– Mam wrażenie, być może subiektywne, że większość osób, które używają pojęcia Smart City, czyli miasto inteligentne, gdzieś z tyłu głowy, może podświadomie, myśli o technologii: mieście, które jest naszpikowane czujnikami, komputerami, centralnie sterowane, zarządzane etc. Ja się oczywiście z tym kompletnie nie zgadzam. Uważam, ze to postawienie problemu na głowie. Takie myślenie jest szalenie niebezpieczne, bo godzi w naszą wolność, jest potwornym zagrożeniem – przekonywał rzeszowski architekt Maciej Łobos. Używanie technologii jako remedium na nasze bolączki nazwał absurdem. – Dopóki człowiek będzie na pierwszym miejscu, dopóty kierunek będzie właściwy – podkreślał z kolei Daniel Jamróz z Centrum Systemów Bezpieczeństwa.
Na czym polega idea Smart City? Czy wszystkie miasta rzeczywiście muszą być inteligentne? W którym miejscu jesteśmy w rozwoju naszych miast? Na te i podobne pytania odpowiadali w sobotnie popołudnie uczestnicy debaty „Smart City” w ramach Kongresu Smart Project, Building& City, odbywającego się w rzeszowskiej hali Podpromie podczas 25. Podkarpackich Targów Budownictwa „Expo Dom”.
Miasto dostępne dla wszystkich
W dwóch wykładach wprowadzających do debaty prelegenci próbowali zdefiniować pojęcie Smart City. Dr hab. inż. arch. Patrycja Haupt z Politechniki Krakowskiej przekonywała, że miasto, które jest przestrzenią przez nas oswojoną, staje się coraz bardziej przyjazne, ale niekoniecznie dla wszystkich. Cechami przestrzeni miejskiej jest dynamiczna zmienność i ciągła stymulacja zmysłów. Zdaniem dr Haupt, nie dla wszystkich taka przestrzeń jest przyjazna, zrozumiała, nie wszyscy mogą się w niej czuć dobrze. W naszym społeczeństwie jest coraz więcej osób starszych, z wydłużaniem się czasu życia wiążą się zagrożenia dla zdrowia, miejska przestrzeń robi się nie dla wszystkich dostępna, a dla niektórych wręcz trudna do zaakceptowania. Ci ludzie przestają z niej korzystać, zamykają się w jakiejś przestrzeni.
Co inteligentne miasto może dla nas zrobić? Jak wykorzystać te technologie, żeby przestrzeń miejska stała się dostępna dla wszystkich? – Koncepcja Smart City polega na zarządzaniu informacją – stwierdziła prelegentka.– Te informacje mogą sprawić, że korzystanie z przestrzeni będzie ułatwione.
Mogą to być ułatwienia w korzystaniu z terenu czy budynków, rozwiązania ułatwiające mobilność, jeśli cierpimy z powodu jakiejś niepełnosprawności, dysfunkcji stałej czy czasowej, może to być funkcja aktywizacji, bowiem jeżeli będziemy zachowywali pewną sprawność, to będziemy mogli sprostać wyzwaniom współczesnego życia, wreszcie mogą to być usługi opiekuńcze. Prelegentka podała przykłady aplikacji, które ułatwiają korzystanie z przestrzeni miejskiej – od ułatwiających poruszanie się po mieście po monitorujące stan zdrowia.
Dr inż. Mateusz Szarata z Politechniki Rzeszowskiej pokazał, na czym polega „inteligentne miasto” na przykładzie systemu ITS – Inteligentnego Transportu Miejskiego, którego celem jest zwiększenie przepustowości, poprawa bezpieczeństwa ruchu, znaczne skrócenie czasu podróży, zmniejszenie zużycia energii. ITS obejmuje m.in. system zarządzania ruchem, priorytetowania pojazdów komunikacji zbiorowej, dostarcza informacji o aktualnej sytuacji na drodze kierowcom i pasażerom, wreszcie pozwala na elektroniczny pobór opłat.
Fot. Tadeusz Poźniak
Kolejnym krokiem, zdaniem Szaraty, będzie wymiana informacji pomiędzy pojazdami, które poruszają się w sieci oraz pojazdy autonomiczne. Prelegent stwierdził, że wprawdzie według badań większość kierowców woli klasyczny samochód od pojazdu autonomicznego, bo my po prostu kochamy jeździć samochodem, ale za 10 lat to się może zmienić. Choć do przejścia na pełną autonomiczność trochę czasu jeszcze upłynie.
„Inteligentny” to nie to samo co „automatyczny”
Po dwóch wystąpieniach wstępnych odbyła się debata z udziałem zaproszonych gości. Na początku jej uczestnicy starali się zdefiniować, co rozumieją pod pojęciem Smart City.
Dla Stanisława Rybickiego z Politechniki Krakowskiej, idea Smart City to – w momencie, kiedy widzimy, że miasta bardzo szybko się „zatykają” i nie mamy na nie pomysłu – bardziej „krzyk rozpaczy” niż wizja, „oswajanie rzeczywistości”, abyśmy mogli „zmniejszyć uciążliwość nas samych”.
Według Macieja Łobosa, chodzi przede wszystkim o skierowanie się na człowieka, odejście od myślenia technologią. – Technologia to jest narzędzie – przekonywał architekt. I dodał: – Michał Anioł tworzył wielkie rzeczy nie mając obrabiarek numerycznych ani komputerów. Z przestrzenią w mieście jest dokładnie tak samo. Najpierw jest pytanie o to, kim jest człowiek, jakie są jego potrzeby, jak działają jego zmysły, z tych zmysłów wynika skala przestrzeni, to, w jaki sposób nawiązujemy ze sobą relacje, a dopiero z tego wynika, jakie miasto powinno być. Dlatego najpierw musimy sobie postawić pytanie „dlaczego”, a dopiero potem „jak”.
Zdaniem Daniela Jamroza, problemy ze zrozumieniem tego, czym jest Smart City, polegają na tym, że mylimy pojęcie „inteligentny” z „automatycznym”. – Rozgraniczyłbym, co ma być inteligentne, a co automatyczne – stwierdził Jamróz. Również i on opowiedział się za tym, aby w wizji Smart City to człowiek był na pierwszym miejscu.
Renata Święcińska, przewodnicząca Podkarpackiej Okręgowej Izby Architektów RP, przekładając treść pojęcia „smart” na miasto, stwierdziła, że miasto przyszłości musi być „przystojne”, musi budzić pozytywne uczucia mieszkańców, musi być „mądre”, a więc zaplanowane tak, by służyło mieszkańcom, „dowcipne”, czyli musi stwarzać takie aspekty życia w mieście, aby zachęcać do przebywania w nim, czyli zainteresować sobą mieszkańców.- To człowiek decyduje o tym, jakie to miasto ma być, ludzie tworzą miasto dla siebie, a nie tworzymy miasto dla ludzi – stwierdziła Święcińska. Zwróciła uwagę na planowanie przestrzenne, które jest zasadniczym elementem odpowiedniego kształtowania i funkcjonowania miasta.
– Cieszę się, że technologie, którymi dysponujemy, nie są jeszcze tak mocno zaawansowane jak byśmy chcieli. Jeszcze decydujemy o sobie. One mają nam ułatwić życie, ułatwić bezpieczeństwo w mieście, uprzyjemnić miasto – stwierdził prof. Tomasz Kapecki z Politechniki Krakowskiej. Przywołał filmowe wizje miast utopijnych, w których systemy sterują wszystkim, co dotyczy człowieka i gdzie wypowiedzenie słowa „kradzież” automatycznie powoduje aresztowanie, bo oznacza, że ten człowiek coś knuje. – Boję się takich miast i wydaje mi się, że dopóki technologia jest jeszcze słaba, to na razie panujemy nad nią, nad infrastrukturą miasta – stwierdził uczestnik debaty.
Nie potrzebuję, by znak drogowy do mnie gadał
Czy wszystkie miasta muszą być inteligentne? Renata Święcińska odpowiedziała na to pytanie twierdząco, nie godząc się na tworzenie sztucznych podziałów miast według priorytetu ważności potrzeb mieszkańców. – Tworzenie sztucznych podziałów miast byłoby ograniczaniem samych siebie w rozwoju – stwierdziła.
Zdaniem Tomasza Kapeckiego, to skala miasta decyduje o tym, co chcemy stworzyć, jeżeli chodzi o elementy Smart City. W przypadku mniejszego miasta trzeba wydobyć jedynie elementy potrzebne, bo nie wszystko trzeba regulować, nie nad wszystkim trzeba panować. Na pewno warto zastosować inteligentne rozwiązania dotyczące komunikacji, bezpieczeństwa, segregacji materiałów wtórnych, zieleni, odpoczynku. I to wystarczy, bo są to drogie inwestycje, nawet dla dużego miasta, a przeinwestowanie jest drogie w tworzeniu systemu i utrzymaniu.
– Bardziej bym się zastanowił, żeby popracować u podstaw, czyli zastąpić słowo „smart” słowem „dostępny” – zaproponował Daniel Jamróz. – Społeczeństwo się szybko starzeje, w połowie wieku ok. 66 proc. ludzi ma mieszkać w miastach i bardziej bym się zastanowił, żeby to miasto rzeczywiście było dla wszystkich dostępne, żeby każdy mógł się po mieście swobodnie poruszać i czuć się dobrze.
Zdaniem Jamroza, miasta powinny być inteligentne, ponieważ dla osób niedosłyszących, niedowidzących, czy z innymi dysfunkcjami, te wszystkie aplikacje są potrzebne. Ale tutaj , jak stwierdził, szukałby prostych rozwiązań: by można było łatwo dotrzeć do urzędu, wziąć udział w każdej imprezie kulturalnej, a przy tym by można było jak najwięcej spraw załatwić przez internet. Warto, jak podkreślił, o tym pamiętać w momencie, kiedy często przy temacie Smart City mówimy o rzeczach wygórowanych, o których możemy tylko pomarzyć patrząc na wielkie miasta.
– Każde miasto powinno być „smart”, bo nawet mieszkańcy małego miasta potrzebują dostępu do technologii, która pozwoli im łatwiej dostać się do lekarza czy załatwić jakąś sprawę w urzędzie. Jeżeli chodzi o transport, to trzeba stosować rozwiązania w zależności od potrzeb – podkreślał Mateusz Szarata.
Fot. Tadeusz Poźniak
– Miasto inteligentne definiuję, jako miasto przyjazne dla człowieka, gdzie place i skwery zielone są odległe o 2 minuty na nogach od miejsca zamieszkania każdego mieszkańca, a nie jak Park Papieski, do którego trzeba dojechać na przedmieścia autobusem, gdzie w parterach głównych ulic nie wolno lokować siedzib banków, bo to powoduje, że tkanka miejska wymiera, gdzie ulice mają właściwe proporcje, a przestrzenie publiczne zwykle nie mają więcej niż 20 metrów itd. Itd. – przekonywał Maciej Łobos. Jego zdaniem, są proste i tanie sposoby uczynienia miasta przyjaznym dla mieszkańców i nie trzeba stosować rozwiązań na wyrost: – Nie potrzebuję, żeby znak drogowy do mnie gadał.
W którym miejscu jesteśmy w rozwoju naszych miast? Uczestnicy debaty byli dość zgodni, że na początku drogi. – I nie bardzo widzimy przebieg tej drogi – przekonywał Sławomir Rybicki.
Zdaniem Macieja Łobosa, dobrze by było wsiąść do wehikułu czasu i popatrzeć, z jakimi problemami borykały się miasta szeroko pojętego Zachodu i jak sobie z nimi poradziły. – Mam nieodparte wrażenie, że my tego nie robimy – stwierdził. A zatem, nie uczymy się na błędach tamtych miast. Architekt zwrócił uwagę, że taka dyskusja powinna się odbywać z udziałem polityków, bo to oni będą podejmować strategiczne decyzje. – My możemy im tylko tłumaczyć, licząc, że zrozumieją – dodał Łobos.
Z kolei Daniel Jamróz zauważył, że miasta uczą się od siebie i kopiują od siebie różne rozwiązania, ale nadal są to rozwiązania nie do końca przemyślane i potrzebne, a przy tym dużo kosztują. – Widziałbym je o 80 proc. tańsze i spełniałyby taką samą rolę jak teraz, ponieważ 70 proc. rzeczy w tych projektach nie jest potrzebne, albo 95 proc. funkcji w tych urządzeniach nie jest wykorzystywanych.