instalację elektryczną nie tak, jak sobie to wymyślił "uniwersalnie" autor projektu, który zakupiliśmy, ale tak, jak NAM to pasuje najbardziej, to dlaczego tego nie zrobić? 
 
W końcu elektrykowi obojętne jest według jakiego projektu będzie rozprowadzał kable, a nie każdy ma w sobie tyle samozaparcia żeby wprowadzać kolejną poprawkę w momencie, kiedy inwestorowi przypomni się, że nie uwzględnił gniazdka dla świątecznego drzewka, które to gniazdko, w pozostałej części roku, może służyć jednocześnie jako rezerwa na podpięcie, powiedzmy laptopa. A choinka to tylko fragment problemu. Pozostaje jeszcze rozplanowanie opraw oświetleniowych, w taki sposób żeby oprócz "ładnie" było jeszcze "praktycznie". Uwzględnienie obniżeń sufitów z gips kartonu tak, żeby podkreślały one poszczególne strefy pomieszczenia, rozmieszczenie włączników świateł w sposób wykluczający np. konieczność wstawania z łóżka, tylko po to, żeby przed snem wyłączyć światło (i móc wrócić po ciemku do niego, przy okazji potykając się o pozostałe sprzęty).
 
 
Jaki kolor płytki wybiorę na wannę?
 
Płytek w sklepach jest tak duży wybór, że dla każdego znajdzie się jakaś ciekawa kolekcja (chociaż różnie z tym bywa, bo jak się chce znaleźć coś konkretnego, to może się okazać, że np. płytki ładne ale cena już nie jest urzekająca). Układaniem płytek zajmuje się płytkarz i może to zrobić na dwa sposoby. Albo według projektu albo… tak jak potrafi najlepiej. Wśród płytkarzy, tak jak w każdym zawodzie, można znaleźć wirtuozów, ale trafiają się też (coraz rzadziej na szczęście) również zwykli rzemieślnicy. Tacy, co to fachowo płytki przykleją, ale już w kwestii ułożenia kolorów, czy układu graficznego, czują się niespecjalnie dobrze. Oczywiście, zawsze mogą liczyć na sugestie inwestora, ale zastanówmy się – ilu z nas potrafi "na oko" ocenić ilość płytek potrzebnych do wykończenia łazienki oraz wyobrazić sobie precyzyjnie, gdzie, jaką płytkę należy przykleić, żeby całość wyglądała tak, jak oczekiwaliśmy? Oczywiście – można to zrobić metodą prób i błędów albo machnąć ręką na drobne niedociągnięcia pomysłu (są w końcu w życiu większe problemy).  Ale czy nie lepiej jednak "zobaczyć" swoją łazienkę ZANIM w ogóle kupimy płytki (że o przyklejeniu ich na ścianie nie wspomnę)? Na przykład – na wizualizacji?
 
 
To zaledwie ułamek problemów, z którymi borykają się wszyscy ci, którzy próbują samodzielnie, bez udziału osób trzecich zaprojektować i zrealizować w naturze swoje wymarzone cztery kąty. Jest ich niepomiernie więcej i część z nich, jeżeli podejdziemy do tematu nieprofesjonalnie, będzie nas prześladować przez długie lata, psując przyjemność zamieszkiwania z drobnymi, ale uciążliwymi niedogodnościami, Nie twierdzę, że zatrudniając projektanta wnętrz będziemy mieli 100% pewności, że przemyśli on wszystko, do najdrobniejszego szczegółu. Wiem jednak z całą pewnością, a bazuję tu na kilkunastoletnim już doświadczeniu zawodowym (i rozmowach z klientami, którzy dzielili się ze mną swoimi opiniami), że w takim przypadku, przy dobrej komunikacji obu stron, ryzyko to można ograniczyć do minimum.
Czy wydając duże pieniądze na zakup mieszkania lub budowę domu nie warto wydzielić z nich pewnej kwoty (nie tak w końcu dużej jeśli chodzi o skalę całej inwestycji) na wynajęcie profesjonalisty, który pomoże nam w realizacji marzeń o nowoczesnym i praktycznie urządzonym wnętrzu?
Jest jeszcze druga kwestia – niemniej od pieniędzy istotna. Czas. Każdy, kto budował lub wykańczał, dom, czy mieszkanie, wie ile czasu trzeba poświęcić na wybranie materiałów, wyjaśnienie wykonawcom jak mają wykonać daną pracę, sprawdzenie, czy te wskazówki (w końcu przekazywane ustnie lub na odręcznych szkicach) realizowane są zgodnie z założeniami. Tymczasem w przypadku zatrudnienia projektanta, odpada cała masa czynności, które przejmuje na siebie właśnie on. To na jego głowie jest wybranie (po uzgodnieniu) materiałów i elementów wyposażenia, to on musi wykonać czytelną dla wykonawców dokumentację projektową. To jego rolą jest wytłumaczenie wykonawcom wszelkich niejasności. Mówi się, że czas to pieniądz. Warto przeliczyć zatem ile czasu się zaoszczędza płacąc projektantowi za wykonaną pracę. I odjąć jego wartość od ceny projektu.
Po co komu projektant wnętrz? Zapytajcie tych, którzy z jego usług skorzystali. Oni wiedzą po co.
 
 
Sławomir Jamuła – prowadzi od 1996 r. autorską pracownię projektowania wnętrz MOJE WNĘTRZA. Z realizacjami i projektami powstałymi w pracowni, można zapoznać się na stronie http://www.jamula-wnetrza.pl/
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy