Do wyborów samorządowych pozostał rok. Aż rok, ale dla potencjalnych rywali prezydenta Tadeusza Ferenca – tylko rok, bowiem jeżeli chcą powalczyć z popularnym włodarzem stolicy województwa, kampanię wyborczą powinni zacząć właściwie już teraz. Na to się jednak nie zanosi.
Na dziś, jak się dowiadujemy w okolicach Urzędu Miasta, nic nie wskazuje na to, by Tadeusz Ferenc zamierzał zrezygnować ze starania się o czwartą kadencję. Kandydowanie prezydenta w 2011 r., zaledwie po upływie roku jego trzeciej kadencji, do Senatu, zrodziło komentarze, że jest on zmęczony, wiekowy (w lutym przyszłego roku skończy 74 lata) i że funkcja senatora, o wiele spokojniejsza, byłaby optymalnym zakończeniem jego kariery polityczno-samorządowej. Ferenc przegrał nieznacznie wybory do Senatu z Kazimierzem Jaworskim, w związku z czym kontynuuje swoją trzecią kadencję w Ratuszu.
Zdaniem naszych informatorów, Tadeusz Ferenc na pewno wystartuje w przyszłym roku na prezydenta Rzeszowa. Z prostego powodu: jest „człowiekiem czynu” (a zatem w senackiej „izbie refleksji” raczej by się nudził), kocha to co robi, a poza tym cieszy się niesłabnącym, sięgającym 70 proc., poparciem rzeszowian i jest prawdopodobne, że i tym razem wygra w pierwszej turze.
Ale to, czy tak się stanie, zależy także od tego, kto będzie jego kontrkandydatem. I tu raczej – w sensie układu partyjnego – niespodzianki nie będzie: po raz kolejny jedyną partią, która będzie chciała powalczyć z Ferencem, będzie PiS. Pozostałe – z PO i SLD na czele – raczej „odpuszczą” sobie wybory prezydenckie i nie wystawią swoich kandydatów lub wystawią ich, ale tylko po to, by zaistnieć, bez nadziei na dobry wynik. Przynajmniej część z nich poprze obecnego prezydenta i zadowoli się funkcjami wiceprezydentów i przewodniczącego Rady Miasta.
Jeżeli chodzi o kandydata PiS, jest pytanie, czy Tadeusz Ferenc „ma z kim przegrać”. Mówiąc szczerze, nie bardzo widzę taką kandydaturę. Jest tajemnicą Poliszynela, że o prezydenturze w Rzeszowie marzy poseł Andrzej Szlachta, który rządził już stolicą województwa w latach 1999-2002. Nie ma on jednak – nieważne, słusznie czy nie – najlepszego wizerunku i jest skazany na sromotną porażkę z Ferencem, czego jakby nie przyjmował do wiadomości.
Cztery lata temu kandydatem PiS na prezydenta był Jerzy Cypryś, obecny szef klubu radnych tej partii w Radzie Miasta. Pytanie, czy zechciałby wkroczyć drugi raz do tej samej rzeki, tym bardziej, że od niedawna piastuje funkcję wicedyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy, którego rola w nowej perspektywie finansowej 2014-2020 wzrośnie. A zarem może lepszy pewny stołek w WUP-ie niż niepewny w Ratuszu. Pytanie też, czy chciałby rywalizować już nie tylko z Ferencem, ale i rywalami z własnej partii.
Mocnym kandydatem, będącym godnym rywalem obecnego prezydenta, byłby obecny poseł PiS Stanisław Ożóg. Problem w tym, że nie mieszka w Rzeszowie, a przede wszystkim, że – według naszych informacji – jeżeli byłby zainteresowany jakąś funkcją samorządową (ma tu bogate doświadczenie: w przeszłości był burmistrzem Sokołowa Młp. i starostą rzeszowskim), to raczej funkcją marszałka województwa w nowym rozdaniu (jeżeli obecny marszałek Władysław Ortyl zdobyłby prezydenturę w Mielcu, o której ponoć marzy).
Tak czy owak, na razie Tadeusz Ferenc w Rzeszowie „nie ma z kim przegrać”. Czy to się zmieni przez rok?