– Mam dobrą radę dla wyborców: jeżeli macie jakąś sprawę do prezydenta, burmistrza, wójta czy radnego, i jest to problem bardzo trudny i skomplikowany, to idźcie do nich z nim teraz. Jest największa szansa, że zostanie rozwiązany – śmieje się dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Święta racja. Przypomina mi się sytuacja sprzed poprzednich wyborów samorządowych w 2010 r. Jako mieszkańcy wieżowca położonego przy bardzo wypadkowym skrzyżowaniu ulic Dąbrowskiego i Chrzanowskiej przez kilka miesięcy staraliśmy się o sygnalizację świetlną na tym skrzyżowaniu. Osobiście, wraz z sąsiadką, byłem w tej sprawie z pisemną petycją do prezydenta Rzeszowa. Tadeusz Ferenc nawet nie chciał słyszeć o światłach, argumentując, że i tak przy ul. Dąbrowskiego są one położone zbyt gęsto i zakłócają płynność ruchu. Próbowaliśmy przekonywać, że bezpieczeństwo kierowców i pieszych jest ważniejsze od płynności ruchu. Bezskutecznie. Wyszliśmy, nic nie wskórawszy. Za 2 czy 3 miesiące do mieszkańców wieżowca dotarła wiadomość, której nikt się nie spodziewał: będą światła na skrzyżowaniu. Może to tylko zbieżność dat, a może nie, ale akurat zbliżała się kampania wyborcza…
Kampania faworyzuje aktualnych włodarzy
W kampanii wyborczej obserwujemy mnóstwo uroczystości w rodzaju oddania nowej drogi czy mostu. – Inwestycje w miastach czy gminach często planuje się tak, by skończyć je właśnie w czasie kampanii. Po to, żeby się było czym pochwalić – uważa Paweł Kuca.
Czasami dochodzi przy tym do takich przepychanek, jak przy okazji zakończenia drugiego etapu rozbudowy drogi wojewódzkiej nr 855 Olbięcin – Stalowa Wola. To duża (oba etapy kosztowały ponad 84 mln zł) i ważna inwestycja (stanowi łącznik pomiędzy dwoma drogami krajowymi). Stąd nic dziwnego, że do skonsumowania tego sukcesu aspirowało wielu „ojców”. Otwierał ją – jako gospodarz województwa – marszałek Władysław Ortyl, którego później zaatakowała na Facebooku posłanka Renata Butryn (PO) za stwierdzenie, że budowa tej drogi to zasługa polityków PiS-u, podobnie jak planowana budowa obwodnicy Stalowej Woli i Niska. Posłanka stwierdziła, że obwodnica Stalowej Woli i Niska to decyzja ówczesnej minister rozwoju regionalnego Elżbiety Bieńkowskiej, która wzięła pod uwagę argumenty posła Zbigniewa Rynasiewicza, europosłanki Elżbiety Łukacijewskiej , burmistrza Niska Juliana Ozimka, prezydenta Stalowej Woli Andrzeja Szlęzaka, a także jej samej.
Inny przykład: na zdjęciu z oddania Parku Naukowo-Technologicznego Dworzysko w Rzeszowie cały rząd przecinających wstęgę. Duża część to kandydaci do różnych szczebli samorządu.
Tabliczkami rozstawionymi w różnych miejscach Krosna, głoszącymi: "Obiecaliśmy i dotrzymaliśmy słowa” i zawierającymi informacje o wybudowanej drodze, zmodernizowanej elektrociepłowni miejskiej, kanalizacji i stacji uzdatniania wody, rozpoczął swoją kampanię wyborczą Piotr Przytocki, ubiegający się ponownie o fotel prezydenta Krosna. Pawłowi Kucy kampania Przytockiego się akurat podoba. Politolog uważa, że – z punktu widzenia prezydenta – warto przypomnieć mieszkańcom dokonania, bowiem wyborcy albo w ogóle o nich nie wiedzą, albo o nich zapominają.
Nie chodzi o to, by nie kończyć inwestycji i nie przecinać wstęg, by nie zostać posądzonym o to, że wykorzystujemy te fakty w kampanii. Problem – na co zwraca uwagę politolog z UR – leży gdzie indziej: kampania wyborcza zawsze faworyzuje aktualnych prezydentów, burmistrzów i wójtów. Dysponują oni dużymi budżetami na inwestycje, które mogą legalnie wydawać na przedsięwzięcia, które nie tylko służą mieszkańcom, ale także budują ich pozycję. Kontrkandydaci są tych możliwości pozbawieni i mogą się ograniczyć jedynie do podważania osiągnięć obecnego włodarza. Ale, jak uważa Paweł Kuca, przy tych możliwościach, jakie mają obecnie samorządy, burmistrz czy wójt musiałby rzeczywiście bardzo „podpaść” elektoratowi, żeby nie zostać wybrany ponownie. – Ta nierówność szans to jeszcze jeden argument za kadencyjnością w samorządzie – uważa politolog.
– Mam dobrą radę dla wyborców: jeżeli macie jakąś sprawę do prezydenta, burmistrza, wójta czy radnego, i jest to problem bardzo trudny i skomplikowany, to idźcie do nich z nim teraz. Jest największa szansa, że zostanie rozwiązany – śmieje się dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Święta racja. Przypomina mi się sytuacja sprzed poprzednich wyborów samorządowych w 2010 r. Jako mieszkańcy wieżowca położonego przy bardzo wypadkowym skrzyżowaniu ulic Dąbrowskiego i Chrzanowskiej przez kilka miesięcy staraliśmy się o sygnalizację świetlną na tym skrzyżowaniu. Osobiście, wraz z sąsiadką, byłem w tej sprawie z pisemną petycją do prezydenta Rzeszowa. Tadeusz Ferenc nawet nie chciał słyszeć o światłach, argumentując, że i tak przy ul. Dąbrowskiego są one położone zbyt gęsto i zakłócają płynność ruchu. Próbowaliśmy przekonywać, że bezpieczeństwo kierowców i pieszych jest ważniejsze od płynności ruchu. Bezskutecznie. Wyszliśmy, nic nie wskórawszy. Za 2 czy 3 miesiące do mieszkańców wieżowca dotarła wiadomość, której nikt się nie spodziewał: będą światła na skrzyżowaniu. Może to tylko zbieżność dat, a może nie, ale akurat zbliżała się kampania wyborcza…